Jutro jest dzień wigilijny... a po nim Święta Bożego Narodzenia. Z tej to okazji chcę wszystkim moim znajomym, bliskim, wytrwałym czytaczom i tym mniej wytrwałym oraz wszystkim, którzy zajrzą celowo lub przypadkiem na mojego bloga... przesłać najserdeczniejsze życzenia, a więc dużo zdrowia, mądrości, pogody ducha, miłości, zrozumienia, empatii i uśmiechu na każdy dzień. Spokojnych i obfitych Świąt, a także ciekawego i szczęśliwego Nowego Roku 2011 życzę z całego serca...
Bogdan Chmielewski
Link do bloga pt. Poezja, którą da się czytać
Poniżej zamieszczam link do mojego wcześniejszego bloga pt. Poezja, która da się czytać...
http://moja-poezja-proza.blogspot.com
http://moja-poezja-proza.blogspot.com
czwartek, 23 grudnia 2010
niedziela, 19 grudnia 2010
Niedziela 19 grudnia 2010
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia… W domach wzmożone przygotowania i gorączkowe liczenie pieniążków na większe niż zwykle wydatki. Wszelakie banki wręcz prześcigają się w oferowaniu Świątecznych kredytów. Każdy z nich zachwala i zachęca do zaciągania pożyczki, ale nikt nie wspomina nawet jednym słowem o odsetkach, które za tą pożyczkę trzeba będzie spłacać miesiącami. Święta to Święta… Ludzie nie bacząc na własne zasoby finansowe, możliwości i konsekwencje spłaty, biorą te kredyty i kupują choinki, ozdobniki, prezenty dla przyjaciół i najbliższej rodziny, a także duże ilości artykułów spożywczych, ciast, owoców, napojów i alkoholu. No i w pierwszej chwili wszyscy się cieszą i są zadowoleni. Kredytodawcy bo zarabiają na słonych odsetkach, producenci i sprzedawcy na wzmożonych obrotach a więc dużych zyskach i kredytobiorca bo zrobi Święta w pełnym blasku i dostatku. Jednak dla niego sytuacja zmieni się po Nowym Roku… Oto przychodzą raty wraz z wielkimi odsetkami i trzeba je kosztem innych potrzeb spłacić.
W związku z tym ludziska tłumnie nawiedzają wszelkie sklepy spożywcze, monopolowe i hipermarkety. Tam można kupić taniej… a przede wszystkim, cały asortyment i to czego pragniemy w jednym miejscu. Nie da się ukryć, że jest to bardzo wygodne chociaż z cenami nie zawsze jest tak pięknie jak zachęcają wszystkich kupujących reklamy i jakże często nieprawdziwe promocje. Człowiek to dziwna dwunożna istota i jego codzienne zachowania często są niepojęte i wręcz niezrozumiałe. Narzekamy na innych, na obsługę sklepową, na jakość towaru, na rzemieślników, sąsiadów, dozorców domów i wszystko na co narzekać da się. A jak tu nie narzekać jeśli poszczególny człowiek swoimi niestosownymi czynami daje powody do narzekania i niezadowolenia współbraci. Najdziwniejsze z tego całego cyrku kulturalno obyczajowego jest to, że każdy kieruje się egoizmem, każdy oczekuje coraz milszego zachowania, coraz lepszej obsługi i traktowania. Każdy oczekuje uprzejmości, uśmiechu, dobrego i uczciwego doradztwa… a sam zachowuje się jak najbardziej nagannie, wręcz chamsko, nieuprzejmie, niekulturalnie, agresywnie, wulgarnie, lekceważąco i często wręcz irracjonalnie…! Jednym z przykładów na niezrozumiałe zachowanie jest taki oto przykład: Otóż Jednego wieczoru byłem w hipermarkecie X. Po części z myślą o zbliżających się Świętach pojechałem do jednego z nich aby nabyć kilka artykułów spożywczych. Przechodząc, czy jak kto woli przepychając swój wózek zakupowy przez stoisko z owocami południowymi, moją uwagę i wzrok przyciągnęła pewna kobieta w średnim wieku. Była schludnie ubrana, uczesana z przedziałkiem na środku głowy z którego prześwitywały pasemka siwych włosów. Wyglądała normalnie (to znaczy nie wyglądała na osobę bezdomną). Stoi więc ta kobieta przy wielkim koszu pomarańczy i maca badając… (no właśnie co…? ) chyba twardość, lub miękkość, bo na pewno nie dojrzałość ani tym bardziej smak każdego owocu kolejno. Wytrwale ściska i miętosi każdą pomarańczę z osobna… identycznie jak ja damskie piersi i odkłada do kosza nie decydując się na włożenie którejś do swojego zakupowego koszyka. Stoję, patrzę i skręca mnie złość od środka bo po przejściu kilku takich wstrętnych bab, pomarańcze będą się nadawały dla małp w ogrodzie zoologicznym… chociaż widziałem małpy które odrzucały byle jakiej jakości owoce… więc jeśli małpy nie zaakceptują takich wymiętoszonych owoców, cały zapas pójdzie prosto na śmietnik. Wreszcie super klientka zdecydowała się na jeden owoc… to znaczy zaczęła obierać go ze skórki mniej więcej do połowy wysokości. Gdy owoc już udostępnił swój środek ugryzła to co wystawało ponad skórkę i mieląc gębą testuje smak pomarańczy. Minę ma jakąś skrzywioną i niewyraźną więc śmiało zakładam, że owoc nie przypadł jej do smaku… i o dziwo moje założenia się sprawdzają… okropny babsztyl bezceremonialnie wypluwa zmiażdżony zębami miąższ pod kosz z owocami a obraną i nadgryzioną pomarańczę wrzuca do kosza pełnego jeszcze całych cytrusów…! Wstydzę się przyznać co czułem w tym momencie… ale powiem szczerze co o tej obrzydliwej klientce pomyślałem: Otóż pomyślałem, że zaraz do niej doskoczę… złapię za ten głupi łeb… kopnę w zadek tak mocno, że halę sklepową przeleci na wysokości dachu, wypadnie na zewnątrz z wielkim hukiem i zatrzyma się dopiero na odludnym pustkowiu gdzie nie rosną nie tylko pomarańcze… ale żadne inne owoce. Jednak ostatkiem sił własnej woli powstrzymałem swoje agresywne zapędy. Pokiwałem tylko głową z politowaniem i zniesmaczony odszedłem w swoim kierunku. Co tkwi w ludziach, że tak paskudnie się zachowują…? Złość, nienawiść do całej ludzkości, czy też brak podstawowych zasad funkcjonowania w cywilizowanym świecie… a może tak jak w dojrzałym wieku doświadczamy wtórnego analfabetyzmu tak i doznajemy wstecznego rozwoju człowieczeństwa…? Widząc takie obrazki, które wcale nie są sporadyczne ani odosobnione aż boję się przyznać, że należę do naczelnych tego globu…
W związku z tym ludziska tłumnie nawiedzają wszelkie sklepy spożywcze, monopolowe i hipermarkety. Tam można kupić taniej… a przede wszystkim, cały asortyment i to czego pragniemy w jednym miejscu. Nie da się ukryć, że jest to bardzo wygodne chociaż z cenami nie zawsze jest tak pięknie jak zachęcają wszystkich kupujących reklamy i jakże często nieprawdziwe promocje. Człowiek to dziwna dwunożna istota i jego codzienne zachowania często są niepojęte i wręcz niezrozumiałe. Narzekamy na innych, na obsługę sklepową, na jakość towaru, na rzemieślników, sąsiadów, dozorców domów i wszystko na co narzekać da się. A jak tu nie narzekać jeśli poszczególny człowiek swoimi niestosownymi czynami daje powody do narzekania i niezadowolenia współbraci. Najdziwniejsze z tego całego cyrku kulturalno obyczajowego jest to, że każdy kieruje się egoizmem, każdy oczekuje coraz milszego zachowania, coraz lepszej obsługi i traktowania. Każdy oczekuje uprzejmości, uśmiechu, dobrego i uczciwego doradztwa… a sam zachowuje się jak najbardziej nagannie, wręcz chamsko, nieuprzejmie, niekulturalnie, agresywnie, wulgarnie, lekceważąco i często wręcz irracjonalnie…! Jednym z przykładów na niezrozumiałe zachowanie jest taki oto przykład: Otóż Jednego wieczoru byłem w hipermarkecie X. Po części z myślą o zbliżających się Świętach pojechałem do jednego z nich aby nabyć kilka artykułów spożywczych. Przechodząc, czy jak kto woli przepychając swój wózek zakupowy przez stoisko z owocami południowymi, moją uwagę i wzrok przyciągnęła pewna kobieta w średnim wieku. Była schludnie ubrana, uczesana z przedziałkiem na środku głowy z którego prześwitywały pasemka siwych włosów. Wyglądała normalnie (to znaczy nie wyglądała na osobę bezdomną). Stoi więc ta kobieta przy wielkim koszu pomarańczy i maca badając… (no właśnie co…? ) chyba twardość, lub miękkość, bo na pewno nie dojrzałość ani tym bardziej smak każdego owocu kolejno. Wytrwale ściska i miętosi każdą pomarańczę z osobna… identycznie jak ja damskie piersi i odkłada do kosza nie decydując się na włożenie którejś do swojego zakupowego koszyka. Stoję, patrzę i skręca mnie złość od środka bo po przejściu kilku takich wstrętnych bab, pomarańcze będą się nadawały dla małp w ogrodzie zoologicznym… chociaż widziałem małpy które odrzucały byle jakiej jakości owoce… więc jeśli małpy nie zaakceptują takich wymiętoszonych owoców, cały zapas pójdzie prosto na śmietnik. Wreszcie super klientka zdecydowała się na jeden owoc… to znaczy zaczęła obierać go ze skórki mniej więcej do połowy wysokości. Gdy owoc już udostępnił swój środek ugryzła to co wystawało ponad skórkę i mieląc gębą testuje smak pomarańczy. Minę ma jakąś skrzywioną i niewyraźną więc śmiało zakładam, że owoc nie przypadł jej do smaku… i o dziwo moje założenia się sprawdzają… okropny babsztyl bezceremonialnie wypluwa zmiażdżony zębami miąższ pod kosz z owocami a obraną i nadgryzioną pomarańczę wrzuca do kosza pełnego jeszcze całych cytrusów…! Wstydzę się przyznać co czułem w tym momencie… ale powiem szczerze co o tej obrzydliwej klientce pomyślałem: Otóż pomyślałem, że zaraz do niej doskoczę… złapię za ten głupi łeb… kopnę w zadek tak mocno, że halę sklepową przeleci na wysokości dachu, wypadnie na zewnątrz z wielkim hukiem i zatrzyma się dopiero na odludnym pustkowiu gdzie nie rosną nie tylko pomarańcze… ale żadne inne owoce. Jednak ostatkiem sił własnej woli powstrzymałem swoje agresywne zapędy. Pokiwałem tylko głową z politowaniem i zniesmaczony odszedłem w swoim kierunku. Co tkwi w ludziach, że tak paskudnie się zachowują…? Złość, nienawiść do całej ludzkości, czy też brak podstawowych zasad funkcjonowania w cywilizowanym świecie… a może tak jak w dojrzałym wieku doświadczamy wtórnego analfabetyzmu tak i doznajemy wstecznego rozwoju człowieczeństwa…? Widząc takie obrazki, które wcale nie są sporadyczne ani odosobnione aż boję się przyznać, że należę do naczelnych tego globu…
czwartek, 9 grudnia 2010
Czwartek 09 grudnia 2010
Ach ta zima.
Teoretycznie jeszcze zimy nie ma. Zacznie się dopiero 21 grudnia tego roku. Co prawda pokazała już swoje prawdziwe oblicze i kilka dni dawała się we znaki wszystkim służbom miejskim, kierowcom i tym, którzy nie akceptują tej pory roku. Jednak jak wszyscy widzimy w tej chwili nastała odwilż i powraca do nas późna jesień. Pierwszy poryw pokazał czego należy się spodziewać po tym kilkumiesięcznym okresie. Mieliśmy okazję przekonać się, że w jesieni zima potrafi posypać obficie śniegiem i zmrozić porządnym mrozem. Wszystko to chociaż trwało zaledwie kilka dni pokazało kim my ludzie, w życiu codziennym dla siebie jesteśmy… A jesteśmy egoistami aż do bólu, brak nam zrozumienia dla innych współziomków, mało kto potrafi współczuć i pomagać obcemu człowiekowi. Pomoc i wsparcie zdarza się wśród znajomych, sąsiadów, albo najbliższej rodziny, jednak nie jest stałym poczuciem niesienia pomocy. Z mojego doświadczenia życiowego wynika, że raczej tylko incydencjonalnie… sporadycznie zdarza się bezinteresowna pomoc. W związku z tym, że tacy jesteśmy, źle nam się w otoczeniu obcych ludzi funkcjonuje. Wcale nierzadko także i wśród, wydawać by się mogło, dobrych znajomych i sąsiadów. Dlaczego tak się dzieje…? Dlaczego nie przejawiamy więzi współczucia i dobrego wychowania wobec siebie. Dlaczego nie uczymy dzieci i siebie moralnych i kulturalnych zasad współistnienia w dzisiejszym świecie…? Ano dlatego, że jesteśmy zatwardziałymi ludźmi, widzącymi wszystko i wszystkich przez pryzmat materialnego egoizmu…!
Bardzo dobrze widać kulturę człowieka w czasie takiego nagłego ataku wczesnej zimy… i na tą okoliczność przytoczę kilka godnych pożałowania przykładów: Ktoś pracowity i dbający o komfort parkowania własnego samochodu oczyścił ze zwałów śniegu miejsce, w którym parkuje przed budynkiem zamieszkania. Napracował się bo śniegu było dużo, parkował do rana… potem pojechał do pracy… a tu pojawił się przejezdny cwaniak i nygus w jednej osobie, i cmyk na wyczyszczone pięknie miejsce. Żeby było śmieszniej i wredniej teraz pozostawił swoje auto na dłużej… jest to kilkanaście godzin, albo kilka dni, czasem tygodni. Częstym zjawiskiem w takich warunkach jest niewłaściwe i zarazem niepojęte parkowanie. Jedzie taki kierowca, najczęściej w spódnicy i w butach na szpilkach, musi zatrzymać pojazd na jakiś czas… ale śnieg wysoki, no to parkuje metr od krawężnika… tuż przy wyjeżdżonej przez inne samochody koleinie. W taką koleinę można bezpiecznie postawić stopę obutą w pantofelki na szpileczkach i śnieg nie nasypie się do bucika… A inni użytkownicy drogi… ? A co takiemu pożal się Boże kierowcy po innych użytkownikach. Ważne, że bucik się nie pobrudził i stopa sucha… Kolejny częsty i naganny przykład polega na wyczajeniu miejsca wysprzątanego przez dozorcę budynku. Jak wszyscy się domyślili są to chodniki, czyli przejścia dla pieszych. Jedzie tedy taki szofer… od urodzenia ma uszkodzone w mózgu obszary odpowiedzialne za uczucia, logikę i zdrową wyobraźnię, i cmyk na czyściutki chodniczek… zatarasował całe przejście… a pieszy…? A co mu tam pieszy… stary, młody, albo inwalida. Niech zapieprza po zaspach sięgających kolan, albo środkiem zapapranej solą i chemią jezdni. Niech mu przemokną buty, niech mu się ślizgają nogi w brei pośniegowej… może się przeziębi, albo przewróci i zniszczy ubranie, które ma na sobie… Będzie trochę śmiechu jak taki dziadek o lasce wywinie orła i złamie rękę w której trzyma laskę. Po jakiego diabła taki staruch łazi po ulicy…? Mógł siedzieć w domu to by się nie przewrócił. A jak nie ma nikogo kto mu pomoże zrobić zakupy? Też ma siedzieć w domu i głodować aż jaśnie szofer zjedzie z chodnika i umożliwi mu bezpieczne przejście? A co w takich przypadkach robi Straż miejska? Nie wiecie co robi? Ano siedzi w przytulnym i zamaskowanym za pryzmą śniegu samochodzie i na radar łapie kierowców, którym uda się w tej brei pośniegowej przekroczyć prędkość…! A dlaczego Policja i Strażnicy miejscy widząc takie ewidentne wykroczenia przeciw kodeksowi drogowemu przejeżdżają obojętnie i nie reagują w zdecydowany sposób. Dlaczego nie wlepiają porządnych mandatów, a jeszcze lepiej by było, gdyby każdemu niewłaściwie parkującemu posiadaczowi auta, odholowano pojazd na służbowy parking. Tam trzymać tydzień i pobierać słoną zapłatę za powiedzmy prawnie uzasadnioną usługę…? Znając mentalność Rodaków myślę, że właśnie srogie kary i duże niedogodności zmusiłyby ich do przestrzegania przepisów i kierowania się zdrowym rozsądkiem wobec prawa i bliźniego… Reasumując wszystko wydaje się być takie proste i oczywiste… ale jak zmusić do uczciwości i zdrowego rozsądku tych, którzy miast egzekwować prawo sami je łamią na skutek niedbalstwa i olewającej postawy wobec urzędu jaki piastują…?! A może ktoś z Was Drodzy czytacze ma skuteczny sposób na to by wprowadzić w szeregi posad urzędowych a także wielu innych posad solidność, uczciwość i odpowiedzialność karną za zajmowane stanowisko. Może odpowiedzialność karna za podejmowanie i wdrażanie idiotycznych ustaw, przepisów i kolejnych nowelizacji kodeksów sprawiłaby, że byłoby łatwiej i lepiej żyć w naszym kraju…?
Teoretycznie jeszcze zimy nie ma. Zacznie się dopiero 21 grudnia tego roku. Co prawda pokazała już swoje prawdziwe oblicze i kilka dni dawała się we znaki wszystkim służbom miejskim, kierowcom i tym, którzy nie akceptują tej pory roku. Jednak jak wszyscy widzimy w tej chwili nastała odwilż i powraca do nas późna jesień. Pierwszy poryw pokazał czego należy się spodziewać po tym kilkumiesięcznym okresie. Mieliśmy okazję przekonać się, że w jesieni zima potrafi posypać obficie śniegiem i zmrozić porządnym mrozem. Wszystko to chociaż trwało zaledwie kilka dni pokazało kim my ludzie, w życiu codziennym dla siebie jesteśmy… A jesteśmy egoistami aż do bólu, brak nam zrozumienia dla innych współziomków, mało kto potrafi współczuć i pomagać obcemu człowiekowi. Pomoc i wsparcie zdarza się wśród znajomych, sąsiadów, albo najbliższej rodziny, jednak nie jest stałym poczuciem niesienia pomocy. Z mojego doświadczenia życiowego wynika, że raczej tylko incydencjonalnie… sporadycznie zdarza się bezinteresowna pomoc. W związku z tym, że tacy jesteśmy, źle nam się w otoczeniu obcych ludzi funkcjonuje. Wcale nierzadko także i wśród, wydawać by się mogło, dobrych znajomych i sąsiadów. Dlaczego tak się dzieje…? Dlaczego nie przejawiamy więzi współczucia i dobrego wychowania wobec siebie. Dlaczego nie uczymy dzieci i siebie moralnych i kulturalnych zasad współistnienia w dzisiejszym świecie…? Ano dlatego, że jesteśmy zatwardziałymi ludźmi, widzącymi wszystko i wszystkich przez pryzmat materialnego egoizmu…!
Bardzo dobrze widać kulturę człowieka w czasie takiego nagłego ataku wczesnej zimy… i na tą okoliczność przytoczę kilka godnych pożałowania przykładów: Ktoś pracowity i dbający o komfort parkowania własnego samochodu oczyścił ze zwałów śniegu miejsce, w którym parkuje przed budynkiem zamieszkania. Napracował się bo śniegu było dużo, parkował do rana… potem pojechał do pracy… a tu pojawił się przejezdny cwaniak i nygus w jednej osobie, i cmyk na wyczyszczone pięknie miejsce. Żeby było śmieszniej i wredniej teraz pozostawił swoje auto na dłużej… jest to kilkanaście godzin, albo kilka dni, czasem tygodni. Częstym zjawiskiem w takich warunkach jest niewłaściwe i zarazem niepojęte parkowanie. Jedzie taki kierowca, najczęściej w spódnicy i w butach na szpilkach, musi zatrzymać pojazd na jakiś czas… ale śnieg wysoki, no to parkuje metr od krawężnika… tuż przy wyjeżdżonej przez inne samochody koleinie. W taką koleinę można bezpiecznie postawić stopę obutą w pantofelki na szpileczkach i śnieg nie nasypie się do bucika… A inni użytkownicy drogi… ? A co takiemu pożal się Boże kierowcy po innych użytkownikach. Ważne, że bucik się nie pobrudził i stopa sucha… Kolejny częsty i naganny przykład polega na wyczajeniu miejsca wysprzątanego przez dozorcę budynku. Jak wszyscy się domyślili są to chodniki, czyli przejścia dla pieszych. Jedzie tedy taki szofer… od urodzenia ma uszkodzone w mózgu obszary odpowiedzialne za uczucia, logikę i zdrową wyobraźnię, i cmyk na czyściutki chodniczek… zatarasował całe przejście… a pieszy…? A co mu tam pieszy… stary, młody, albo inwalida. Niech zapieprza po zaspach sięgających kolan, albo środkiem zapapranej solą i chemią jezdni. Niech mu przemokną buty, niech mu się ślizgają nogi w brei pośniegowej… może się przeziębi, albo przewróci i zniszczy ubranie, które ma na sobie… Będzie trochę śmiechu jak taki dziadek o lasce wywinie orła i złamie rękę w której trzyma laskę. Po jakiego diabła taki staruch łazi po ulicy…? Mógł siedzieć w domu to by się nie przewrócił. A jak nie ma nikogo kto mu pomoże zrobić zakupy? Też ma siedzieć w domu i głodować aż jaśnie szofer zjedzie z chodnika i umożliwi mu bezpieczne przejście? A co w takich przypadkach robi Straż miejska? Nie wiecie co robi? Ano siedzi w przytulnym i zamaskowanym za pryzmą śniegu samochodzie i na radar łapie kierowców, którym uda się w tej brei pośniegowej przekroczyć prędkość…! A dlaczego Policja i Strażnicy miejscy widząc takie ewidentne wykroczenia przeciw kodeksowi drogowemu przejeżdżają obojętnie i nie reagują w zdecydowany sposób. Dlaczego nie wlepiają porządnych mandatów, a jeszcze lepiej by było, gdyby każdemu niewłaściwie parkującemu posiadaczowi auta, odholowano pojazd na służbowy parking. Tam trzymać tydzień i pobierać słoną zapłatę za powiedzmy prawnie uzasadnioną usługę…? Znając mentalność Rodaków myślę, że właśnie srogie kary i duże niedogodności zmusiłyby ich do przestrzegania przepisów i kierowania się zdrowym rozsądkiem wobec prawa i bliźniego… Reasumując wszystko wydaje się być takie proste i oczywiste… ale jak zmusić do uczciwości i zdrowego rozsądku tych, którzy miast egzekwować prawo sami je łamią na skutek niedbalstwa i olewającej postawy wobec urzędu jaki piastują…?! A może ktoś z Was Drodzy czytacze ma skuteczny sposób na to by wprowadzić w szeregi posad urzędowych a także wielu innych posad solidność, uczciwość i odpowiedzialność karną za zajmowane stanowisko. Może odpowiedzialność karna za podejmowanie i wdrażanie idiotycznych ustaw, przepisów i kolejnych nowelizacji kodeksów sprawiłaby, że byłoby łatwiej i lepiej żyć w naszym kraju…?
sobota, 20 listopada 2010
Sobota 20 listopada 2010
Zbliżają się wybory... czyli nastał czas wzmożonej agitacji, reklamy, zachęty i propagandy w kierunku pozyskania potencjalnych głosów różnych wyborców. Na przestrzeni wielu lat, życie dokładnie pokazało mi jak się one odbywają i co z wybrania nowych oficjeli wynika. Jak wielu z Was wie, nie wynika z tego absolutnie nic, co by było konkretnym i dobrym działaniem na rzecz wyborców. Zmieniają się tylko postacie na stołeczkach, przybywa obietnic i coraz więcej stanowisk pożerających niemiłosiernie ciężko zapracowane pieniądze podatnika. W związku z tą okolicznością napisałem wiersz, który zaprezentuje poniżej zasadniczego tekstu... Oto on:
Wyborcza kiełbasa
Dziś odbędą się wybory…
Będzie w kraju zamieszanie,
Tłok i tumult, straszne spory,
Gdy wyborca tłumnie stanie.
Ogród działań jest ogromny,
W radzie miasta stołki tłuste.
Przyszły radny – nieprzytomny,
Głosi mowy złotouste…
Mówi dużo… i bez składu,
Obietnicą wszelką szasta…
Słuchacz dojść nie mogąc ładu,
Darmowego ugryzł ciasta…
Obok sąsiad z kijem w dłoni,
Rozdał darmo kosz marchewki.
Rząd podatki nasze trwoni,
A pospólstwo chla nalewki…
Ktoś tam usiadł do kiełbasy…
Toć wyborcza jest najlepsza.
Chciałbym poznać przyszłe czasy
I z jakiego była wieprza…!
Gawiedź z dość głupawą miną,
Klaszcze w dłonie jak popadnie,
Wszak wyborczą kiełbasiną…
Nie pożywisz się dokładnie.
Bogdan Chmielewski
Warszawa dn. 20.11.2010
Wyborcza kiełbasa
Dziś odbędą się wybory…
Będzie w kraju zamieszanie,
Tłok i tumult, straszne spory,
Gdy wyborca tłumnie stanie.
Ogród działań jest ogromny,
W radzie miasta stołki tłuste.
Przyszły radny – nieprzytomny,
Głosi mowy złotouste…
Mówi dużo… i bez składu,
Obietnicą wszelką szasta…
Słuchacz dojść nie mogąc ładu,
Darmowego ugryzł ciasta…
Obok sąsiad z kijem w dłoni,
Rozdał darmo kosz marchewki.
Rząd podatki nasze trwoni,
A pospólstwo chla nalewki…
Ktoś tam usiadł do kiełbasy…
Toć wyborcza jest najlepsza.
Chciałbym poznać przyszłe czasy
I z jakiego była wieprza…!
Gawiedź z dość głupawą miną,
Klaszcze w dłonie jak popadnie,
Wszak wyborczą kiełbasiną…
Nie pożywisz się dokładnie.
Bogdan Chmielewski
Warszawa dn. 20.11.2010
sobota, 13 listopada 2010
Sobota 13 listopada 2010
Okrętowe szczury
Za oknem jesień w pełni. Liście już zżółkły i opadły na ziemię… a tam powoli przemieniają się w naturalny nawóz. Ale zanim do tego dojdzie najpierw zmieniają swoją barwę na brązową, a następnie przechodzą w brunatno szare zwitki czegoś co już przestało być piękną szatą każdego drzewa. Jest to proces jak najbardziej realny i prawidłowy, i nie dotyczy tylko drzew, kwiatów czy krzewów. Obowiązuje także bakterie, żyjątka, zwierzęta i ludzi… Ten naturalny ruch zwany przemianą, albo przemijaniem jest od zawsze i nieodłącznie towarzyszy wszystkim i wszystkiemu co nas otacza. Jednym z przykładów na jego istnienie jest zachowanie i działanie człowieka. Człowieka, który stoi na najwyższym poziomie łańcucha pokarmowego i rozwojowego. Ta przemiana jest zauważana w każdej dziedzinie… a więc i w polityce… w tej zawsze dzieje się najwięcej a przemiany zachodzą najszybciej.
Ostatnio, czyli przed wyborami, widzimy wręcz fascynujące przemiany w tej sferze zachodzące. Z mojego punktu widzenia, każde wybory działają jak przysłowiowy plaster miodu na niedźwiedzia. Przyciągają ludzi rządnych władzy, stanowisk i wielkiej zapłaty… A gdzie są ci, którzy chcą być u steru dla idei… czyli po to, aby dbać o nasz Kraj, jego wyborców i wszystkich mieszkańców…? Czy są jeszcze tacy dla których nie liczy się zapłata i wysokie stanowisko…? Ja osobiście szczerze wątpię, a swoją opinie wynoszę z tego czego za życia sam doświadczam w dziedzinie pogarszających się niemal każdego dnia i w każdej kategorii standardów życiowych i egzystencjonalnych.
W ostatnim tygodniu widzimy zjawisko cudownej przemiany w kilku partiach politycznych. Niemal Wszystkie programy telewizyjne informują i donoszą o roszadach, opuszczaniu macierzystych klubów partyjnych, ale i dyscyplinarnym wyrzucaniu nielojalnych członków tychże frakcji. Z czego taki stan rzeczy wynika…? Myślę, że z kilku powodów… A więc dany członek (bardzo lubię to słowo)nagle zrozumiał, że na skutek pasywnej, albo co gorsza szkodliwej postawy w ugrupowaniu, niczego więcej nie zyska , czyli nie awansuje… a co za tym idzie nie dostanie większej wypłaty. Na tej podstawie uznaje, że czas na zmiany. No i zaczyna działać. Na początek bada na ile może podskoczyć… a więc próbuje zastraszyć kierownictwo ugrupowania ujawnieniem rzekomych nieprawidłowości . No i zaczyna się publiczne krytykanctwo sztabu swojej, do tej pory idealnej partii. Wojna podjazdowa trwa kilka dni, czasem tygodni. Wreszcie ktoś z górki takiego ugrupowania decyduje o wyrzuceniu delikwenta, że się tak wyrażę na bruk. Po odebraniu zapłaty za swoją nielojalność, staje w obliczu klapy politycznej kariery i zaczyna walkę o przetrwanie. Tu są dwie drogi: zakłada swoją nową partię polityczną i robi wszystko aby przejąć najbliższych kolegów i tym samym, z czystej zemsty osłabić macierzystą jednostkę. Czasem takie przedsięwzięcie udaje się, ale nowicjusz ma tak małe ugrupowanie i poparcie, że ledwo utrzymuje się w Sejmie. W tym przypadku, z dużą dozą ostrożności mogę zaryzykować tezę, że między stronami, rzeczywiście wystąpiły różnice programowe i tym samym jasny staje się powód rozdźwięku partyjnego.
Co jednak myśleć o kimś, kto nagle ujawnia zainteresowanie inną frakcją polityczną i to jeszcze o skrajnie odmiennym programie politycznym…? Jak zrozumieć kogoś, kto do tej pory był w PiS-ie a teraz szeroko uśmiecha się do PO…? Jak zrozumieć jego nagłą i tak drastyczną zmianę orientacji politycznej…? I wreszcie co myśleć o tych którzy przyjmują w swoje szeregi kogoś, kto tylko i wyłącznie z pobudek materialnych lawiruje między partiami zajmującymi coraz wyższą pozycje na scenie politycznej Kraju. Czy mogę ufać komuś kto łopocze jak chorągiewka… i kieruje się tam gdzie niesie go wiatr własnych korzyści jakkolwiek rozumianych…? A może powinniśmy pozostawić takiego kogoś bez sternika i pozwolić mu na naturalną przemianę. Właśnie taką jakiej doświadcza opadły liść z pięknego drzewa… więdnie, powoli zmienia barwę, zwija się w brunatny rulonik i w końcu znika jako ten pożywny nawóz dla przychodzących po nim…
Za oknem jesień w pełni. Liście już zżółkły i opadły na ziemię… a tam powoli przemieniają się w naturalny nawóz. Ale zanim do tego dojdzie najpierw zmieniają swoją barwę na brązową, a następnie przechodzą w brunatno szare zwitki czegoś co już przestało być piękną szatą każdego drzewa. Jest to proces jak najbardziej realny i prawidłowy, i nie dotyczy tylko drzew, kwiatów czy krzewów. Obowiązuje także bakterie, żyjątka, zwierzęta i ludzi… Ten naturalny ruch zwany przemianą, albo przemijaniem jest od zawsze i nieodłącznie towarzyszy wszystkim i wszystkiemu co nas otacza. Jednym z przykładów na jego istnienie jest zachowanie i działanie człowieka. Człowieka, który stoi na najwyższym poziomie łańcucha pokarmowego i rozwojowego. Ta przemiana jest zauważana w każdej dziedzinie… a więc i w polityce… w tej zawsze dzieje się najwięcej a przemiany zachodzą najszybciej.
Ostatnio, czyli przed wyborami, widzimy wręcz fascynujące przemiany w tej sferze zachodzące. Z mojego punktu widzenia, każde wybory działają jak przysłowiowy plaster miodu na niedźwiedzia. Przyciągają ludzi rządnych władzy, stanowisk i wielkiej zapłaty… A gdzie są ci, którzy chcą być u steru dla idei… czyli po to, aby dbać o nasz Kraj, jego wyborców i wszystkich mieszkańców…? Czy są jeszcze tacy dla których nie liczy się zapłata i wysokie stanowisko…? Ja osobiście szczerze wątpię, a swoją opinie wynoszę z tego czego za życia sam doświadczam w dziedzinie pogarszających się niemal każdego dnia i w każdej kategorii standardów życiowych i egzystencjonalnych.
W ostatnim tygodniu widzimy zjawisko cudownej przemiany w kilku partiach politycznych. Niemal Wszystkie programy telewizyjne informują i donoszą o roszadach, opuszczaniu macierzystych klubów partyjnych, ale i dyscyplinarnym wyrzucaniu nielojalnych członków tychże frakcji. Z czego taki stan rzeczy wynika…? Myślę, że z kilku powodów… A więc dany członek (bardzo lubię to słowo)nagle zrozumiał, że na skutek pasywnej, albo co gorsza szkodliwej postawy w ugrupowaniu, niczego więcej nie zyska , czyli nie awansuje… a co za tym idzie nie dostanie większej wypłaty. Na tej podstawie uznaje, że czas na zmiany. No i zaczyna działać. Na początek bada na ile może podskoczyć… a więc próbuje zastraszyć kierownictwo ugrupowania ujawnieniem rzekomych nieprawidłowości . No i zaczyna się publiczne krytykanctwo sztabu swojej, do tej pory idealnej partii. Wojna podjazdowa trwa kilka dni, czasem tygodni. Wreszcie ktoś z górki takiego ugrupowania decyduje o wyrzuceniu delikwenta, że się tak wyrażę na bruk. Po odebraniu zapłaty za swoją nielojalność, staje w obliczu klapy politycznej kariery i zaczyna walkę o przetrwanie. Tu są dwie drogi: zakłada swoją nową partię polityczną i robi wszystko aby przejąć najbliższych kolegów i tym samym, z czystej zemsty osłabić macierzystą jednostkę. Czasem takie przedsięwzięcie udaje się, ale nowicjusz ma tak małe ugrupowanie i poparcie, że ledwo utrzymuje się w Sejmie. W tym przypadku, z dużą dozą ostrożności mogę zaryzykować tezę, że między stronami, rzeczywiście wystąpiły różnice programowe i tym samym jasny staje się powód rozdźwięku partyjnego.
Co jednak myśleć o kimś, kto nagle ujawnia zainteresowanie inną frakcją polityczną i to jeszcze o skrajnie odmiennym programie politycznym…? Jak zrozumieć kogoś, kto do tej pory był w PiS-ie a teraz szeroko uśmiecha się do PO…? Jak zrozumieć jego nagłą i tak drastyczną zmianę orientacji politycznej…? I wreszcie co myśleć o tych którzy przyjmują w swoje szeregi kogoś, kto tylko i wyłącznie z pobudek materialnych lawiruje między partiami zajmującymi coraz wyższą pozycje na scenie politycznej Kraju. Czy mogę ufać komuś kto łopocze jak chorągiewka… i kieruje się tam gdzie niesie go wiatr własnych korzyści jakkolwiek rozumianych…? A może powinniśmy pozostawić takiego kogoś bez sternika i pozwolić mu na naturalną przemianę. Właśnie taką jakiej doświadcza opadły liść z pięknego drzewa… więdnie, powoli zmienia barwę, zwija się w brunatny rulonik i w końcu znika jako ten pożywny nawóz dla przychodzących po nim…
wtorek, 2 listopada 2010
Wtorek 02 listopada 2010
Właśnie minął dzień zmarłych... przyznaję, że lekko się spóźniłem... jednak myślę, że wiersz który tutaj zamieszczam jest tak głęboki i refleksyjny, że może być prezentowany nie tylko w okresie listopadowej zadumy... Oto on:
Dzień zadumy
I oto dzień zadumy nadchodzi…
Pokorne modły w niebo strzelają.
Na myśl o zmarłym, pamięć zawodzi,
Znajomych i tych, którzy go kochają…
Wszak przy mogile nie ma znaczenia,
Kto jakim człowiekiem za życia był…
Poniósł chwałę drogą przeznaczenia,
Czy zostawił po sobie marny pył…
Gdy nad grobem skruszeni staniemy,
Zapłoną znicze… ogniem pamięci…
Przecież po śmierci, tam gdzie idziemy
Wszyscy są dobrzy… i tacy święci…
Bogdan Chmielewski
Warszawa dnia 30.10.2010
Dzień zadumy
I oto dzień zadumy nadchodzi…
Pokorne modły w niebo strzelają.
Na myśl o zmarłym, pamięć zawodzi,
Znajomych i tych, którzy go kochają…
Wszak przy mogile nie ma znaczenia,
Kto jakim człowiekiem za życia był…
Poniósł chwałę drogą przeznaczenia,
Czy zostawił po sobie marny pył…
Gdy nad grobem skruszeni staniemy,
Zapłoną znicze… ogniem pamięci…
Przecież po śmierci, tam gdzie idziemy
Wszyscy są dobrzy… i tacy święci…
Bogdan Chmielewski
Warszawa dnia 30.10.2010
poniedziałek, 18 października 2010
Poniedziałek 18 października 2010
Dzisiaj napiszę kilka zdań w odniesieniu do zamieszczonego wcześniej posta. Kontynuując temat o dziwacznie zachowującej się firmie Play i moich perypetiach z nabytym pakietem, a konkretniej z aparatem telefonicznym, który w chwili nabycia miał wadę w zewnętrznej obudowie. W swoim życiu widywałem już przeróżne dziwactwa, ale to co wyprawia reprezentujący Firmę Play, punkt sprzedaży telefonów komórkowych przy ul. Jubilerskiej przekracza nawet moją dość pojemną i elastyczną wyobraźnię. Żeby było ciekawiej a jednocześnie tenże punkt nie poczuł się osamotniony w arogancji, gołosłowności , niedotrzymywaniu ustawowych terminów i kretyństwie, dorzucę do niego punkt serwisowy, który zajmuje się naprawami gwarancyjnymi komórek. A więc po złożeniu oficjalnego protestu (zażalenia) na opieszałość i niedotrzymywania ustawowych terminów, a było to w pierwszej połowie września, czekałem cierpliwie na odpowiedź i od czasu do czasu nękałem punkt sprzedaży w którym reklamowałem wadliwy towar. Po wykonaniu kilku telefonów z zapytaniem o losy mojego aparatu, pracownicy w/w punktu mieli mnie już dość więc złamali zasadę tajności i przekazali mi numer telefonu do punktu napraw gwarancyjnych... ba, nawet pouczyli mnie abym często tenże serwis nękał to wtedy oni szybciej wykonają naprawę i odeślą do punktu sprzedaży mój reklamowany aparat telefoniczny. Oczywiście skorzystałem z tej rady i możliwości bezpośredniej rozmowy z serwisantem i zaraz zatelefonowałem… A tam… panienka… sądząc z głosu bardzo młoda… a więc niedoświadczona zawodowo w rozmowie ze zdenerwowanym klientem, pyta mnie o co chodzi? Przedstawiłem swoją sprawę i w zamian miast dowiedzieć się co jest z moja reklamacją dowiedziałem się, że muszę podać jakiś specjalny numer na podstawie którego Panienka powie mi o losach reklamacji. Podaje nazwisko, datę, numer zgłoszenia, punkt zgłoszenia, rodzaj uszkodzenia i nic… Panienka jest nieugięta. Musiałem przerwać rozmowę i rozpocząć poszukiwanie rzeczonego numeru. A więc szperam po wszystkich papierzyskach Playa, czytam, szukam i jestem w punkcie wyjściowym. Wszelakich numerów jest w papierzyskach co niemiara… w końcu cierpliwość moja się skończyła, biorę telefon i ponownie dzwonię do serwisu. Odbiera ta sama panienka i słyszę znajome : „o co chodzi?”. Przypomniałem się i zaczynam dociekać o który z posiadanych przeze mnie w papierach numer chodzi. O dziwo panienka naprowadziła mnie na ten właściwy i udało się zlokalizować mój reklamowany aparat telefoniczny. Bardzo szybko dowiedziałem się, że wada obudowy jeszcze nie jest usunięta. Przyczyną jest oczekiwanie na dostarczenie przez producenta tylnej części obudowy… ale zostałem jakby pocieszony, że w czwartek następnego tygodnia usterka powinna być naprawiona. Dzwonię w czwartek i ku swojej radości dowiaduję się, że telefon jest zrobiony i odesłany do centralnego punktu przy ul. X i stamtąd zostanie wysłany kurierem do punktu przy ul. Jubilerskiej. Aby oszczędzić sobie nerwów nie dociekam dlaczego moja komórka wraca tak zawiłą drogą. Dałem sobie i centralnemu punktowi czas na dostarczenie aparatu kurierem do celu i za cztery dni tj. w poniedziałek dzwonię i pytam o swoją Nokię. Sprzedawca, który sprzedał mi wadliwy towar oświadcza, że jeszcze do nich nic nie dotarło i żebym się nie denerwował bo gdy tylko dotrze to On łaskawie powiadomi mnie o przesyłce telefonicznie. Czekam cały tydzień… i cisza… żaden chętny sprzedawca nie przysyła mi dobrej wiadomości. Zatem wkurzony już nie na żarty dzwonię i pytam o moją reklamację… Jakież było moje zdziwienie gdy kretyn i arogant siedzący w punkcie sprzedaży powiedział mi, że telefon leży u nich już od wtorku. O mało mnie coś nie trafiło… Nie wytrzymałem takiej lekceważącej postawy sprzedawcy i natychmiast wywaliłem cały blisko 3 miesięczny nawis skłębionych nerwów wprost do jego młodego… a i być może głuchego od ciągłego słuchania Mp3 ucha. Kiedy już ochłonąłem i stałem się lżejszy od nawisu nerwowego, pojechałem odebrać swój aparat telefoniczny. W międzyczasie otrzymałem odpowiedź na oficjalne zażalenie w którym prócz zawiłości natury zagmatwanych umów i przepisów było jedno proste wyjaśnienie, a mianowicie było pisało, że za sprzedaż i stan sprzętu łącznie z załatwianiem reklamacji odpowiada ten, który sprzedaje i podpisuje umowę sprzedaży całego pakietu. Podkreśliłem ten tekst na jaskrawo pomarańczowy kolor ( na wypadek gdyby okazało się, że prócz głuchoty, sprzedawcę męczy jeszcze ślepota) i udałem się do punktu. Na miejscu poinformowałem sprzedawcę o tym fakcie werbalnie na co On bez chwili wahania wyparł się, że podpisywał ze mną umowę na produkt o którym mowa. Wściekłem się jak mało kiedy i ostatkiem sił powstrzymałem przed tym by nie przeskoczyć dzielącej mnie od niego lady i nie dokopać gnojowi tak zdrowo, żeby na tyłku nie mógł siedzieć tyle czasu, ile ja czekałem na naprawę i odbiór aparatu telefonicznego. Skończyło się na tym, że podetknąłem nieukowi pod nos umowę z jego podpisem i podkreślony na jaskrawo tekst o odpowiedzialności po czym poinformowałem , że przez całe życie nie spotkałem tak nieprzychylnego klientowi punktu sprzedaży i że nigdy więcej w tym punkcie nie kupię nawet smyczki. Na podkreślenie, że nie żartuję powiadomiłem, że będę informował wszystkich swoich znajomych o tym czego dzięki niemu doświadczyłem i że zaraz po dotarciu do domu napiszę skargę do jednostki nadrzędnej z informacją o jego zachowaniu i działaniu na szkodę całej firmy Play… co uczyniłem, aby zapobiec szerzeniu się braku dobrego wychowania i chamstwa panującego szczególnie wśród młodych ludzi w sektorze handlowym i w bezpośredniej styczności z klientem.
piątek, 1 października 2010
Piątek 01 października 2010
Witam po krótkiej… a może dla niektórych z Was długiej przerwie…? A więc Moi Drodzy czytacze, kilka dni temu do mojego sklepiku przyszła klientka kupić żarówki… była w wieku około 60-ciu lat. Małej postury, drobnej budowy ciała, ale za to gadatliwa. Niby nic nadzwyczajnego, ale jedna z jej uwag wywołała we mnie czujność, myślenie i zarazem chęć dotarcia do źródła z którego wypływają tak denne i w sposób celowy antagonizujące i skłócające społeczeństwo informacje. Tak więc sprawa wyglądała następująco… w pewnym momencie kupująca żarówki Pani spostrzegła na moim palcu serdecznym pierścień Atlantów. Z bardzo dziwnie zniesmaczonym wyglądem twarzy, pokazując swoim koślawym palcem mój palec dłoni zapytała: A co to tam Pan nosi…? Na jej pytanie uprzejmie odpowiedziałem: To jest pierścień Atlantów. Na to Pani niemal oburzona mówi mi tak: To przecież znak szatana i Pan to nosi…!? Usłyszawszy to co starsza kobieta powiedziała, nieomal padłem na jasnego koloru sklepowe kafelki. Ja wydawca książek, krzewiciel dobra i miłości do wszystkiego co mnie otacza, jestem okrzyknięty przez zdewociałą staruszkę wyznawcą Szatana… Ochłonąwszy z pierwszego wrażenia zapytałem: A kto nakładł Pani takich bzdur do głowy…? W odpowiedzi usłyszałem imię jakiegoś księdza rezydującego w jednej z parafii obsługującej wiernych Saskiej Kępy, który to księżulo głosi takie herezje publicznie… Prawdopodobnie czyni to z ambony, albo na spotkaniach różańcowych… a może w jakiś inny sposób, oprócz jawnego plakatowania i prowadzenia nagonki w informacyjnej gablocie kościelnej. Następnego dnia, przed południem idę do mojego sklepiku i przechodząc obok kościoła, spostrzegłem w wiszącej na parkanie kościelnym gablocie plakat na którym umieszczono taki oto napis: NIEBEZPIECZNE ZNAKI – Katoliku uważaj! Tuż pod nim przedstawiono 16 znaków – amuletów, talizmanów, czy może lepiej byłoby powiedzieć godeł lub jak kto woli znaków o znaczeniu jakie spełnia współczesne „Logo” . Logo jak wszyscy wiemy służy jako symbol i znak rozpoznawczy. Po prostu znaczenie wyrażone danymi znakami jest przynależne prastarym nacjom, królom, faraonom, kościołom, znamienitym rodom, firmom, cechom rzemieślniczym, wydawcom i artystom. Między innymi umieszczono i napiętnowano na tym plakacie kościelnym, takie oto znaki: Pierścień Atlantów, Motyl – symbol ruchu New Age, Krzyż Celtycki, Krzyż Faraonów – zwany Krzyżem z kokardą, Jednorożca, Udjat – wszechwidzące oko egipskiego boga Horusa, Chiński znak Yng - Yang – czyli znak równości… Nadmienić należy, że oprócz motyla – znaku New Age, znaki te istniały na wiele tysięcy lat wcześniej niż narodził się Jezus i zanim powstał Kościół Chrześcijański razem ze swoim szatanem i oznaczały zupełnie coś innego niż znaczeniowo głosi Kościół. Weźmy na ten przykład powszechnie używaną swastykę w Faszystowskich Niemczech… o dziwo, tenże oszołom w sutannie nie umieścił na swoim plakacie swastyki jako zakazanego znak szatana… a przecież dzisiaj wszystkim ludom Europy swastyka kojarzy się z Szatanem, Hitlerem, okrucieństwem, mordem, i ogólnie pojętym złem… Ale czy takie ma znaczenie swastyka? Otóż nie! Jest to symbol buddyzmu, który w sanskrycie oznacza: „Przynoszący szczęście”. Występuje w Indiach, Japonii, prastarych ludach Europy, ale i w Polsce także była używana jako znaki wojskowe, kościelne: widać ją na ścianie kolegiaty z XII w. w Kruszwicy, a nawet w motywie zdobniczym zwanym Rękami Boga. A okrzyczany „Pentagram” znak przypisany Szatanowi… to przecież nic innego jak Gwiazda Betlejemska… jak najbardziej pozytywny znak, od wieków używany przez chrześcijaństwo. Nie jest dla mnie zrozumiałe dlaczego Kościół wyzbywa się na rzecz ciemnych sił swoich prastarych, pięknie energetycznych znaków. Zamiast uczyć swoich wyznawców prawidłowej definicji i przeznaczenia piętnuje je… jakże często nie siląc się na prawidłowe przedstawienie konfiguracji tych znaków. Przede wszystkim „Pentagram„ przerobiony na usługi satanistów i Szatana jest odwrócony dwoma wierzchołkami do góry. Gwiazda Betlejemska stoi zaś jednym wierzchołkiem ku górze. Wszystko to można przeczytać w Encyklopedii Internetowej zwanej „Wikipedia”. Wniosek z tego płynie taki, że to poszczególne osoby, organizacje, a najbardziej zwichnięte oszołomstwo przywłaszcza sobie pozytywne znaki i zakłamuje prawdziwe ich znaczenie, następnie plugawiąc posługuje się nimi w złym celu. Sam Kościół też nie jest taki czysty, bo nader często zakłamywał piękne przesłanie Boga i Jezusa nawołujące ludzkość, wręcz nakazujące - cytuję: „Miłować bliźniego jak siebie samego”. A skoro sam Kościół nagminnie łamie tą doktrynę i w przeszłości z okrzykiem Bóg jest miłością, Bóg jest z nami, niby nawracając pogan, całe plemiona wyrzynał w pień… że o Świętej Inkwizycji nie wspomnę… a współcześnie nawołuje do waśni między braćmi, do niezgody między rodzinami a i całymi Narodami, szerzy nienawiść i piętnuje tych, którzy są innego wyznania, albo są ateistami, gejami, lesbijkami, albo żyją bez kościelnych ślubów zgodniej niż większość tych, którzy przysięgali przed kościelnym ołtarzem miłość aż do grobowej deski. Moim skromnym zdaniem to dzięki takim oszołomom w sutannie jak ten, który na swoim plakacie nawołuje do dyskryminacji i niezgody w rodzinie wyznaniowej, który nawet nie pofatygował się o poprawne przedstawienie Pentagramu satanistycznego, a ten przypominam, jest odwrócony dwoma wierzchołkami do góry, nie powinien tej sutanny nosić bo przynosi wielki wstyd i ujmę całemu kościołowi. Z podziwu wyjść nie mogę dla Jego wiedzy i „mądrości” pasterza swoich owieczek, bo jak tu wierzyć w prawdziwość intencji takiego przewodnika, który na publikowanym plakacie piętnuje Poprawną figurę Gwiazdy Betlejemskiej!!! Zatem strzeżmy się oszołomów kościelnych, bo to dzięki nim Kościół coraz bardziej traci na wiarygodności. Natomiast co myślę na temat Jego zwierzchników, nawet jednym słowem się nie wypowiem. I na koniec… żeby wszystko było jasne… nie byłbym sobą gdybym nie sprawdził w innych Parafiach jednolitej opinii na temat piętnowania tych znaków, które wymieniłem w dzisiejszym poście. Gwoli przyzwoitości informuję, że obejrzałem w innych dzielnicach około 10-ciu Kościołów i nigdzie oprócz Kościoła na Saskiej Kępie, takiej piętnującej niesłusznie akcji nie widziałem… a to oznacza, że księżulo- dewot wyszedł przed szereg i zadziałał zgodnie ze swoim materialnym widzeniem służby Bogu…
czwartek, 16 września 2010
Czwartek 16 września 2010
Dzisiaj minęła połowa września, a to przypomniało mi, że nadszedł czas, aby napisać posta. Zgodnie z założeniem tematycznym bloga, treść na posta mam odpowiednią… oczywiście… dziwaczną, niepojętą i niezrozumiałą…
No to do rzeczy… tak więc w lipcu tego roku, kilka razy otrzymywałem telefony z propozycją nabycia pakietu startowego telefonii komórkowej dla firm w sieci Play. Tak mnie kusili propozycjami aż uległem i zamówiłem pakiet, w którym zaproponowano mi dożywotnio darmowe rozmowy z numerami stacjonarnymi i z numerami z sieci Play. Poza tym w ramach opłaty abonamentowej 350 minut darmowych rozmów do wszystkich sieci… No i dość dobry aparat telefoniczny z wszystkimi bajerami, GPS-em i aparatem fotograficznym 5 Mpix. Tak, więc dnia 23 lipca 2010 roku zamykam sklepik o 18-tej, wsiadam w samochód i jadę do punktu Playa, który mieści się w pasażu hipermarketu „Real” przy ul. Jubilerskiej. Na miejscu wypytałem jeszcze o szczegóły i przystąpiliśmy do zawarcia transakcji. Po dopełnieniu wszelkich niezbędnych formalności otrzymałem pudełko z aparatem telefonicznym wraz z całym osprzętem i firmową papierowa teczką, wypełnioną papierami dotyczącymi nabycia pakietu.
Podziękowałem za obsługę, pożegnałem się i pojechałem do domu. W domu zjadłem obiadokolację i zabrałem się za rozpakowanie nabytku. Obejrzałem wszystko, odpakowałem i załadowałem baterie do nowej „komóry”. Biorę w dłonie dekielek zamykający komorę bateryjną i… niestety nie zamyka się poprawnie to znaczy nie zasuwa do końca. Ostra spodnia krawędź gniecie w palce grożąc przecięciem skóry. Zerkam na zegarek i domyślam się, że po godzinie 20-tej punkt Play jest już nieczynny. Następny dzień to sobota a za nią niedziela, a więc duże prawdopodobieństwo, że punkt jest nieczynny. Na tej podstawie postanawiam pojechać z reklamacją w poniedziałek. Tak, więc w poniedziałek stawiam się w punkcie Play i mówię, w czym rzecz. Z uwagi na 3 dniowy termin, jaki upłynął od dnia zakupu, proszę o wymianę aparatu telefonicznego na inny, nowy egzemplarz… i co słyszę? Ano to, że nie mogę wymienić niesprawnego od nowości sprzętu na nowy telefon, tylko muszę przekazać go do serwisu w celu orzeczenia czy jest wadliwy i ewentualnej naprawy. Zdenerwowałem się, przedstawiłem swoje prawa konsumenckie, ale nic nie wskórałem. Wobec powyższego faktu zgodziłem się przekazać telefon do serwisu. Proforma pytam o czas realizacji i w odpowiedzi słyszę, że punkt napraw ma na tą usługę ustawowe 3 tygodnie. Stanowczo sprzeciwiłem się tak długiemu terminowi, bo przecież będę płacił abonament a nie będę mógł korzystać z telefonu, ponieważ jestem pozbawiony „Komóry”. Pan z punktu Play łaskawie uwzględnił mój sprzeciw i wyposażył mnie w mocno złachany telefon zastępczy. Baterie w nim wystarczają na 2-3 rozmowy kilkuminutowe i muszę go ładować codziennie. Uzbroiwszy się w anielską cierpliwość czekam na pozytywne wieści odnośnie naprawy. Niestety minął tydzień, potem drugi, potem trzeci, wreszcie czwarty i cisza. Zniecierpliwiony telefonuję do punktu zakupu telefonu i dowiaduję się, że mój sprzęt nie wrócił jeszcze z naprawy. Ponaglam i proszę o wyjaśnienie sprawy, na co dostaję obietnicę, że następnego dnia powiadomią mnie telefoniczne. Pan dotrzymał słowa i poinformował mnie, że serwis nie odbiera telefonów i nie można się z nim skontaktować! Powiało grozą, ale powstrzymałem swoje nadwyrężone nerwy, bo sprzedawca zapewnił mnie, że będzie nękał serwis do skutku. Następnego dnia telefonuje i informuje mnie, że rzeczywiście stwierdzili fabryczną wadę, ale nie mają takich dekielków i trzeba czekać…! Czekam, więc… i powoli cholera mnie bierze aż wreszcie dzisiaj się zagotowałem. Dzwonię, pytam i słyszę to samo, co za każdym razem… a mianowicie magiczne: Trzeba czekać! Mnie już czekać się nie chce ani nie wypada. Postraszyłem Urzędem Ochrony Konsumenta i wykonałem telefon do jednostki jakby nadrzędnej i czego się dowiedziałem…? Ano tego, że nie mogę dostać innego sprawnego telefonu, że nie mogę zaszczycić swoją osoba szefa, dyrektora czy prezesa firmy Play… a zażalenie muszę złożyć w punkcie, w którym nabyłem felerną „Komórę”. Jadę wściekły i tłumaczę sobie, że nie warto się denerwować… a że niczego nie zmienię, ani nie zmuszę serwisanta do odbierania telefonów, muszę zachować spokój by nie dostać rozstroju nerwowego. Przybyłem do punktu, usiadłem na wysokim stołku, czekam na zainteresowanie moją osobą, słucham dyskusji z jakimś (chyba kolegą) na temat klawiatury komputerowej i… sobie znowu czekam…! Po kilku minutach zmieniam miejsce i siadam tuż przy sprzedawcy, zachowując spokój patrzę mu prosto w oczy, a oni jakby mnie nie było dalej gadają o klawiaturze i do kompletu dorzucili myszkę bezprzewodową. Gdyby to był punkt sprzedaży komputerów wcale bym się nie dziwił, ale, że jest to punkt sprzedaży telefonów komórkowych to omal nie wybuchnąłem… Jednak zgodnie z postanowieniem zachowałem spokój i spotkała mnie za to nagroda. Rozmówca sprzedawcy przerwał po 10-ciu minutach i łaskawie powiedział do mnie: proszę… niech Pan załatwi swoją sprawę! Na skutek takiej łaskawości nie mogłem pozostawać obojętnym, więc przypomniałem, że to ja się tutaj godzinę temu produkowałem i że chcę złożyć oficjalny i na piśmie protest wobec łamania prawa Konsumenckiego i niedotrzymywaniu ustawowych terminów na wykonanie naprawy telefonu. Pan uprzejmie napisał w laptopie zażalenie i zamieścił w nim moje żądanie wydania nowego aparatu telefonicznego. Wreszcie wydrukował tekst, dał do przeczytania i podpisania i na moje pytanie o termin rozpatrzenia mojej skargi poinformował, że w ciągu 30 dni dostanę odpowiedź… Jednak nie wiadomo, jakiej treści… czy będzie to akceptacja mojego roszczenia i wydanie nowego aparatu, czy też moje pismo zadziała rzeczowo i wpłynie na serwisanta by ten wreszcie wymienił nieszczęsny dekiel. Tak czy siak zyskali następne 30 dni zwłoki, a ja mam kolejny papierek, w którym wyrażam niezadowolenie na lekceważące działanie ludzi nie ponoszących żadnych konsekwencji ani odpowiedzialności za swoją niekompetencję, lekceważenie i bądź, co bądź łamanie praw człowieka!
No to do rzeczy… tak więc w lipcu tego roku, kilka razy otrzymywałem telefony z propozycją nabycia pakietu startowego telefonii komórkowej dla firm w sieci Play. Tak mnie kusili propozycjami aż uległem i zamówiłem pakiet, w którym zaproponowano mi dożywotnio darmowe rozmowy z numerami stacjonarnymi i z numerami z sieci Play. Poza tym w ramach opłaty abonamentowej 350 minut darmowych rozmów do wszystkich sieci… No i dość dobry aparat telefoniczny z wszystkimi bajerami, GPS-em i aparatem fotograficznym 5 Mpix. Tak, więc dnia 23 lipca 2010 roku zamykam sklepik o 18-tej, wsiadam w samochód i jadę do punktu Playa, który mieści się w pasażu hipermarketu „Real” przy ul. Jubilerskiej. Na miejscu wypytałem jeszcze o szczegóły i przystąpiliśmy do zawarcia transakcji. Po dopełnieniu wszelkich niezbędnych formalności otrzymałem pudełko z aparatem telefonicznym wraz z całym osprzętem i firmową papierowa teczką, wypełnioną papierami dotyczącymi nabycia pakietu.
Podziękowałem za obsługę, pożegnałem się i pojechałem do domu. W domu zjadłem obiadokolację i zabrałem się za rozpakowanie nabytku. Obejrzałem wszystko, odpakowałem i załadowałem baterie do nowej „komóry”. Biorę w dłonie dekielek zamykający komorę bateryjną i… niestety nie zamyka się poprawnie to znaczy nie zasuwa do końca. Ostra spodnia krawędź gniecie w palce grożąc przecięciem skóry. Zerkam na zegarek i domyślam się, że po godzinie 20-tej punkt Play jest już nieczynny. Następny dzień to sobota a za nią niedziela, a więc duże prawdopodobieństwo, że punkt jest nieczynny. Na tej podstawie postanawiam pojechać z reklamacją w poniedziałek. Tak, więc w poniedziałek stawiam się w punkcie Play i mówię, w czym rzecz. Z uwagi na 3 dniowy termin, jaki upłynął od dnia zakupu, proszę o wymianę aparatu telefonicznego na inny, nowy egzemplarz… i co słyszę? Ano to, że nie mogę wymienić niesprawnego od nowości sprzętu na nowy telefon, tylko muszę przekazać go do serwisu w celu orzeczenia czy jest wadliwy i ewentualnej naprawy. Zdenerwowałem się, przedstawiłem swoje prawa konsumenckie, ale nic nie wskórałem. Wobec powyższego faktu zgodziłem się przekazać telefon do serwisu. Proforma pytam o czas realizacji i w odpowiedzi słyszę, że punkt napraw ma na tą usługę ustawowe 3 tygodnie. Stanowczo sprzeciwiłem się tak długiemu terminowi, bo przecież będę płacił abonament a nie będę mógł korzystać z telefonu, ponieważ jestem pozbawiony „Komóry”. Pan z punktu Play łaskawie uwzględnił mój sprzeciw i wyposażył mnie w mocno złachany telefon zastępczy. Baterie w nim wystarczają na 2-3 rozmowy kilkuminutowe i muszę go ładować codziennie. Uzbroiwszy się w anielską cierpliwość czekam na pozytywne wieści odnośnie naprawy. Niestety minął tydzień, potem drugi, potem trzeci, wreszcie czwarty i cisza. Zniecierpliwiony telefonuję do punktu zakupu telefonu i dowiaduję się, że mój sprzęt nie wrócił jeszcze z naprawy. Ponaglam i proszę o wyjaśnienie sprawy, na co dostaję obietnicę, że następnego dnia powiadomią mnie telefoniczne. Pan dotrzymał słowa i poinformował mnie, że serwis nie odbiera telefonów i nie można się z nim skontaktować! Powiało grozą, ale powstrzymałem swoje nadwyrężone nerwy, bo sprzedawca zapewnił mnie, że będzie nękał serwis do skutku. Następnego dnia telefonuje i informuje mnie, że rzeczywiście stwierdzili fabryczną wadę, ale nie mają takich dekielków i trzeba czekać…! Czekam, więc… i powoli cholera mnie bierze aż wreszcie dzisiaj się zagotowałem. Dzwonię, pytam i słyszę to samo, co za każdym razem… a mianowicie magiczne: Trzeba czekać! Mnie już czekać się nie chce ani nie wypada. Postraszyłem Urzędem Ochrony Konsumenta i wykonałem telefon do jednostki jakby nadrzędnej i czego się dowiedziałem…? Ano tego, że nie mogę dostać innego sprawnego telefonu, że nie mogę zaszczycić swoją osoba szefa, dyrektora czy prezesa firmy Play… a zażalenie muszę złożyć w punkcie, w którym nabyłem felerną „Komórę”. Jadę wściekły i tłumaczę sobie, że nie warto się denerwować… a że niczego nie zmienię, ani nie zmuszę serwisanta do odbierania telefonów, muszę zachować spokój by nie dostać rozstroju nerwowego. Przybyłem do punktu, usiadłem na wysokim stołku, czekam na zainteresowanie moją osobą, słucham dyskusji z jakimś (chyba kolegą) na temat klawiatury komputerowej i… sobie znowu czekam…! Po kilku minutach zmieniam miejsce i siadam tuż przy sprzedawcy, zachowując spokój patrzę mu prosto w oczy, a oni jakby mnie nie było dalej gadają o klawiaturze i do kompletu dorzucili myszkę bezprzewodową. Gdyby to był punkt sprzedaży komputerów wcale bym się nie dziwił, ale, że jest to punkt sprzedaży telefonów komórkowych to omal nie wybuchnąłem… Jednak zgodnie z postanowieniem zachowałem spokój i spotkała mnie za to nagroda. Rozmówca sprzedawcy przerwał po 10-ciu minutach i łaskawie powiedział do mnie: proszę… niech Pan załatwi swoją sprawę! Na skutek takiej łaskawości nie mogłem pozostawać obojętnym, więc przypomniałem, że to ja się tutaj godzinę temu produkowałem i że chcę złożyć oficjalny i na piśmie protest wobec łamania prawa Konsumenckiego i niedotrzymywaniu ustawowych terminów na wykonanie naprawy telefonu. Pan uprzejmie napisał w laptopie zażalenie i zamieścił w nim moje żądanie wydania nowego aparatu telefonicznego. Wreszcie wydrukował tekst, dał do przeczytania i podpisania i na moje pytanie o termin rozpatrzenia mojej skargi poinformował, że w ciągu 30 dni dostanę odpowiedź… Jednak nie wiadomo, jakiej treści… czy będzie to akceptacja mojego roszczenia i wydanie nowego aparatu, czy też moje pismo zadziała rzeczowo i wpłynie na serwisanta by ten wreszcie wymienił nieszczęsny dekiel. Tak czy siak zyskali następne 30 dni zwłoki, a ja mam kolejny papierek, w którym wyrażam niezadowolenie na lekceważące działanie ludzi nie ponoszących żadnych konsekwencji ani odpowiedzialności za swoją niekompetencję, lekceważenie i bądź, co bądź łamanie praw człowieka!
sobota, 28 sierpnia 2010
Sobota 28 sierpnia 2010
Serdecznym dzień dobry… w ten pochmurny, chłodny i smętny dzień, mam przyjemność powitać wszystkich moich czytaczy. Tak więc post, który dzisiaj napiszę będzie jakby kontynuacją poprzedniego, czyli o Narodowej nieustępliwości, zawziętości, zapalczywości i głupocie.
Bezustannie słyszę od znajomych, od sklepowych klientów i przypadkowych ludzi w zasadzie tylko dwa tematy. Jakby tego było jeszcze mało, w Necie i pocztach mailowych, tak jakby na przypieczętowanie tych pierwszych, oglądam różne kpiny na ciągle ten sam temat. Och! Jak bardo lubią Polacy babrać się w sprawach tak małej wagi. Och jak kochają Polacy w nieskończoność ciągnąć, powielać, wytykać i tarzać się w wyzwiskach pod adresem innych Rodaków!
Mianowicie chodzi o idiotyczne dowcipy o Kaczyńskich wraz z całym PiS-em. Kim są Kaczyńscy, że poświęca się im tyle czasu i energii…? Od czasów obalenia komuny żaden inny polityk nie doczekał się tylu zniewag, obelg i wszelkiej maści złośliwych dowcipów co obaj Kaczyńscy…!
Drugi temat jest jakby przeciwieństwem pierwszego i dotyczy narzekania, pomstowania i urągania tym, którzy głosowali i są za obozem Tuska i Komorowskiego. Jak wiemy pierwsze dni urzędowania Komorowskiego zaowocowały podniesieniem podatku VAT … a co za tym idzie podwyżką cen wszystkich towarów, usług, paliw i transportu. Kolejnym krokiem jaki godzi w wyborców Komorowskiego i nie tylko jego, jest podwyższenie progu przejścia na emeryturę do wieku 67 lat. (Różne źródła podają, że ta ustawa ma wejść w życie w przyszłym roku). Trzecie pociągnięcie przywala w najbiedniejszych emerytów, którzy aby jakoś żyć dorabiają na całych albo częściach etatów do nędznych groszy jakie dostają za lata ciężkiej pracy. To rozporządzenie mówi o niemożności pobierania emerytury i jednocześnie pensji za dodatkowy etat lub jego część. Kto jest w takim układzie musi zrezygnować z wynagrodzenia za pracę lub oddać ZUS-owi emeryturę. Zadziwiające jest zachowanie i milczenie wszelkich krzykaczy, którzy w przypadku wydania takiej ustawy przez Kaczyńskich, rozszarpali by ich i zjedli żywcem na śniadanie!!!
Ostatnio dochodzą do moich uszu głosy, że winę za zadymy z krzyżem przed Pałacem Namiestnikowskim ponosi sam Kaczyński! Będąc obiektywnym człowiekiem, zastanawiam się czy to prawda, czy kolejna prowokacja, bo jak dotąd nikt jeszcze nie przedstawił konkretnych dowodów na to, że Kaczyński nawołuje, czy nakazuje członkom swojej partii by okupowali plac przed Pałacem.
A może to obóz PO zmontował prowokacje z krzyżem by właśnie obciążyć winą za taki stan rzeczy Kaczyńskiego?! Wszystko w naszym kraju jest możliwe… więc czemu ta wersja miałaby być nierealna.
Kilka tygodni próbowałem zrozumieć zjawisko pielęgnowania narzędzia kaźni jakim jest krzyż i o jaki toczy się od kilku tygodni niemal wojna domowa. Z punktu widzenia promieniowania przedmiotów, coś co jest przesiąknięte energią cierpienia, męki i śmierci jest zdecydowanie szkodliwe dla istot zdrowych i żywych. Działa tak jak talizman czy amulet, który jest naładowany jakąś energią, który przyciąga konkretny rodzaj energii. Ta energia oddziałuje potem na innych ludzi właśnie w taki sposób do jakiego został ów przedmiot stworzony. Moim zdaniem takie przedmioty nie mogą znajdować się w bezpośrednim sąsiedztwie roślin, zwierząt i ludzi pragnących żyć spokojnie, w zdrowiu i szczęściu. Po głębszej analizie powstało we mnie pytanie: Dlaczego nie pielęgnujemy innych, podobnych krzyżowi narzędzi tortur i śmierci. Co stoi na przeszkodzie, żeby takie przedmioty obrońcy krzyża, a więc narzędzia cierpienia, stawiali sobie w ogrodach przydomowych albo nawet w sypialniach własnych domów rodzinnych…? Wreszcie chcę uzmysłowić ograniczonym w realnym i wielowątkowym myśleniu ludziom, że szubienica do wieszania i odbierania życia jest takim samym energetycznie przedmiotem co krzyż… dlaczego więc nie stawiamy sobie na ulicach, albo w domach mieszkalnych czy pachnących ogrodach szubienic, albo krzeseł do garotowania skazańców. Można by i z gilotyny zrobić pomnik … czy przedmiot kultu i ubóstwiania… a czemu by NIE! Wszak jesteśmy Narodem cierpiętników, nienawistnych fanatyków religijnych i dziwaków…!
Bezustannie słyszę od znajomych, od sklepowych klientów i przypadkowych ludzi w zasadzie tylko dwa tematy. Jakby tego było jeszcze mało, w Necie i pocztach mailowych, tak jakby na przypieczętowanie tych pierwszych, oglądam różne kpiny na ciągle ten sam temat. Och! Jak bardo lubią Polacy babrać się w sprawach tak małej wagi. Och jak kochają Polacy w nieskończoność ciągnąć, powielać, wytykać i tarzać się w wyzwiskach pod adresem innych Rodaków!
Mianowicie chodzi o idiotyczne dowcipy o Kaczyńskich wraz z całym PiS-em. Kim są Kaczyńscy, że poświęca się im tyle czasu i energii…? Od czasów obalenia komuny żaden inny polityk nie doczekał się tylu zniewag, obelg i wszelkiej maści złośliwych dowcipów co obaj Kaczyńscy…!
Drugi temat jest jakby przeciwieństwem pierwszego i dotyczy narzekania, pomstowania i urągania tym, którzy głosowali i są za obozem Tuska i Komorowskiego. Jak wiemy pierwsze dni urzędowania Komorowskiego zaowocowały podniesieniem podatku VAT … a co za tym idzie podwyżką cen wszystkich towarów, usług, paliw i transportu. Kolejnym krokiem jaki godzi w wyborców Komorowskiego i nie tylko jego, jest podwyższenie progu przejścia na emeryturę do wieku 67 lat. (Różne źródła podają, że ta ustawa ma wejść w życie w przyszłym roku). Trzecie pociągnięcie przywala w najbiedniejszych emerytów, którzy aby jakoś żyć dorabiają na całych albo częściach etatów do nędznych groszy jakie dostają za lata ciężkiej pracy. To rozporządzenie mówi o niemożności pobierania emerytury i jednocześnie pensji za dodatkowy etat lub jego część. Kto jest w takim układzie musi zrezygnować z wynagrodzenia za pracę lub oddać ZUS-owi emeryturę. Zadziwiające jest zachowanie i milczenie wszelkich krzykaczy, którzy w przypadku wydania takiej ustawy przez Kaczyńskich, rozszarpali by ich i zjedli żywcem na śniadanie!!!
Ostatnio dochodzą do moich uszu głosy, że winę za zadymy z krzyżem przed Pałacem Namiestnikowskim ponosi sam Kaczyński! Będąc obiektywnym człowiekiem, zastanawiam się czy to prawda, czy kolejna prowokacja, bo jak dotąd nikt jeszcze nie przedstawił konkretnych dowodów na to, że Kaczyński nawołuje, czy nakazuje członkom swojej partii by okupowali plac przed Pałacem.
A może to obóz PO zmontował prowokacje z krzyżem by właśnie obciążyć winą za taki stan rzeczy Kaczyńskiego?! Wszystko w naszym kraju jest możliwe… więc czemu ta wersja miałaby być nierealna.
Kilka tygodni próbowałem zrozumieć zjawisko pielęgnowania narzędzia kaźni jakim jest krzyż i o jaki toczy się od kilku tygodni niemal wojna domowa. Z punktu widzenia promieniowania przedmiotów, coś co jest przesiąknięte energią cierpienia, męki i śmierci jest zdecydowanie szkodliwe dla istot zdrowych i żywych. Działa tak jak talizman czy amulet, który jest naładowany jakąś energią, który przyciąga konkretny rodzaj energii. Ta energia oddziałuje potem na innych ludzi właśnie w taki sposób do jakiego został ów przedmiot stworzony. Moim zdaniem takie przedmioty nie mogą znajdować się w bezpośrednim sąsiedztwie roślin, zwierząt i ludzi pragnących żyć spokojnie, w zdrowiu i szczęściu. Po głębszej analizie powstało we mnie pytanie: Dlaczego nie pielęgnujemy innych, podobnych krzyżowi narzędzi tortur i śmierci. Co stoi na przeszkodzie, żeby takie przedmioty obrońcy krzyża, a więc narzędzia cierpienia, stawiali sobie w ogrodach przydomowych albo nawet w sypialniach własnych domów rodzinnych…? Wreszcie chcę uzmysłowić ograniczonym w realnym i wielowątkowym myśleniu ludziom, że szubienica do wieszania i odbierania życia jest takim samym energetycznie przedmiotem co krzyż… dlaczego więc nie stawiamy sobie na ulicach, albo w domach mieszkalnych czy pachnących ogrodach szubienic, albo krzeseł do garotowania skazańców. Można by i z gilotyny zrobić pomnik … czy przedmiot kultu i ubóstwiania… a czemu by NIE! Wszak jesteśmy Narodem cierpiętników, nienawistnych fanatyków religijnych i dziwaków…!
czwartek, 19 sierpnia 2010
Czwartek 19 lipca 2010
Minęło kilkanaście kolejnych dni, a afera krzyżowa trwa nadal. Niby trochę ucichła… bo część oszołomów religijnych łaskawie pozwoliła się wynieść spod Pałacu Prezydenckiego, a inna grupa tych samych dewotów kościelnych… pewnie ze strachu przed działaniem Policji i Straży Miejskiej, sama odeszła na bezpieczną odległość i stamtąd pyszczyła w stronę sił porządkowych. Zadziwiający jest ten nasz (odnosząc to zdanie do tej i podobnych grup ludzi, napiszę celowo z małej litery) naród! Zadziwiająca pobłażliwość grupy rządzącej przerosła moje i jak się domyślam wielu innych ludzi wyobrażenia o konieczności oszczędzania pieniędzy podatnika wobec kryzysu i wielkiego bezrobocia w Państwie. Chyba tylko bezmózgowiec nie wie, że tak długo trwający zamęt przed reprezentacyjnym budynkiem struktury państwowej kosztuje krocie wydawane z dziurawego budżetu Państwa. Dzienne wydatki na służby zapewniające bezpieczeństwo miastu i gabinetowi Prezydenta Państwa rosną w dziesiątki tysięcy złotych. Mimo to pielęgnuje się i oszczędza tych, którzy sprzeniewierzają nasze podatki. Widząc taki stan rzeczy zastanawiałem się czy taka akcja nie jest celowo generowana jako prowokacja bijąca konkretnie w obóz byłego prezydenta. Śmiech mnie ogarnia na samą myśl, że to może być prawdopodobne. Wręcz nie pojmuję, czego tak bardzo boją się przeciwnicy Kaczyńskiego? Co mają za skórą, że przez całe lata zwalczają Go i jemu podobnie myślących ludzi. Czy narobili tyle machlojek, że można wielu z nich pociągnąć do odpowiedzialności karnej? Czy może żaden z przedstawicieli innej frakcji politycznej nie wie, że mimo opozycyjnych grup politycznych, trzeba zawsze i wszędzie działać wespół i dla dobra Polski, i każdego obywatela naszego Kraju!
Zawsze staram się postrzegać wszystko co mnie otacza w sposób sprawiedliwy i obiektywny, i jeśli widzę, że coś nielogicznego i dziwnego dzieje się obok mnie, próbuję to zrozumieć. Nie jestem zagorzałym wyznawcą żadnej z obecnie istniejących frakcji politycznych, ale nie mogę się zgodzić z nagonką, zajadłością i wręcz obsesyjną nienawiścią wyrażaną w kierunku Kaczyńskich, PiS-u, jak również jakiejkolwiek innej partii. Oglądając w Necie i słysząc debilne dowcipy pod adresem byłego Prezydenta, Premiera i wielu innych zasłużonych dla Kraju i Polskiej Demokracji działaczy politycznych, mam wielki niesmak i czuję wstręt do tych wszystkich, którzy nie wiedząc o co w tej całej żenującej nagonce chodzi, powielają bezmyślnie zasłyszane i najczęściej nieprawdziwe kalumnie. Starając się uzmysłowić prawdę takiemu „krzewicielowi” obrzydliwych dowcipów, zadaję mu pytanie: A co takiego złego zrobił któryś z Kaczyńskich…? I co się dzieje…? Ano konsternacja, zdziwienie i niedowierzanie, że ktoś miast podzielać jego głupkowaty śmiech, zadał takie oczywiste i proste pytanie. W odpowiedzi słyszę: Jest mały i nie pasuje na Prezydenta… Jest arogancki, pewny siebie i nieustępliwy… no i jest homoseksualistą! A jaki ma być Prezydent…? Wysoki, miły i uległy? Może taki, który nie ma własnego zdania i ulega presji obcych krajów? Tylu jest kurdupli w rządzie a mimo to nikt na ich temat nic złego nie wypowiada! Niskiego wzrostu jest Pan Boni, ex-prezydent Kwaśniewski, obecny Prezydent Komorowski i wielu, wielu innych. Czy Napoleonowi niski wzrost przeszkadzał zostać Cesarzem? Jeśli niski wzrost i ostrzej wypowiadane słowa są tak wielką przeszkodą w piastowani Urzędu Prezydenckiego to dlaczego został nim P. Komorowski, Kwaśniewski nawet dwie kadencje… czy sam Wałęsa, który do olbrzymów się nie zalicza. Oj ludzie, ludzie… cuda w tej Polskiej budzie. Gdybyście tak swoją pracę, wysiłek i energię jaką marnujecie w celu skłócania, szkalowania, utrudniania, marnotrawienia dobra społecznego i stawianiu co rusz nowych pomników byle krzykaczowi, spożytkowali na rzecz budowy i dobrobytu naszego Kraju… zaiste bylibyśmy największą potęgą świata!!! I tu zachęcam do ciągłego czytania mojego wiersza: „Zbawczy rzepak”. Do następnego razu.
Zawsze staram się postrzegać wszystko co mnie otacza w sposób sprawiedliwy i obiektywny, i jeśli widzę, że coś nielogicznego i dziwnego dzieje się obok mnie, próbuję to zrozumieć. Nie jestem zagorzałym wyznawcą żadnej z obecnie istniejących frakcji politycznych, ale nie mogę się zgodzić z nagonką, zajadłością i wręcz obsesyjną nienawiścią wyrażaną w kierunku Kaczyńskich, PiS-u, jak również jakiejkolwiek innej partii. Oglądając w Necie i słysząc debilne dowcipy pod adresem byłego Prezydenta, Premiera i wielu innych zasłużonych dla Kraju i Polskiej Demokracji działaczy politycznych, mam wielki niesmak i czuję wstręt do tych wszystkich, którzy nie wiedząc o co w tej całej żenującej nagonce chodzi, powielają bezmyślnie zasłyszane i najczęściej nieprawdziwe kalumnie. Starając się uzmysłowić prawdę takiemu „krzewicielowi” obrzydliwych dowcipów, zadaję mu pytanie: A co takiego złego zrobił któryś z Kaczyńskich…? I co się dzieje…? Ano konsternacja, zdziwienie i niedowierzanie, że ktoś miast podzielać jego głupkowaty śmiech, zadał takie oczywiste i proste pytanie. W odpowiedzi słyszę: Jest mały i nie pasuje na Prezydenta… Jest arogancki, pewny siebie i nieustępliwy… no i jest homoseksualistą! A jaki ma być Prezydent…? Wysoki, miły i uległy? Może taki, który nie ma własnego zdania i ulega presji obcych krajów? Tylu jest kurdupli w rządzie a mimo to nikt na ich temat nic złego nie wypowiada! Niskiego wzrostu jest Pan Boni, ex-prezydent Kwaśniewski, obecny Prezydent Komorowski i wielu, wielu innych. Czy Napoleonowi niski wzrost przeszkadzał zostać Cesarzem? Jeśli niski wzrost i ostrzej wypowiadane słowa są tak wielką przeszkodą w piastowani Urzędu Prezydenckiego to dlaczego został nim P. Komorowski, Kwaśniewski nawet dwie kadencje… czy sam Wałęsa, który do olbrzymów się nie zalicza. Oj ludzie, ludzie… cuda w tej Polskiej budzie. Gdybyście tak swoją pracę, wysiłek i energię jaką marnujecie w celu skłócania, szkalowania, utrudniania, marnotrawienia dobra społecznego i stawianiu co rusz nowych pomników byle krzykaczowi, spożytkowali na rzecz budowy i dobrobytu naszego Kraju… zaiste bylibyśmy największą potęgą świata!!! I tu zachęcam do ciągłego czytania mojego wiersza: „Zbawczy rzepak”. Do następnego razu.
piątek, 6 sierpnia 2010
Piątek 06 sierpnia 2010
Ujmując rzecz najdelikatniej jak tylko potrafię, muszę stwierdzić, że jesteśmy bardzo dziwnym Narodem! Od kilku dni telewizja pokazuje nam trwającą od dłuższego czasu bitwę o krzyż, który został postawiony przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie przy ulicy Krakowskie Przedmieście. Akcja ta została zainicjowana w związku z katastrofą lotniczą w Smoleńsku, w której zginęło ok. stu osób mniej lub więcej powiązanych z Rządem naszego Kraju. Do stanowczego, przyjmującego niemal formę regularnej bitwy protestu stanęło… (sam nie wiem jak by najtrafniej nazwać tych ludzi)… kilkudziesięciu wyznawców chrześcijaństwa… a może fanatyków wiary chrześcijańskiej, może prowokatorów, a może oszołomów i dewotów, którzy sami nie wiedzą czego tak naprawdę chcą. Chociaż z relacji telewizyjnej widać bardzo dokładnie czego chcą. Opierając się na materiale telewizyjnym, widzę grupkę pełnych agresji ludzi, którzy chcą zamętu, zamieszania, bijatyki. Z ust tych fanatycznych chrześcijan sączy się złość, nienawiść i padają wyzwiska pod adresem harcerzy, funkcjonariuszy mundurowych ze Straży Miejskiej i wielu innych ludzi próbujących przenieść zgodnie z wcześniejszymi postanowieniami obiekt sporu (krzyż) do kościoła św. Anny, gdzie miał być umieszczony docelowo. Przysłuchując się wrzeszczącej tłuszczy słyszę jak jakiś, na moje oko 70-cio letni wyznawca wartości chrześcijańskich… a więc krzewiciel miłości do bliźniego i tolerancji do wszystkiego co nas otacza, wrzeszczy i wyzywa harcerzy od gierkowskich komunistów! Dzieciaki mają zaledwie 12-15 lat i o komunistach wiedzą tyle ile nauczyli się na lekcji historii. Następnie kamera pokazuje zdesperowaną i wrzeszczącą dewotkę, która z pianą na ustach straszy, że w obronie pozostawienia krzyża przed Pałacem Namiestnikowskim, publicznie odbierze sobie życie. Potem próbując powiesić się na cienkiej tasiemce… czy też (nie widać dokładnie) gumce od majtek robi publiczną szopkę! Pytam sam siebie: kim są ci ludzie… i o co im wszystkim chodzi…? Czy to wyznaniowi pozerzy, którzy publicznie mienią się być chrześcijanami…? A może to cała wiara chrześcijańska jest do bani bo od niepamiętnych czasów, miast miłosierdzia Bożego, propaguje nienawiść inno-wyznaniową, przemoc, masowe mordy za czasów św. Inkwizycji, która topiła publicznie „czarownice” i wyrzynała w pień całe narody „pogan” czyli ludy, które wyznawały inaczej przedstawianą niż chrześcijańska wiarę. Biorąc pod uwagę agresywne i pełne nienawiści zachowanie w stosunku do bliźniego tych „obrońców krzyża” uważam, że na 100% nie są wyznawcami nauk Jezusa! W tym przypadku doskonale sprawdza się stara maksyma: Modli się pod figurą a diabła nosi za skórą! Z mojego punktu widzenia ci ludzie, za cichą aprobatą kleru, ubliżają i ośmieszają prawdziwych wyznawców nauk Chrystusa! Polacy jednak uwielbiają narzędzie męczeńskie jakim jest krzyż. Kolekcjonując i hołubiąc symboliczne narzędzie na którym w zamierzchłych czasach nagminnie torturowano i doprowadzano do śmierci w sposób szczególnie męczeński istoty ludzkie. Sądzę, że takim działaniem niejako prowokujemy zły los do nieszczęścia. Może właśnie dlatego że ludzie otaczają się przyrządami emanującymi energię śmierci, ginie tyle istot żywych! Jakby nie wystarczyło krzyży w Kościołach, ludzie otaczają się i stawiają je wszędzie gdzie tylko się da. Na drogach, w rowach gdzie zginęli tragicznie nierozważni, albo pijani kierowcy. Na budynkach, w szkołach i urzędach państwowych. Krzyże wiszą w samochodach, dyndają na przednich szybach, tuż przed nosami kierowców i tym samym absorbują, i rozpraszają ciągłym ruchem uwagę osób, które powinny skupić się na tym co się dzieje na drodze. To jakieś niepojęte i niewiele mające wspólnego z prawdziwą wiarą w Boga szaleństwo. Może najwyższy czas aby zastanowić się nad tym bądź co bądź problemem… i pójść za przykładem takiego kraju jakim jest wielowyznaniowe USA, w którym nie wolno publicznie nawoływać do religii, ani manifestować jakiegokolwiek wyznania religijnego publicznie… bowiem obraża to i godzi w inno-wyznaniowe grupy, jak i tych którzy mają ateistyczny punkt widzenia wiary… A kto nie podporządkowuje się tym zaleceniom zostaje aresztowany i doprowadzony przed majestat sądu. Poza tym należy wziąć pod uwagę statystyki… i tak w naszym kraju za głęboko wierzących podaje się wcale nie taka znowu wielka ilość wyznawców. Cytując za Katolicką Agencja Informacyjną, za osoby głęboko wierzące uważało się w 1991 r. - 10 proc. wiernych, w 1998 r. - 16, 7 proc, a w 2002 r. 19, 8 proc. Reszta społeczeństwa to inne wyznania, ateiści i katolicy wierzący nieco inaczej… Wniosek z tego płynie taki, że w kraju demokratycznym nie powinno się narzucać żadnych wyznań… a szczególnie faszerować publicznie doktrynami religijnymi wbrew naszej woli bo godzi to w nasze dobro i przekonania inne niż te choćby i wyznawane przez większość rodaków.
Życząc sobie i całemu Narodowi mądrości i tolerancji, żegnam się aż do następnego razu.
Życząc sobie i całemu Narodowi mądrości i tolerancji, żegnam się aż do następnego razu.
środa, 28 lipca 2010
Przeniesiony post: Dzień 515
Dzień 515
Witam wszystkich czytaczy po dziesięciodniowej przerwie. Starym zwyczajem zacznę od podania godziny o której zabieram się za pisanie posta. Tak więc jest godzina 13:35. Jak zapewne pamiętacie o tak wczesnej porze piszę bardzo rzadko. Nie pamiętam dokładnie ile razy zdarzyło mi się pisać tak wcześnie… jednak wydaje mi się, że może raz a w najlepszym przypadku dwa razy pisałem za dnia.
Na początku powiem, że dzisiaj wychodząc z domu do pracy spostrzegłem na trawniku, przy drzewie chronionym jako Pomnik Przyrody, długi na kilka metrów płot. Płot nie jest jakimś nadzwyczajnym dziełem sztuki, ani pięknym ozdobnikiem trawnika. Jednak oklejony ostrzegawczą taśmą w kolorach czerwono białych, konkretnie ogranicza dostęp do naszego drzewa. Stanowi jakby strefę ochronną poza którą nie może być śmietnika, parkingu dla debilowatych kierowców, ani WC dla wszelkiej maści piesków… Z logicznego punktu widzenia ten płoto-szlaban jest dziełem tymczasowym i wydaje mi się, że w nieco późniejszym czasie zostanie zrobiony z milszego dla oka materiału. Mam nadzieję, że kształt i fason również zostanie dobrany stylistycznie do stojącego za nim wiekowego drzewa. Tak czy siak, w porównaniu ze Strażą Miejską, Instytucja Ochrony Środowiska wypadła o dwa, a może nawet o trzy nieba lepiej. Wykazała się konkretnym działaniem i skutecznością… a nawet szybkością, bo zaledwie w kilka tygodni zabezpieczyła drzewo, oznaczyła go jako pomnik przyrody… a teraz odgrodziła płotem od wandali, którzy bezmyślnie i bezceremonialnie niszczą własne środowisko. Brawo i tak trzymajcie… Pobiliście na łeb zblazowaną i nieskuteczną Straż Miejską, która wzywana kilkanaście razy do usunięcia parkujących na trawniku w koło drzewa samochodów, działała… jeśli tak można nazwać przyjazd i odjazd w wezwane miejsce jak totalny inwalida. To śmieszne i niezrozumiałe działanie zasługuje na publiczne i szerokie potępienie. Widać pomieszały się tej formacji szyki i założenia służbowe skoro nie usuwa łamiących nagminnie prawo aut niesubordynowanym kierowcom. Zamiast zarabiać na konkretnych mandatach i przysparzać tym samym zysków i pieniędzy własnej formacji, narażają na jeszcze większe straty finansowe naszego podatnika. Jeżdżąc bezproduktywnie spalają paliwo, zużywają samochody i pobierają darmowo wypłaty. W innych krajach za złe parkowanie wraz z mandatem jeszcze jest coś takiego jak odholowanie pojazdu na służbowy parking. Za tą czynność pobiera się słoną opłatę, a za przechowywanie auta w „depozycie” , właściciel samochodu płaci po raz trzeci. W tamtych krajach, instytucje odpowiedzialne za ład i porządek w mieście i na drodze, dobrze prosperują i nie narzekają na ciągły brak funduszy. Nasze Nieroby w czarnych mundurach nie lubią wykonywać swoich obowiązków… Oni uwielbiają robić to co powinna robić Policja drogowa…! Wręcz uwielbiają leniwie siedzieć w ustawionych na chodnikach i w różnych innych zakamarkach dróg publicznych samochodach służbowych… i… pstrykać zdjęcia przejeżdżającym w korku ulicznym pojazdom… Zastanawiałem się jak można przekroczyć prędkość wlokąc się w żółwim tempie w korku drogowym! Po dłuższej kombinacji myślowej doszedłem do wniosku, że w myśl starej zasady „Polak potrafi” widać w naszym kraju i na naszych dziurawych drogach, nawet stojąc w korku można jechać 80 km/ godzinę…! A swoją drogą ciekawy jestem czy Naczelny Redaktor miesięcznika „Nieznany świat” uhonorowałby takie działanie mianem i zarazem nagrodą „Bubla roku”. Hi, hi, hi… Narka.
Witam wszystkich czytaczy po dziesięciodniowej przerwie. Starym zwyczajem zacznę od podania godziny o której zabieram się za pisanie posta. Tak więc jest godzina 13:35. Jak zapewne pamiętacie o tak wczesnej porze piszę bardzo rzadko. Nie pamiętam dokładnie ile razy zdarzyło mi się pisać tak wcześnie… jednak wydaje mi się, że może raz a w najlepszym przypadku dwa razy pisałem za dnia.
Na początku powiem, że dzisiaj wychodząc z domu do pracy spostrzegłem na trawniku, przy drzewie chronionym jako Pomnik Przyrody, długi na kilka metrów płot. Płot nie jest jakimś nadzwyczajnym dziełem sztuki, ani pięknym ozdobnikiem trawnika. Jednak oklejony ostrzegawczą taśmą w kolorach czerwono białych, konkretnie ogranicza dostęp do naszego drzewa. Stanowi jakby strefę ochronną poza którą nie może być śmietnika, parkingu dla debilowatych kierowców, ani WC dla wszelkiej maści piesków… Z logicznego punktu widzenia ten płoto-szlaban jest dziełem tymczasowym i wydaje mi się, że w nieco późniejszym czasie zostanie zrobiony z milszego dla oka materiału. Mam nadzieję, że kształt i fason również zostanie dobrany stylistycznie do stojącego za nim wiekowego drzewa. Tak czy siak, w porównaniu ze Strażą Miejską, Instytucja Ochrony Środowiska wypadła o dwa, a może nawet o trzy nieba lepiej. Wykazała się konkretnym działaniem i skutecznością… a nawet szybkością, bo zaledwie w kilka tygodni zabezpieczyła drzewo, oznaczyła go jako pomnik przyrody… a teraz odgrodziła płotem od wandali, którzy bezmyślnie i bezceremonialnie niszczą własne środowisko. Brawo i tak trzymajcie… Pobiliście na łeb zblazowaną i nieskuteczną Straż Miejską, która wzywana kilkanaście razy do usunięcia parkujących na trawniku w koło drzewa samochodów, działała… jeśli tak można nazwać przyjazd i odjazd w wezwane miejsce jak totalny inwalida. To śmieszne i niezrozumiałe działanie zasługuje na publiczne i szerokie potępienie. Widać pomieszały się tej formacji szyki i założenia służbowe skoro nie usuwa łamiących nagminnie prawo aut niesubordynowanym kierowcom. Zamiast zarabiać na konkretnych mandatach i przysparzać tym samym zysków i pieniędzy własnej formacji, narażają na jeszcze większe straty finansowe naszego podatnika. Jeżdżąc bezproduktywnie spalają paliwo, zużywają samochody i pobierają darmowo wypłaty. W innych krajach za złe parkowanie wraz z mandatem jeszcze jest coś takiego jak odholowanie pojazdu na służbowy parking. Za tą czynność pobiera się słoną opłatę, a za przechowywanie auta w „depozycie” , właściciel samochodu płaci po raz trzeci. W tamtych krajach, instytucje odpowiedzialne za ład i porządek w mieście i na drodze, dobrze prosperują i nie narzekają na ciągły brak funduszy. Nasze Nieroby w czarnych mundurach nie lubią wykonywać swoich obowiązków… Oni uwielbiają robić to co powinna robić Policja drogowa…! Wręcz uwielbiają leniwie siedzieć w ustawionych na chodnikach i w różnych innych zakamarkach dróg publicznych samochodach służbowych… i… pstrykać zdjęcia przejeżdżającym w korku ulicznym pojazdom… Zastanawiałem się jak można przekroczyć prędkość wlokąc się w żółwim tempie w korku drogowym! Po dłuższej kombinacji myślowej doszedłem do wniosku, że w myśl starej zasady „Polak potrafi” widać w naszym kraju i na naszych dziurawych drogach, nawet stojąc w korku można jechać 80 km/ godzinę…! A swoją drogą ciekawy jestem czy Naczelny Redaktor miesięcznika „Nieznany świat” uhonorowałby takie działanie mianem i zarazem nagrodą „Bubla roku”. Hi, hi, hi… Narka.
Przeniesiony post: Dzień 505
Dzień 505
Dzisiaj od wielu upalnych dni jest mniejsza spiekota. Codzienny żar nie leje się z nieba ponieważ ono zasnuło się chmurami... ale deszcz w moim miejscu zamieszkania nie pada. Jest w tej chwili godzina 15:50 a więc nietypowa por na pisanie posta moją ręką. Zazwyczaj piszę posty późną wieczorową porą. Dzisiaj jest niedziela... od wielu miesięcy po raz pierwszy mam ją całą dla siebie. Przyznam szczerze, że wypadłem nieco z rytmu niedzielnego luzu i trochę mi się nudzi. Tak więc widzicie, że to nuda wpłynęła na to, że zabrałem się do pisania posta już o tej godzinie. Sporo się wydarzyło w bezpośrednim moim otoczeniu i nie sposób wszystkiego opisać. Dlatego zajmę się tymi najważniejszymi z mojego punktu widzenia sprawami. Na pewno pamiętacie wcześniejsze posty o rosnącym przy mojej kamienicy drzewie "Pomniku przyrody", które to bezcześcili uryną i wszelkiego rodzaju śmieciami przyjezdni z całego województwa mazowieckiego robotnicy drogowi pracujący przy rozbudowie ulicy przy której to wiekowe drzewo rośnie. Wielokrotnie wzywana Straż miejska... owszem przyjeżdżała na wezwanie, lecz nie na interwencję. Jej operacyjne działania ograniczały się tylko do wtykania kartek informujących o wykroczeniu parkowania na trawniku. Karteczki umieszczali za wycieraczki parkujących na zielonym i bujnym trawniku aut osobowych i dostawczych, i jak gdyby nigdy nic odjeżdżali. Wszystko odbywało się tuż przy starym, nadszarpniętym zębem czasu drzewie. Drzewie miejskim pozostającym z uwagi na wiek pod opieka instytucji zajmującej się ochroną środowiska. Mimo to Straż miejska nie podejmowała w kierunku obrony Pomnika przyrody żadnych konkretnych i zdecydowanych działań. Patrząc na takie wyczyny dzielnych strażników miejskich, ręce z bezsilności opadały nie jednemu mieszkańcowi dzielnicy. Wraz z upływającym czasem coraz bardziej nabierałem przekonania, że walka o to drzewo jest przegrana. Wreszcie dotarłem do centrali instytucji zajmującej się ochronną środowiska i tam wniosłem skargę i zarazem protest. Mając na uwadze bezowocne działania Straży miejskiej z góry zakładałem, że moja skarga została tylko i wyłącznie przyjęta i nie nabierze konkretnego tempa w kierunku ochrony zabytkowego drzewa. Jakież było moje zdziwienie kiedy po upływie kilku dni zobaczyłem ekipę pracowników czyszczących (zrobiony rękami prymitywnych roboli drogowych) śmietnik. Zapytałem skąd się wzięli i w odpowiedzi usłyszałem, że wynajęła ich właśnie ta instytucja Ochrony środowiska do której składałem protest. Po oczyszczeniu śmietniska w dziupli... całą wielką wnękę w drzewie otoczyli siatką ochronną i na dwóch najgrubszych odnogach umieścili tabliczki mówiące o tym, że to drzewo jest prawnie chronionym Pomnikiem przyrody... Tak więc moi mili opłaca się być konsekwentnym w działaniu... i to w każdym działaniu... a szczególnie na rzecz dobra i miłości dla wszystkiego co nas w tym pięknym świecie przyrody otacza... Z uwagi na porę dnia, nie powiem dobranoc, tylko siemka i do następnego posta...pa.
Dzisiaj od wielu upalnych dni jest mniejsza spiekota. Codzienny żar nie leje się z nieba ponieważ ono zasnuło się chmurami... ale deszcz w moim miejscu zamieszkania nie pada. Jest w tej chwili godzina 15:50 a więc nietypowa por na pisanie posta moją ręką. Zazwyczaj piszę posty późną wieczorową porą. Dzisiaj jest niedziela... od wielu miesięcy po raz pierwszy mam ją całą dla siebie. Przyznam szczerze, że wypadłem nieco z rytmu niedzielnego luzu i trochę mi się nudzi. Tak więc widzicie, że to nuda wpłynęła na to, że zabrałem się do pisania posta już o tej godzinie. Sporo się wydarzyło w bezpośrednim moim otoczeniu i nie sposób wszystkiego opisać. Dlatego zajmę się tymi najważniejszymi z mojego punktu widzenia sprawami. Na pewno pamiętacie wcześniejsze posty o rosnącym przy mojej kamienicy drzewie "Pomniku przyrody", które to bezcześcili uryną i wszelkiego rodzaju śmieciami przyjezdni z całego województwa mazowieckiego robotnicy drogowi pracujący przy rozbudowie ulicy przy której to wiekowe drzewo rośnie. Wielokrotnie wzywana Straż miejska... owszem przyjeżdżała na wezwanie, lecz nie na interwencję. Jej operacyjne działania ograniczały się tylko do wtykania kartek informujących o wykroczeniu parkowania na trawniku. Karteczki umieszczali za wycieraczki parkujących na zielonym i bujnym trawniku aut osobowych i dostawczych, i jak gdyby nigdy nic odjeżdżali. Wszystko odbywało się tuż przy starym, nadszarpniętym zębem czasu drzewie. Drzewie miejskim pozostającym z uwagi na wiek pod opieka instytucji zajmującej się ochroną środowiska. Mimo to Straż miejska nie podejmowała w kierunku obrony Pomnika przyrody żadnych konkretnych i zdecydowanych działań. Patrząc na takie wyczyny dzielnych strażników miejskich, ręce z bezsilności opadały nie jednemu mieszkańcowi dzielnicy. Wraz z upływającym czasem coraz bardziej nabierałem przekonania, że walka o to drzewo jest przegrana. Wreszcie dotarłem do centrali instytucji zajmującej się ochronną środowiska i tam wniosłem skargę i zarazem protest. Mając na uwadze bezowocne działania Straży miejskiej z góry zakładałem, że moja skarga została tylko i wyłącznie przyjęta i nie nabierze konkretnego tempa w kierunku ochrony zabytkowego drzewa. Jakież było moje zdziwienie kiedy po upływie kilku dni zobaczyłem ekipę pracowników czyszczących (zrobiony rękami prymitywnych roboli drogowych) śmietnik. Zapytałem skąd się wzięli i w odpowiedzi usłyszałem, że wynajęła ich właśnie ta instytucja Ochrony środowiska do której składałem protest. Po oczyszczeniu śmietniska w dziupli... całą wielką wnękę w drzewie otoczyli siatką ochronną i na dwóch najgrubszych odnogach umieścili tabliczki mówiące o tym, że to drzewo jest prawnie chronionym Pomnikiem przyrody... Tak więc moi mili opłaca się być konsekwentnym w działaniu... i to w każdym działaniu... a szczególnie na rzecz dobra i miłości dla wszystkiego co nas w tym pięknym świecie przyrody otacza... Z uwagi na porę dnia, nie powiem dobranoc, tylko siemka i do następnego posta...pa.
Przeniesiony post: Dzień 495
Dzień 495
Minęło kilka dni od ostatniego posta, a więc czas na napisanie kolejnego z serii "Debilizm ogólnourzędowy". Co prawda jest już dość późno... czyli godzina 24:10, ale nie zrażam się, tylko piszę kolejną historyjkę z serii tragikomedii życia codziennego w urzędach państwowych. Tak więc przypomnę tylko, że nasza seria dotyczy Urzędu Pracy dla osób niepełnosprawnych w Warszawie przy ulicy Ciołka. Jak już wcześniej pisałem, stosowany jest tam perfidny i niezgodny z demokracją przymus pracy... Nawiązując do tematu o przymuszaniu inwalidów z drugą grupą niepełnosprawności do pracy chcę opisać kolejny niezrozumiały i uwłaczający człowieczeństwu przykład na porażające kretyństwo jakim wykazują się pracownicy z wyżej wymienionego Urzędu. Tak więc pewna pracująca tam Pani zażądała od osoby z II grupą inwalidzką aby podjęła pracę w firmie sprzątającej stacje kolejowe metra warszawskiego. Na nic zdały się argumenty o leczeniu i o niezdolności zdrowotnej do tego rodzaju pracy.Bezmyślnie i bez skrupułów wydała skierowanie do tejże firmy i zagroziła wyrzuceniem z szeregów UP,jeśli ta osoba nie podejmie wskazanej pracy. Chcąc nie chcąc... a właściwie nie mając wyboru przymuszana osoba udała się na rozmowę kwalifikacyjną do wskazanego pracodawcy. Usłyszawszy wymienione choroby... na szczęście pracownik zatrudniający wykazał się zrozumieniem i zdrowym rozsądkiem i nie zatrudnił tego inwalidy. Przybił pieczątkę uwierzytelniającą obecność tejże osoby i odesłał do UP. Inwalida posłusznie niesie pismo do kobiety od przymusu aby nie został skreślony z ubezpieczenia medycznego. Stanąwszy oko w oko z bezduszną tyranką, przypomniał sobie, że nie zrobił z tego dokumentu kserokopii na własny użytek. Prosi więc o ksero, deklaruje poniesienie kosztów i.... słyszy: A po co Panu taka kopia. Chcę zachować we własnym archiwum bo jakby u was zaginęła to zostanę na lodzie - odpowiada uprzejmie. Nie pomogły prośby ani tłumaczenia, pani urzędnik zaparła się i nie wydała kserokopii. Zdesperowany inwalida zapytał o zwierzchnika i poszedł ze skargą na pracownicę. Odczekał pod gabinetem kierownika swoje... no i łaskawie został przyjęty. Opowiedział dokładnie w czym rzecz i... usłyszał to samo co w poprzednim pokoju. Słysząc stek idiotyzmów o cennym czasie pracownika UP zbaraniał nasz inwalida i oniemiał z wrażenia. Wkurzony do maksimum zagroził, że nagłośni sprawę w mediach publicznych. Pani kierownik spuściła nieco z tonu. Poinformowała go, że wydadzą mu taką kserokopię jeśli napisze podanie o jej wydanie. Potem UP pośle pocztą... listem poleconym... a jakże, poleconym to ksero,które zainteresowany chciał sam odbić w pokoju sekretariatu i to jeszcze płacąc z własnej kieszeni aby UP broń Boże nie poniósł kosztów za tą wymuszoną kartkę papieru. Ile trzeba zjeść soli żeby zrozumieć mentalność trzymających się gorliwie debilnych przepisów pracowników nie mających zdrowej wyobraźni...? Kiedy wreszcie ktoś dobierze się urzędasom do ich tłustych tyłków i wyda przepis o odpowiedzialności za stanowiska Państwowe, na których króluje głupota z kretynizmem skutkująca wydawaniem szkodliwych i bezsensownych decyzji... Dobranoc.
Minęło kilka dni od ostatniego posta, a więc czas na napisanie kolejnego z serii "Debilizm ogólnourzędowy". Co prawda jest już dość późno... czyli godzina 24:10, ale nie zrażam się, tylko piszę kolejną historyjkę z serii tragikomedii życia codziennego w urzędach państwowych. Tak więc przypomnę tylko, że nasza seria dotyczy Urzędu Pracy dla osób niepełnosprawnych w Warszawie przy ulicy Ciołka. Jak już wcześniej pisałem, stosowany jest tam perfidny i niezgodny z demokracją przymus pracy... Nawiązując do tematu o przymuszaniu inwalidów z drugą grupą niepełnosprawności do pracy chcę opisać kolejny niezrozumiały i uwłaczający człowieczeństwu przykład na porażające kretyństwo jakim wykazują się pracownicy z wyżej wymienionego Urzędu. Tak więc pewna pracująca tam Pani zażądała od osoby z II grupą inwalidzką aby podjęła pracę w firmie sprzątającej stacje kolejowe metra warszawskiego. Na nic zdały się argumenty o leczeniu i o niezdolności zdrowotnej do tego rodzaju pracy.Bezmyślnie i bez skrupułów wydała skierowanie do tejże firmy i zagroziła wyrzuceniem z szeregów UP,jeśli ta osoba nie podejmie wskazanej pracy. Chcąc nie chcąc... a właściwie nie mając wyboru przymuszana osoba udała się na rozmowę kwalifikacyjną do wskazanego pracodawcy. Usłyszawszy wymienione choroby... na szczęście pracownik zatrudniający wykazał się zrozumieniem i zdrowym rozsądkiem i nie zatrudnił tego inwalidy. Przybił pieczątkę uwierzytelniającą obecność tejże osoby i odesłał do UP. Inwalida posłusznie niesie pismo do kobiety od przymusu aby nie został skreślony z ubezpieczenia medycznego. Stanąwszy oko w oko z bezduszną tyranką, przypomniał sobie, że nie zrobił z tego dokumentu kserokopii na własny użytek. Prosi więc o ksero, deklaruje poniesienie kosztów i.... słyszy: A po co Panu taka kopia. Chcę zachować we własnym archiwum bo jakby u was zaginęła to zostanę na lodzie - odpowiada uprzejmie. Nie pomogły prośby ani tłumaczenia, pani urzędnik zaparła się i nie wydała kserokopii. Zdesperowany inwalida zapytał o zwierzchnika i poszedł ze skargą na pracownicę. Odczekał pod gabinetem kierownika swoje... no i łaskawie został przyjęty. Opowiedział dokładnie w czym rzecz i... usłyszał to samo co w poprzednim pokoju. Słysząc stek idiotyzmów o cennym czasie pracownika UP zbaraniał nasz inwalida i oniemiał z wrażenia. Wkurzony do maksimum zagroził, że nagłośni sprawę w mediach publicznych. Pani kierownik spuściła nieco z tonu. Poinformowała go, że wydadzą mu taką kserokopię jeśli napisze podanie o jej wydanie. Potem UP pośle pocztą... listem poleconym... a jakże, poleconym to ksero,które zainteresowany chciał sam odbić w pokoju sekretariatu i to jeszcze płacąc z własnej kieszeni aby UP broń Boże nie poniósł kosztów za tą wymuszoną kartkę papieru. Ile trzeba zjeść soli żeby zrozumieć mentalność trzymających się gorliwie debilnych przepisów pracowników nie mających zdrowej wyobraźni...? Kiedy wreszcie ktoś dobierze się urzędasom do ich tłustych tyłków i wyda przepis o odpowiedzialności za stanowiska Państwowe, na których króluje głupota z kretynizmem skutkująca wydawaniem szkodliwych i bezsensownych decyzji... Dobranoc.
Przeniesiony post: Dzień 488
Dzień 488
Za oknem widno i cieplutko... mimo, że dochodzi godzina 20:00 kusi aby wypuścić się na wieczorny spacer. Najlepiej pójść do pięknie zielonego i kwitnącego parku. Ale czy się skuszę aby do niego iść...? Czy wygodnictwo, może temat, który chcę opisać powstrzyma moje wewnętrzne odczucia... Nie będę ukrywał... dzisiejszego wieczoru zostanę w domu. Mam temat który chcę przedstawić. A więc niejako w nawiązaniu do wcześniejszego tematu zatrudniania i maksymalnego wykorzystywania chorych, z grupą inwalidzką ludzi do pracy ponad ich siły, chcę pokazać niektóre metody stosowane przez tak zwanych "Menadżerów" tychże firm. Wysyp firm które trudnią się i wykorzystują w sposób rabunkowy inwalidów jest jak na nasze standardy życiowe, dość duży. A skoro jest na rynku krajowym duża konkurencyjność tych firm to i żeby zdobywać nowe fronty robót, każda z nich musi stosować zaniżone ceny w przetargach na zlecenia nowych miejsc pracy. To z kolei odbija się na czym??? Ano na oszukiwaniu i wyzyskiwaniu niepełnosprawnych pracowników. Z zatwierdzonych ustawowo wysokości najniższych pensji urwać się nie daje, więc Ci tak zwani "Menadżerowie" aby zaskarbić sobie przychylność szefostwa, przymuszają pracowników do pracy ponad podstawowym wymiarem ich godzin wynikającym z etatu na jakim są zatrudnieni. I tak po skończeniu zasadniczej dniówki, nakazują im (najczęściej pod groźba zwolnienia z pracy) jechać w inne miejsca... to jest do nowych instytucji i tam do późnych godzin pracować...! Czyli można założyć, że ci ludzie pracują na półtora etatowej posadzie za pensję z jednego etatu. A forsa gdzie trafia...? Na pewno nie do rąk tych, którzy pracują ponad swoje wątłe siły. Tak, tak... dobrze się domyślacie... forsą dzielą się ci, którzy stosują przymus i wyzysk na niższym personelu! Jak to się dzieje, że takie firmy bezkarnie mogą stosować takie bandyckie metody. Gdzie jest okrzyczana Państwowa Inspekcja Pracy? Pracownicy tejże siedzą w biurach i grzeją zapasionymi tyłkami wygodne i opłacane z podatków stołki... A może przymykają oko bo mają swój konkretny interes w tym aby takie złodziejskie firmy mogły istnieć pod płaszczykiem prawa i okiem tych którzy miast wyłapywać łamiących prawo nygusów, chronią ich lewe interesy!!! Dobranoc.
Za oknem widno i cieplutko... mimo, że dochodzi godzina 20:00 kusi aby wypuścić się na wieczorny spacer. Najlepiej pójść do pięknie zielonego i kwitnącego parku. Ale czy się skuszę aby do niego iść...? Czy wygodnictwo, może temat, który chcę opisać powstrzyma moje wewnętrzne odczucia... Nie będę ukrywał... dzisiejszego wieczoru zostanę w domu. Mam temat który chcę przedstawić. A więc niejako w nawiązaniu do wcześniejszego tematu zatrudniania i maksymalnego wykorzystywania chorych, z grupą inwalidzką ludzi do pracy ponad ich siły, chcę pokazać niektóre metody stosowane przez tak zwanych "Menadżerów" tychże firm. Wysyp firm które trudnią się i wykorzystują w sposób rabunkowy inwalidów jest jak na nasze standardy życiowe, dość duży. A skoro jest na rynku krajowym duża konkurencyjność tych firm to i żeby zdobywać nowe fronty robót, każda z nich musi stosować zaniżone ceny w przetargach na zlecenia nowych miejsc pracy. To z kolei odbija się na czym??? Ano na oszukiwaniu i wyzyskiwaniu niepełnosprawnych pracowników. Z zatwierdzonych ustawowo wysokości najniższych pensji urwać się nie daje, więc Ci tak zwani "Menadżerowie" aby zaskarbić sobie przychylność szefostwa, przymuszają pracowników do pracy ponad podstawowym wymiarem ich godzin wynikającym z etatu na jakim są zatrudnieni. I tak po skończeniu zasadniczej dniówki, nakazują im (najczęściej pod groźba zwolnienia z pracy) jechać w inne miejsca... to jest do nowych instytucji i tam do późnych godzin pracować...! Czyli można założyć, że ci ludzie pracują na półtora etatowej posadzie za pensję z jednego etatu. A forsa gdzie trafia...? Na pewno nie do rąk tych, którzy pracują ponad swoje wątłe siły. Tak, tak... dobrze się domyślacie... forsą dzielą się ci, którzy stosują przymus i wyzysk na niższym personelu! Jak to się dzieje, że takie firmy bezkarnie mogą stosować takie bandyckie metody. Gdzie jest okrzyczana Państwowa Inspekcja Pracy? Pracownicy tejże siedzą w biurach i grzeją zapasionymi tyłkami wygodne i opłacane z podatków stołki... A może przymykają oko bo mają swój konkretny interes w tym aby takie złodziejskie firmy mogły istnieć pod płaszczykiem prawa i okiem tych którzy miast wyłapywać łamiących prawo nygusów, chronią ich lewe interesy!!! Dobranoc.
Przeniesiony post: Dzień 483
Dzień 483
W tej chwili mija godzina 23:20. Pomyślałem, że byłoby dobrze gdybym zaprezentował dzisiaj mój nowy wiersz...Tematycznie powstał jakby na czasie. Zbliża się druga tura wyborów i myślę, że warto rzetelnie, logicznie i mocno zastanowić się nad tym na kogo oddać swój cenny głos... Nie należy dać się zwieść pięknemu głosowi, wyglądowi ani pięknie i kusząco brzmiącym obietnicom... należy kierować się rozumem, prawdą, uczciwością i sprawiedliwością... To ważna decyzja... ważąca na losach całego narodu... może mój wiersz pomoże wam właściwie wybrać...? Dobranoc.
A oto obiecany wiersz:
Zbawczy rzepak
Siejcie rzepak… olej tłoczcie,
O intelekt własny dbajcie.
Na sąsiadów się nie boczcie,
A gorzałki mało chlajcie…
W obcych krajach uczcie dzieci,
Boć kultury zmierzch nadchodzi.
Segregujcie wszystkie śmieci…
Razem zgodnie, starzy, młodzi.
Hej ludziska… hej rodacy…
Obserwujcie w pracy mrówki.
Od nich uczcie się współpracy,
Bierzcie przykład z ich harówki.
Nie stać nas na bublowanie,
Ani głupie przedsięwzięcia…
Toć niech dobre zarządzanie,
Wykorzeni w ludziach spięcia…
Niechaj mądry rządzi krajem…
A prym wiedzie rozum, wiedza.
Precz z oszustem i mazgajem,
Chłopów niech nie dzieli miedza.
Jeśli w głowach brak oleju,
A potencjał firm sprzedany…
Łbem wal w ścianę dobrodzieju,
Bo Twój los jest przechlapany.
Gdy rozumek jest na krzaku…
Mgłą zachodzą także oczy.
Pomoc przyjdzie od rzepaku,
Z niego wieśniak olej tłoczy.
Chcąc przywrócić dobre życie,
Uczcie siebie, dzieci, wnuki…
Lejcie olej w mózg obficie.
Aż wypełni wszystkie luki…
Bogdan Chmielewski
Warszawa dn. 25.06.2010
W tej chwili mija godzina 23:20. Pomyślałem, że byłoby dobrze gdybym zaprezentował dzisiaj mój nowy wiersz...Tematycznie powstał jakby na czasie. Zbliża się druga tura wyborów i myślę, że warto rzetelnie, logicznie i mocno zastanowić się nad tym na kogo oddać swój cenny głos... Nie należy dać się zwieść pięknemu głosowi, wyglądowi ani pięknie i kusząco brzmiącym obietnicom... należy kierować się rozumem, prawdą, uczciwością i sprawiedliwością... To ważna decyzja... ważąca na losach całego narodu... może mój wiersz pomoże wam właściwie wybrać...? Dobranoc.
A oto obiecany wiersz:
Zbawczy rzepak
Siejcie rzepak… olej tłoczcie,
O intelekt własny dbajcie.
Na sąsiadów się nie boczcie,
A gorzałki mało chlajcie…
W obcych krajach uczcie dzieci,
Boć kultury zmierzch nadchodzi.
Segregujcie wszystkie śmieci…
Razem zgodnie, starzy, młodzi.
Hej ludziska… hej rodacy…
Obserwujcie w pracy mrówki.
Od nich uczcie się współpracy,
Bierzcie przykład z ich harówki.
Nie stać nas na bublowanie,
Ani głupie przedsięwzięcia…
Toć niech dobre zarządzanie,
Wykorzeni w ludziach spięcia…
Niechaj mądry rządzi krajem…
A prym wiedzie rozum, wiedza.
Precz z oszustem i mazgajem,
Chłopów niech nie dzieli miedza.
Jeśli w głowach brak oleju,
A potencjał firm sprzedany…
Łbem wal w ścianę dobrodzieju,
Bo Twój los jest przechlapany.
Gdy rozumek jest na krzaku…
Mgłą zachodzą także oczy.
Pomoc przyjdzie od rzepaku,
Z niego wieśniak olej tłoczy.
Chcąc przywrócić dobre życie,
Uczcie siebie, dzieci, wnuki…
Lejcie olej w mózg obficie.
Aż wypełni wszystkie luki…
Bogdan Chmielewski
Warszawa dn. 25.06.2010
Przeniesiony post: Dzień 480
Dzień 480
Moi Drodzy jest już godzina 19:20. A więc na początek i w nawiązaniu do poprzedniego posta chcę powiedzieć, że długo zastanawiałem się dlaczego w Urzędzie Pracy dla niepełnosprawnych kładzie się taki nacisk na to by wszystkich niepełnosprawnych zmusić do pracy. Ci którzy mnie znają, wiedzą, że jestem dociekliwy i uparty w poszukiwaniu odpowiedzi na wszelkiego rodzaju pytania. Tak więc dociekałem dlaczego tak usilnie UP. zmusza chorych ludzi do pracy... ale żeby dociec prawdy należy uwzględnić kilka okoliczności temu towarzyszących. Jedną z nich jest kierowanie ludzi chorych do ciężkiej pracy fizycznej przy sprzątaniu wielkich instytucji miejskich takich jak dworce kolejowe, metro, place i wielkie gmachy różnych firm. Okazuje się, że sprzątaniem tych miejsc zajmują się firmy powstałe aby zatrudniać ludzi niepełnosprawnych. Takie firmy nie zatrudniają np. emerytów albo ludzi zdrowych, które nadają się do ciężkiej pracy fizycznej tylko wszelkich niedołężnych inwalidów, którzy są głusi, kulawi, ze zrujnowanymi kręgosłupami, astmami oskrzelowymi, padaczkami, a czasem nawet niedowidzących i z problemem swobodnego poruszania się bez jakiejkolwiek pracy... Jakoś bardzo trudno mi sobie wyobrazić jak ci niedołężni ludzie zasuwają z mopami i miotłami po hektarach dworców kolejowych, kilometrowych korytarzy wielkich biurowców miejskich i setek pokoi znajdujących się w tych wielkich gmachach i o dziwo świetnie, wspaniale i wytrwale pracują. Dlaczego nikt nie troszczy się o ich zdrowie i nie daje im pracy, której oni sprostają i będę mogli bez narażania swojego zdrowia ją wykonywać. Otóż dlatego, że żaden UP, ani pracodawca nie przejmuje się chorym człowiekiem. Ważna jest tylko dotacja finansowa dla firm za zatrudnioną osobę z grupą inwalidzką. Dotacja świadczona z podatków podatnika dla powstających jak grzyby po deszczu firm zatrudniających tylko i wyłącznie ludzi niepełnosprawnych jest wręcz zbawienna, bo bez tej dotacji żadna z nich nie miałaby szans przetrwać. Prawda jest taka, że żaden niepełnosprawny nie dałby rady wypracować wystarczających funduszy zapewniających tym firmom płynność finansową. Nie ważne jest ile dni wytrzyma w pracy taki inwalida... Ważna jest sztuka... jeden odchodzi... a na jego miejsce przychodzi drugi... zmuszany przez UP... i dotacja leci w kieszenie ludzi stojących na czele takich firm. Aż ciśnie mi się na usta pytanie: ile Up dostaje od jednego przymuszonego inwalidy... a kto płaci działkę za głowę...? Czy Budżet Państwa, czy firma zatrudniająca tylko niepełnosprawnych tak jakby nie ma znaczenia. Znaczenie ma fakt, że to MY Podatnicy ponosimy koszty takich lewych interesów!!! Dobranoc.
Moi Drodzy jest już godzina 19:20. A więc na początek i w nawiązaniu do poprzedniego posta chcę powiedzieć, że długo zastanawiałem się dlaczego w Urzędzie Pracy dla niepełnosprawnych kładzie się taki nacisk na to by wszystkich niepełnosprawnych zmusić do pracy. Ci którzy mnie znają, wiedzą, że jestem dociekliwy i uparty w poszukiwaniu odpowiedzi na wszelkiego rodzaju pytania. Tak więc dociekałem dlaczego tak usilnie UP. zmusza chorych ludzi do pracy... ale żeby dociec prawdy należy uwzględnić kilka okoliczności temu towarzyszących. Jedną z nich jest kierowanie ludzi chorych do ciężkiej pracy fizycznej przy sprzątaniu wielkich instytucji miejskich takich jak dworce kolejowe, metro, place i wielkie gmachy różnych firm. Okazuje się, że sprzątaniem tych miejsc zajmują się firmy powstałe aby zatrudniać ludzi niepełnosprawnych. Takie firmy nie zatrudniają np. emerytów albo ludzi zdrowych, które nadają się do ciężkiej pracy fizycznej tylko wszelkich niedołężnych inwalidów, którzy są głusi, kulawi, ze zrujnowanymi kręgosłupami, astmami oskrzelowymi, padaczkami, a czasem nawet niedowidzących i z problemem swobodnego poruszania się bez jakiejkolwiek pracy... Jakoś bardzo trudno mi sobie wyobrazić jak ci niedołężni ludzie zasuwają z mopami i miotłami po hektarach dworców kolejowych, kilometrowych korytarzy wielkich biurowców miejskich i setek pokoi znajdujących się w tych wielkich gmachach i o dziwo świetnie, wspaniale i wytrwale pracują. Dlaczego nikt nie troszczy się o ich zdrowie i nie daje im pracy, której oni sprostają i będę mogli bez narażania swojego zdrowia ją wykonywać. Otóż dlatego, że żaden UP, ani pracodawca nie przejmuje się chorym człowiekiem. Ważna jest tylko dotacja finansowa dla firm za zatrudnioną osobę z grupą inwalidzką. Dotacja świadczona z podatków podatnika dla powstających jak grzyby po deszczu firm zatrudniających tylko i wyłącznie ludzi niepełnosprawnych jest wręcz zbawienna, bo bez tej dotacji żadna z nich nie miałaby szans przetrwać. Prawda jest taka, że żaden niepełnosprawny nie dałby rady wypracować wystarczających funduszy zapewniających tym firmom płynność finansową. Nie ważne jest ile dni wytrzyma w pracy taki inwalida... Ważna jest sztuka... jeden odchodzi... a na jego miejsce przychodzi drugi... zmuszany przez UP... i dotacja leci w kieszenie ludzi stojących na czele takich firm. Aż ciśnie mi się na usta pytanie: ile Up dostaje od jednego przymuszonego inwalidy... a kto płaci działkę za głowę...? Czy Budżet Państwa, czy firma zatrudniająca tylko niepełnosprawnych tak jakby nie ma znaczenia. Znaczenie ma fakt, że to MY Podatnicy ponosimy koszty takich lewych interesów!!! Dobranoc.
Przeniesiony post: Dzień 471
Dzień 471
Właśnie mija godzina 22:10. Z uwagi na sytuacje jakich doświadczam w zetknięciu się z różnymi Urzędami Państwowymi, a także pozyskaną wiedzą usłyszaną w bezpośrednich relacjach osób, które również miały tą wątpliwą przyjemność doświadczać podobnych aktów głupoty, postanowiłem trochę więcej czasu poświęcić takim zdarzeniom. Na początek chciałbym jakoś nazwać tego typu zachowania osób piastujących często ciepłe posadki w placówkach typu państwowego. Jedno co mi najbardziej pasuje to ujęcie tych zachowań jako Ogólnonarodowy debilizm urzędniczy. Jak zawsze zastrzegam się co do rzadkich wyjątków, które należy wyłączyć spod tego wspólnego tytułu. Tak więc przytoczę jako pierwszy przypadek, który wydarzył się w czerwcu 2010 roku w Urzędzie Pracy w Warszawie przy ulicy Ciołka. Placówka wyżej wymieniona zajmuje się osobami niepełnosprawnymi. Można by powiedzieć, że zajmuje się szczytnym celem i świadczy piękne działania na rzecz osób z grupą inwalidzka, gdyby rzeczywiście miała na celu dobro tychże osób. Niestety nie ma! Zgodnie z Konstytucją Naszego Kraju jesteśmy Państwem Demokratycznym, a więc każdy człowiek ma prawo własnego wyboru i ma prawo stanowić sam o sobie. Niestety tak nie jest. W UP. dla niepełnosprawnych, stosuje się akt przymusu do pracy! Urzędnicy nie biorą pod uwagę dobra i stanu zdrowia danego człowieka tylko używając wrednego szantażu zmuszają chorych ludzi do pracy. Szantaż polega na grożeniu pozbawieniem prawa do bezrobocia, a co za tym idzie do pozbawienia ubezpieczenia medycznego. Widać stosowanie takich metod wobec niektórych osób z II grupą inwalidzką jest iście demokratyczne w wydaniu demokracji po Polsku! Na wyraźne żądanie wydania oświadczenia, że osoba przymuszająca do pracy poszczególnego chorego, weźmie odpowiedzialność za następstwa i konsekwencje wynikłe z ciężkiej pracy przy sprzątaniu dworców kolejowych następuje odmowa i żądanie zwolnienia lekarskiego. Niby nic w tym dziwnego ale... no właśnie, ale lekarz pierwszego kontaktu nie może wydać chorobowego zwolnienia do Urzędu Pracy!!! Musi skierować chorego do Specjalisty! A do jakiego jeśli ktoś ma wiele poważnych schorzeń! Do jednego, czy do wszystkich po kolei...? Jeśli do jednego to który jest najważniejszy: neurolog, pulmonolog,ortopeda, alergolog - jeśli osoba leczy się u wszystkich wymienionych lekarzy. W pracy przy sprzątaniu dworców wszystkie schorzenia leczone u tych lekarzy eliminują przydatność do jej wykonywania! A jak wywiązać się z nakładanych terminów przez UP gdy na wizytę do któregoś z tych specjalistów czeka się w bardzo szczęśliwym trafie ok. 6 tygodni...? Jakim cudem dochodzi do zatwierdzenia tak pokrętnych i nielogicznych przepisów obwarowujących i osaczających ludzi poważnie chorych. Może prościej byłoby utworzyć dział, który miałby za zadanie ubezpieczać medycznie, wspierać takich ludzi, a nie niszczyć ich i tak już bardzo wątłego zdrowia. Może lepiej będzie gdy całkiem się wyłożą na wózki inwalidzkie i wtedy trzeba będzie jeszcze zapłacić za przydzielenie im osoby sprawującej opiekę bo sami już nic nie będą mogli koło siebie zrobić. Czy aby na pewno stać nas na taki brak wyobraźni i zdrowego rozsądku!!!??? Nie dajmy się nabijać w butelkę. Krzyczmy głośno i publicznie jeśli doświadczamy debilnych i niepojętych zjawisk w urzędach państwowych... i nie bójmy się o tym mówić bo to leży w interesie wielu milionów ludzi. Dobranoc.
Właśnie mija godzina 22:10. Z uwagi na sytuacje jakich doświadczam w zetknięciu się z różnymi Urzędami Państwowymi, a także pozyskaną wiedzą usłyszaną w bezpośrednich relacjach osób, które również miały tą wątpliwą przyjemność doświadczać podobnych aktów głupoty, postanowiłem trochę więcej czasu poświęcić takim zdarzeniom. Na początek chciałbym jakoś nazwać tego typu zachowania osób piastujących często ciepłe posadki w placówkach typu państwowego. Jedno co mi najbardziej pasuje to ujęcie tych zachowań jako Ogólnonarodowy debilizm urzędniczy. Jak zawsze zastrzegam się co do rzadkich wyjątków, które należy wyłączyć spod tego wspólnego tytułu. Tak więc przytoczę jako pierwszy przypadek, który wydarzył się w czerwcu 2010 roku w Urzędzie Pracy w Warszawie przy ulicy Ciołka. Placówka wyżej wymieniona zajmuje się osobami niepełnosprawnymi. Można by powiedzieć, że zajmuje się szczytnym celem i świadczy piękne działania na rzecz osób z grupą inwalidzka, gdyby rzeczywiście miała na celu dobro tychże osób. Niestety nie ma! Zgodnie z Konstytucją Naszego Kraju jesteśmy Państwem Demokratycznym, a więc każdy człowiek ma prawo własnego wyboru i ma prawo stanowić sam o sobie. Niestety tak nie jest. W UP. dla niepełnosprawnych, stosuje się akt przymusu do pracy! Urzędnicy nie biorą pod uwagę dobra i stanu zdrowia danego człowieka tylko używając wrednego szantażu zmuszają chorych ludzi do pracy. Szantaż polega na grożeniu pozbawieniem prawa do bezrobocia, a co za tym idzie do pozbawienia ubezpieczenia medycznego. Widać stosowanie takich metod wobec niektórych osób z II grupą inwalidzką jest iście demokratyczne w wydaniu demokracji po Polsku! Na wyraźne żądanie wydania oświadczenia, że osoba przymuszająca do pracy poszczególnego chorego, weźmie odpowiedzialność za następstwa i konsekwencje wynikłe z ciężkiej pracy przy sprzątaniu dworców kolejowych następuje odmowa i żądanie zwolnienia lekarskiego. Niby nic w tym dziwnego ale... no właśnie, ale lekarz pierwszego kontaktu nie może wydać chorobowego zwolnienia do Urzędu Pracy!!! Musi skierować chorego do Specjalisty! A do jakiego jeśli ktoś ma wiele poważnych schorzeń! Do jednego, czy do wszystkich po kolei...? Jeśli do jednego to który jest najważniejszy: neurolog, pulmonolog,ortopeda, alergolog - jeśli osoba leczy się u wszystkich wymienionych lekarzy. W pracy przy sprzątaniu dworców wszystkie schorzenia leczone u tych lekarzy eliminują przydatność do jej wykonywania! A jak wywiązać się z nakładanych terminów przez UP gdy na wizytę do któregoś z tych specjalistów czeka się w bardzo szczęśliwym trafie ok. 6 tygodni...? Jakim cudem dochodzi do zatwierdzenia tak pokrętnych i nielogicznych przepisów obwarowujących i osaczających ludzi poważnie chorych. Może prościej byłoby utworzyć dział, który miałby za zadanie ubezpieczać medycznie, wspierać takich ludzi, a nie niszczyć ich i tak już bardzo wątłego zdrowia. Może lepiej będzie gdy całkiem się wyłożą na wózki inwalidzkie i wtedy trzeba będzie jeszcze zapłacić za przydzielenie im osoby sprawującej opiekę bo sami już nic nie będą mogli koło siebie zrobić. Czy aby na pewno stać nas na taki brak wyobraźni i zdrowego rozsądku!!!??? Nie dajmy się nabijać w butelkę. Krzyczmy głośno i publicznie jeśli doświadczamy debilnych i niepojętych zjawisk w urzędach państwowych... i nie bójmy się o tym mówić bo to leży w interesie wielu milionów ludzi. Dobranoc.
Środa 28 lipca 2010
Dzisiaj mam przyjemność powitać moich starych, ale i nowych czytaczy bloga pt. "Poezja, którą da się czytać" w nowym blogu. Blog o uczuciach postanowiłem zamknąć i otworzyć nowy, o nieco innym profilu tematycznym, co wcale nie znaczy, że starego już nie będzie. Będzie i w każdej chwili, tak jak przedtem, można będzie do niego zajrzeć i przeczytać ulubione tematy, czy też zagłębić się w jego świat od początku.
Nowy blog pt."Tropem dziwactw i bezsensu" w głównym założeniu będzie przedstawiał, wytykał i ironizował codzienne sprawy, zachowania i dziwactwa ludzi pracujących w różnych formacjach, instytucjach, urzędach, ale i będzie pokazywał nawyki i zachowania dwunożnych istot zamieszkujących naszą ziemię w ich codziennym życiu prywatnym. Mam nadzieję, że tak jak poprzedni blog, ten także znajdzie szerokie zainteresowanie wśród starych i nowych czytaczy czego sobie i Wam serdecznie życzę... Zapraszam...
Bogdan Chmielewski
Nowy blog pt."Tropem dziwactw i bezsensu" w głównym założeniu będzie przedstawiał, wytykał i ironizował codzienne sprawy, zachowania i dziwactwa ludzi pracujących w różnych formacjach, instytucjach, urzędach, ale i będzie pokazywał nawyki i zachowania dwunożnych istot zamieszkujących naszą ziemię w ich codziennym życiu prywatnym. Mam nadzieję, że tak jak poprzedni blog, ten także znajdzie szerokie zainteresowanie wśród starych i nowych czytaczy czego sobie i Wam serdecznie życzę... Zapraszam...
Bogdan Chmielewski
Subskrybuj:
Posty (Atom)