Link do bloga pt. Poezja, którą da się czytać

Poniżej zamieszczam link do mojego wcześniejszego bloga pt. Poezja, która da się czytać...

http://moja-poezja-proza.blogspot.com

sobota, 20 listopada 2010

Sobota 20 listopada 2010

Zbliżają się wybory... czyli nastał czas wzmożonej agitacji, reklamy, zachęty i propagandy w kierunku pozyskania potencjalnych głosów różnych wyborców. Na przestrzeni wielu lat, życie dokładnie pokazało mi jak się one odbywają i co z wybrania nowych oficjeli wynika. Jak wielu z Was wie, nie wynika z tego absolutnie nic, co by było konkretnym i dobrym działaniem na rzecz wyborców. Zmieniają się tylko postacie na stołeczkach, przybywa obietnic i coraz więcej stanowisk pożerających niemiłosiernie ciężko zapracowane pieniądze podatnika. W związku z tą okolicznością napisałem wiersz, który zaprezentuje poniżej zasadniczego tekstu... Oto on:

Wyborcza kiełbasa


Dziś odbędą się wybory…
Będzie w kraju zamieszanie,
Tłok i tumult, straszne spory,
Gdy wyborca tłumnie stanie.

Ogród działań jest ogromny,
W radzie miasta stołki tłuste.
Przyszły radny – nieprzytomny,
Głosi mowy złotouste…

Mówi dużo… i bez składu,
Obietnicą wszelką szasta…
Słuchacz dojść nie mogąc ładu,
Darmowego ugryzł ciasta…

Obok sąsiad z kijem w dłoni,
Rozdał darmo kosz marchewki.
Rząd podatki nasze trwoni,
A pospólstwo chla nalewki…

Ktoś tam usiadł do kiełbasy…
Toć wyborcza jest najlepsza.
Chciałbym poznać przyszłe czasy
I z jakiego była wieprza…!

Gawiedź z dość głupawą miną,
Klaszcze w dłonie jak popadnie,
Wszak wyborczą kiełbasiną…
Nie pożywisz się dokładnie.


Bogdan Chmielewski
Warszawa dn. 20.11.2010

1 komentarz:

  1. Wiersz na czasie i z życia wzięty. Tak to właśnie wygląda. Słowa, słowa, słowa - bez pokrycia a My... tak często dajemy się na to nabierać. Dlaczego ciągle jest nie tak jak byśmy sobie życzyli, dlaczego obietnice mają się nijak do działań, dlaczego ludzie, którzy nie powinni zdobywają stanowiska i stołki? Myślę, że jest kilka powodów. Nie mamy niestety większego wpływu na to, kto zgłasza swoją kandydaturę. Są ludzie, którzy naszym zdaniem wspaniale nadawali by się do służenia społeczeństwu, ale oni sami, mają zbyt mało wiary w siebie lub uważają, że jako nieliczne jednostki kierujące się prawością i ideowością, nie będą mieli wystarczającej siły przebicia, żeby przewalczyć swoje pomysły i w rezultacie nie kandydują. Są też tacy, którzy aż palą się do pełnienia funkcji radnych, burmistrzów, wójtów, chociaż na pierwszy rzut oka widać, że są mocni tylko w słowach a nie w czynach. Ich "atuty" to: umiejętność robienia dobrego wrażenia, posługiwanie się iluzją, łatwość w otumanianiu i przekonywaniu słuchaczy. Są wreszcie tacy, którzy mają pomysły, chęci i odwagę... jednak za mało znani, niechętni do lansowania siebie, nie podporządkowujący się regułom i nie mający zaufania do większych ugrupowań występują jako wolni strzelcy i trudniej jest się im przebić - a szkoda, bo jest to grupa Don Kichotów, którzy naprawdę chcą zmienić rzeczywistość na lepsze i dostrzegają potrzeby przeciętnego człowieka.
    Analizując wyniki wyborów dochodzę do wniosku, że czasami wystarczyło by poparcie najbliższych sąsiadów znających na tyle dobrze daną osobę, żeby wiedzieć, czy działała by ona dla dobra ogółu czy też nie - a dany kandydat mógłby zdobyć wystarczającą ilość punktów aby zakwalifikować się do władz dzielnicy czy miasta. Niestety często Ci, którzy swoim głosem naprawdę mogli by zmienić bieg wydarzeń , nie idą do urn z lenistwa a może zniechęceni wieloletnią walką z codziennością i nie wierzący już, że oddanie przez nich głosu może przynieść jakiekolwiek pozytywne skutki. Nie jest to wyjście z sytuacji, jeśli bowiem istnieje chociażby nikła nadzieja na poprawę obecnego stanu rzeczy, trzeba ją wykorzystać.
    Rozmawiając z ludźmi z różnych części naszego kraju zdumiewam się, ponieważ okazuje się, że często w miejscowościach dobrze zarządzanych, tam gdzie kierownictwo potrafi właściwie pokierować ludźmi i osiąga efekty, zaczynają się przepychanki i jątrzenia, które w rezultacie doprowadzają do wyboru innej osoby i zmian na gorsze. Jak to możliwe? Odpowiedź na to pytanie jest powiązana z poprzednim postem i z moim komentarzem do niego. Otóż dzieje się tak w chwili, kiedy interesy konkretnej partii lub poszczególnych osób rwących się do zdobycia stołków są ważniejsze od dobra Obywateli. Gdyby naprawdę "tym malowanym patriotom" zależało na ludziach, stosowali by zasadę "fair play". Docenili by osiągnięcia swojego rywala, uszanowali go, zaproponowali pomoc, współpracę, nie zaś korzystali z niegodnych metod aby zniszczyć jego reputację, ośmieszyć, podważyć wiarygodność lub przypisać sobie jego zasługi. Czyż nie znamy takiego obrzydliwego zachowania z własnego zawodowego podwórka? Uważajmy więc - nie dajmy sobą manipulować, miejmy oczy szeroko otwarte, abyśmy kiedy przyjdzie pora nie byli marionetkami w rękach "złotoustych" i potrafili dokonać właściwych wyborów.

    OdpowiedzUsuń