Pod koniec sierpnia, w poniedziałek 2018 rok jak zwykle udałem się
do pracy, do swojego sklepu o asortymencie wielobranżowym w
Warszawie. Po otwarciu przybytku jak każdego roboczego dnia
poczyniłem czynności niezbędne do rozpoczęcia pracy w sklepie.
Uruchomiłem kasę fiskalną, schowałem kanapki do mini lodówki
turystycznej, zaparzyłem herbatkę lipową a następnie uruchomiłem
laptopa z którego korzystam podczas godzin otwarcia sklepu. Wszystko
wydawało się przebiegać normalnie ale w pewnym momencie,
podświadomie poczułem przypływ jakiejś bliżej nieokreślonej
energii. Coś na wzór jakby lekkiego niepokoju, takiego
niecodziennego zawirowania rutynowo płynących myśli. Było to
wrażenie ulotne i bardzo delikatne. Tak ulotne, że po chwili
zastanowienia przestałem dociekać dlaczego przypłynęła do mnie,
skąd płynęła, czy też kto ją wysyłał w moją stronę
świadomie czy też wysłał będąc tego przekazu nieświadomy. Tak,
dobrze czytacie, będąc nieświadomy przekazu do adresata, którego
nie zna i nigdy nie widział na własne oczy. Jest to możliwe dzięki
podświadomości każdego człowieka. Chociaż zabrzmi to dla wielu
ludzi niezrozumiale i nienaturalnie podświadomości wszystkich ludzi
jacy żyją na tym świecie są ze sobą połączone niewidzialnym
sznurem – nicią aka i dzięki temu mogą się ze sobą
porozumiewać i kontaktować w dowolnym czasie i miejscu na ziemi a
również poza nią. Przekazywać myśli a także wywierać nacisk na
podejmowanie takich a nie innych działań. Jednak nie docierają one
ot tak sobie do wszystkich ludzi na świecie tylko do tych właściwych
osób. A co to znaczy „właściwych osób” ano nic więcej ponad
to, że każdy człowiek na świecie ma swoje przeznaczenie i jakąś
nie znaną mu, chociaż czasem znaną rolę w życiu. Każdy żyje
na Ziemi by w trakcie tego życia doświadczać jak najwięcej uczuć
i emocji bo to wiąże się z rozwojem duchowym każdej bezwzględnie
żywej istoty. Jedni doświadczają energii polityka, albo skąpca.
Drudzy altruisty bez fortuny. Inni szamana, kolejni roli
cierpiętnika, ojca czy matki a jeszcze inni chcą wspierać
zagubionych, biednych albo doznających roztargnienia, rozpaczy lub w
sytuacji gdy sami nie potrafią wybrać najlepszej dla siebie drogi.
Ja jestem osobą, która świadomie wybrała drogę niesienia
wsparcia i pomocy zagubionym dlatego właśnie i to wcale nie rzadko
przychodzą do mnie do sklepu i nie tylko do sklepu ludzie, którzy z
jakichś tam powodów stanęli na rozdrożu albo jeszcze gorzej na
skraju przepaści. Tak też było i tym razem. Najpierw poczułem
obcą energię kogoś kto ma problemy a po dosłownie dziesięciu
minutach wszedł do sklepu mężczyzna mniej więcej w przedziale
wiekwym 30-40 lat. Skromnie ubrany, w jasnych krótkich spodniach i
ciemnej koszuli z krótkim rękawem. Zapytał o jakąś żarówkę,
której w sklepie nie miałem. Potem o jakąś małą śrubkę,
której także nie miałem potem o kolejny drobiazg, którego
oczywiście w moim sklepie nie było. Wyglądało to tak jakby chciał
pobyć jakiś czas w mojej obecności nie robiąc przy tym zakupów.
Zaraz spostrzegłem, że to nie jest typowy klient sklepowy tylko
osoba, która szuka rozmowy a to mogło świadczyć o tym, że ma
problemy natury osobistej. By mu pomóc w nawiązaniu swobodnej
rozmowy zainteresowałem go swoimi książkami. Z góry założyłem,
że taki temat zdecydowanie pomoże rozwinąć rozmowę i ułatwia
trudny dialog. I tak się stało. Gość podjął temat i wyraził
jakby zainteresowanie moją twórczością. Obejrzał kilka książek
z prozą i wierszami ale czułem, że nie o to mu chodzi. Zatem
zacząłem poruszać sprawy emocji, zachowań społecznych i uczuć
oraz miłości mężczyzny do kobiety co bardziej go zainteresowało
niż moim zdaniem dobre wiersze satyryczne. W pewnym momencie rozmowy
na temat błędnego nazywania seksu miłością przez młodych
chłopaków do dziewczyn pokazałem mu, że to tylko emocje i
zauroczenie energetycznym seksem a nie potężna energia
bezinteresownej miłości. Bez słowa sprzeciwu zgodził się z moją
teorią czy raczej tezą wynikająca z własnego doświadczenia,
logiki i obserwacji ludzi w tym temacie. Po chwili milczenia odezwał
się w ten oto sposób:
- Wie pan, mam nie lada problem – wydusił z siebie z wielkim
trudem.
- Tak. W takim razie w czym mogę pomóc.
- Mam przyjaciela, który zakochał się jak wariat w młodszej
dziewczynie – wyjaśnił.
- Zatem to nie problem tylko wspaniała sprawa – wyraziłem swoje
odczucia.
- No nie do końca choć z tym, że jest wspaniale bo się zakochał
zgadzam się z panem.
- Czyżby zakochał się bez wzajemności dziewczyny?
- Nie. To nie to. Ona też go kocha – czaił się z konkretną
odpowiedzią.
- Zbyt wielka jest różnica wieku między nimi? – próbowałem
dociec prawdy.
- Nie aż taka wielka by raziła innych ludzi – wyjaśnił
trzymając mnie w napięciu.
- Nie bardzo rozumiem. Rodzice maja coś przeciw chłopakowi?
- Tego jeszcze nie wiem – wyrzekł ściszonym głosem.
- W takim razie co jest tym problemem – dopytywałem się coraz
śmielej.
- Otóż mój kolega... jest księdzem – rzucił przestając
nerwowo z nogi na nogę.
- Jest księdzem – automatycznie szukałem potwierdzenia tego co
usłyszałem.
- Tak. Jest księdzem – potwierdził głosem pełnym wątpliwości.
- No to rzeczywiście kolega a i pan macie problem – odparłem z
silnym przekonaniem, że tym księdzem jest nie kolega tylko właśnie
on czyli gość, który stoi przede mną.
- Może pan mi powie co w takiej sytuacji mógłbym doradzić
koledze?
- Trudna sprawa… w tej chwili przychodzi mi do głowy tylko jedna
możliwość.
- Domyślam się co chce pan powiedzieć…
- Tak? – wyartykułowałem wyczekująco.
- Bez wątpienia chodzi panu o rezygnację z kapłaństwa.
- To chyba najsensowniejsza możliwość. A i kolega wyzwoli się od
ciężaru moralnego i wygładzi mu się psychika bo nie będzie
musiał ukrywać się przed ludźmi – tłumaczyłem rozsądnie.
- Żeby to było takie proste jak mówimy, ale tu przecież chodzi o
uczucia i przyszłość.
- Myślę, że to bardzo rozsądne i uczciwe dla siebie samego i
opinii wśród wiernych.
- To bardzo trudna decyzja. Będzie rzutowała na resztę całego
życia – wyznał zakłopotany.
- Jest także druga ewentualność a mianowicie rezygnacja z
dziewczyny ale jak się domyślam chyba nie wchodzi w rachubę –
zapytałem pro forma.
- Kolega mówił, że zakochał się na amen więc chyba ta możliwość
nie wchodzi w grę.
- Wywodząc z tego co słyszę mogę śmiało powiedzieć, że tylko
jedno jest pewne w tej sprawie.
- Co takiego – podchwycił głosem pełnym nadziei.
- Co by nie radzić koledze wszystko będzie złe…
- A to dlaczego – zapytał tracąc nadzieję.
- Załóżmy, że pan doradzi koledze porzucenie stanu kapłańskiego.
Ten weźmie sobie to do serca jako najlepsze wyjście z sytuacji,
wystąpi ze służby Bogu i ożeni się z dziewczyną, którą kocha
i jak mu się wydaje ona odwzajemnia jego uczucia ale po roku albo
kilku latach dziewczyna dojdzie do wniosku, że wybranek nie spełnia
jej oczekiwań wspólnego życia i nie zadowala jej potrzeb natury
egzystencjalnej i społecznej bo jest spokojny, uprzejmy, grzeczny i
mało przebojowy. Na tej podstawie uzna, że ich życie jest nudną
właśnie poprzez tę grzeczną sielanką a ona chce czegoś więcej
niż braku silnych emocji. Che podróżować, czasem poszaleć tak
jak w młodym wieku, ubrać się wyzywająco czy nawet iść z
koleżankami na dobre wino do kawiarni bez męża. Przy obecnym mężu
byłym duchownym tego nie ma więc zmienia partnera właśnie na
takiego przebojowego i ex-księżulo zostaje na lodzie. Czyli bez
kochającej żony i bez kościoła. Myśli pan, że nie będzie miał
właśnie do pana o to pretensji… wszak to pan mu podsunął pomysł
porzucenia duchowieństwa.
- Dużo w tym logiki pod warunkiem, że żona poczuje się znudzona.
- Kobiety są zmienne i nigdy nie można stanowczo założyć, że
akurat ta nasza do śmierci pozostanie taką jaką była w chwili
poznania.
- Racja. Nawet przy pełnym optymizmie byłoby nierozsądne założyć,
że się nie zmieni – po chwili namysłu zaakceptował moją
sugestię.
- A teraz druga możliwość rozwiązania problemu. A więc załóżmy
hipotetycznie, że zasugerował pan koledze porzucenie dziewczyny i
pozostanie w kapłaństwie. Przy czym przekonał go pan używając
ważkiego argumentu mniej więcej tej treści: Kapłaństwo to twoje
powołanie i świadomy wybór, którego dokonałeś wiele lat temu.
Pozostając w nim spełnisz wolę swojej duszy a i pozostaniesz do
końca życie w bezpiecznym i stabilnym miejscu na ziemi. Będziesz
ku chwale Pana niósł przesłanie religijne ludziom małej wiary i
karmił duchem zbłąkane istoty.
- To logiczne co pan mówi ale czy słuszne – powątpiewał.
- Trzymając się dalej tego wątku uznajmy, że kolega wybrał tą
alternatywę i pozostał w kościele ale miłość jaka zrodziła się
w nim do odtrąconej dziewczyny nie dawała mu spokoju i ciągle
podtykała wątpliwości czy dokonał słusznego wyboru. Bezustannie
szeptała mu w uszach, że źle zrobił bo podejmując taką decyzję
odrzucił miłość swojego życia i zamiast cieszyć się życiem z
ukochaną dziewczyną, męczy się w murach kościelnych jak
najgorszy pokutnik w wilgotnych kazamatach. Czy myśli pan, że o ten
stan rzeczy nie będzie obwiniał właśnie pana?
- To prawda a pan mówiąc o tym w ten sposób rzeczywiście
uzmysłowił mi coś czego wcześniej nie dostrzegałem – odparł
ściszonym głosem.
- Myślę sobie, że tutaj trzeba wykazać się niebywałą mądrością
i rozsądkiem by nie popełnić kolejnego błędu i tym samym nie
powiększyć rozterki pana przyjaciela.
- W takim razie co zrobić w takiej sytuacji – zapytał
rozpaczliwie.
- Pański kolega musi sam podjąć tą niebywale trudną decyzję.
- Łatwo mówić… ale jak wybrać? Jak to zrobić by było dobrze.
- W tej materii trzeba zdać się na własną podświadomość. Ona
zawsze wybiera dla nas najlepsze rozwiązania. Choćby odpowiedź
wydawała się głupia i nie logiczne jest najlepszą odpowiedzią z
wszystkich możliwych. To jednak potwierdzi się dopiero po upływie
znacznego czasu.
- Nie wydaje się to łatwym zadaniem – wyznał zakłopotany.
- Zapewniam, że chociaż wydaje się bardzo trudne jest bardzo łatwe
do osiągnięcia. Jednak przekona się pan o tym dopiero później.
- Chcę żeby tak było jak mi pan to relacjonuje.
- Tak będzie jeśli kolega zrobi tak jak mówię. Musi wsłuchać
się w siebie bo tam, w nim jest już gotowa odpowiedź, której on
sam jeszcze nie słyszy. Ale na sto procent usłyszy w nieco
późniejszym czasie. Może minie doba, kilka dni albo cały tydzień.
Może minąć cały miesiąc zanim odbierze właściwy przekaz… ale
usłyszy go na pewno.
- Rozumiem – odparł lapidarnie choć nie jestem taki pewien czy
rzeczywiście rozumiał.
- Metod na słuchanie samego siebie jest wiele ale najlepiej w ciszy
i spokoju oddać się medytacji. Pański znajomy nie powinien mieć z
tym problemu bo jako duchowny odmawia pacierze a odmawianie pacierzy
poniekąd wprowadza w wyciszenie i tak jakby delikatny trans
medytacyjny.
- Tak jest w istocie – potwierdził moje słowa.
- Trans medytacyjny daje możliwość lepszego widzenia i słyszenia
swojego wnętrza. Obniża wibrację świadomości i dlatego jest nam
łatwiej dotrzeć do wiedzy podświadomości o niższej wibracji –
starałem się jak najdokładniej i najprościej nakreślić
mechanizmy działania właściwej istoty człowieka.
- Hmmm – zawiesił się na moment jakby chciał zważyć czy wręcz
oszacować moje każde usłyszane słowo a po chwili odezwał się
matowym głosem
- Jest pan ciekawym człowiekiem.
- Dziękuję. Ja tylko staram się dzielić swoimi doświadczeniami –
odparłem skromnie.
- I ja dziękuję za poświęcony mi czas. Nie wiem co dalej będzie
i czy to co pan mi przekazał zadziała w przypadku mojego kolegi ale
na pewno jest cenne i dające nadzieję na uporanie się z sytuacją
w której się znalazł.
- Mam nadzieję, że tak będzie – dodałem mu otuchy.
- Ja też mam taką nadzieję... zatem do widzenia. Odwrócił się i
wolnym krokiem ruszył długim korytarzem w stronę wyjścia ze
sklepu.
- Proszę pana – zawołałem za nim gdy był już przy końcu
korytarza.
- Tak? - odpowiedział z nutką zaskoczenia w głosie po czym
zatrzymał się i zwrócił twarzą w moim kierunku.
- Tym kolegą księdzem jest pan prawda?
Zawahał się jakby chciał potwierdzić moje słowa ale nic nie
odpowiedział tylko popatrzył na mnie oczami pełnymi smutku i
cierpienia. Oczami człowieka stojącego na rozdrożu życia. Jego
wzrok wszystko mi mówił i w zasadzie żadne potwierdzenie nie było
mi już potrzebne...