Link do bloga pt. Poezja, którą da się czytać

Poniżej zamieszczam link do mojego wcześniejszego bloga pt. Poezja, która da się czytać...

http://moja-poezja-proza.blogspot.com

czwartek, 30 sierpnia 2018

Trudny wybór

Pod koniec sierpnia, w poniedziałek 2018 rok jak zwykle udałem się do pracy, do swojego sklepu o asortymencie wielobranżowym w Warszawie. Po otwarciu przybytku jak każdego roboczego dnia poczyniłem czynności niezbędne do rozpoczęcia pracy w sklepie. Uruchomiłem kasę fiskalną, schowałem kanapki do mini lodówki turystycznej, zaparzyłem herbatkę lipową a następnie uruchomiłem laptopa z którego korzystam podczas godzin otwarcia sklepu. Wszystko wydawało się przebiegać normalnie ale w pewnym momencie, podświadomie poczułem przypływ jakiejś bliżej nieokreślonej energii. Coś na wzór jakby lekkiego niepokoju, takiego niecodziennego zawirowania rutynowo płynących myśli. Było to wrażenie ulotne i bardzo delikatne. Tak ulotne, że po chwili zastanowienia przestałem dociekać dlaczego przypłynęła do mnie, skąd płynęła, czy też kto ją wysyłał w moją stronę świadomie czy też wysłał będąc tego przekazu nieświadomy. Tak, dobrze czytacie, będąc nieświadomy przekazu do adresata, którego nie zna i nigdy nie widział na własne oczy. Jest to możliwe dzięki podświadomości każdego człowieka. Chociaż zabrzmi to dla wielu ludzi niezrozumiale i nienaturalnie podświadomości wszystkich ludzi jacy żyją na tym świecie są ze sobą połączone niewidzialnym sznurem – nicią aka i dzięki temu mogą się ze sobą porozumiewać i kontaktować w dowolnym czasie i miejscu na ziemi a również poza nią. Przekazywać myśli a także wywierać nacisk na podejmowanie takich a nie innych działań. Jednak nie docierają one ot tak sobie do wszystkich ludzi na świecie tylko do tych właściwych osób. A co to znaczy „właściwych osób” ano nic więcej ponad to, że każdy człowiek na świecie ma swoje przeznaczenie i jakąś nie znaną mu, chociaż czasem znaną rolę w życiu. Każdy żyje na Ziemi by w trakcie tego życia doświadczać jak najwięcej uczuć i emocji bo to wiąże się z rozwojem duchowym każdej bezwzględnie żywej istoty. Jedni doświadczają energii polityka, albo skąpca. Drudzy altruisty bez fortuny. Inni szamana, kolejni roli cierpiętnika, ojca czy matki a jeszcze inni chcą wspierać zagubionych, biednych albo doznających roztargnienia, rozpaczy lub w sytuacji gdy sami nie potrafią wybrać najlepszej dla siebie drogi. Ja jestem osobą, która świadomie wybrała drogę niesienia wsparcia i pomocy zagubionym dlatego właśnie i to wcale nie rzadko przychodzą do mnie do sklepu i nie tylko do sklepu ludzie, którzy z jakichś tam powodów stanęli na rozdrożu albo jeszcze gorzej na skraju przepaści. Tak też było i tym razem. Najpierw poczułem obcą energię kogoś kto ma problemy a po dosłownie dziesięciu minutach wszedł do sklepu mężczyzna mniej więcej w przedziale wiekwym 30-40 lat. Skromnie ubrany, w jasnych krótkich spodniach i ciemnej koszuli z krótkim rękawem. Zapytał o jakąś żarówkę, której w sklepie nie miałem. Potem o jakąś małą śrubkę, której także nie miałem potem o kolejny drobiazg, którego oczywiście w moim sklepie nie było. Wyglądało to tak jakby chciał pobyć jakiś czas w mojej obecności nie robiąc przy tym zakupów. Zaraz spostrzegłem, że to nie jest typowy klient sklepowy tylko osoba, która szuka rozmowy a to mogło świadczyć o tym, że ma problemy natury osobistej. By mu pomóc w nawiązaniu swobodnej rozmowy zainteresowałem go swoimi książkami. Z góry założyłem, że taki temat zdecydowanie pomoże rozwinąć rozmowę i ułatwia trudny dialog. I tak się stało. Gość podjął temat i wyraził jakby zainteresowanie moją twórczością. Obejrzał kilka książek z prozą i wierszami ale czułem, że nie o to mu chodzi. Zatem zacząłem poruszać sprawy emocji, zachowań społecznych i uczuć oraz miłości mężczyzny do kobiety co bardziej go zainteresowało niż moim zdaniem dobre wiersze satyryczne. W pewnym momencie rozmowy na temat błędnego nazywania seksu miłością przez młodych chłopaków do dziewczyn pokazałem mu, że to tylko emocje i zauroczenie energetycznym seksem a nie potężna energia bezinteresownej miłości. Bez słowa sprzeciwu zgodził się z moją teorią czy raczej tezą wynikająca z własnego doświadczenia, logiki i obserwacji ludzi w tym temacie. Po chwili milczenia odezwał się w ten oto sposób:
- Wie pan, mam nie lada problem – wydusił z siebie z wielkim trudem.
- Tak. W takim razie w czym mogę pomóc.
- Mam przyjaciela, który zakochał się jak wariat w młodszej dziewczynie – wyjaśnił.
- Zatem to nie problem tylko wspaniała sprawa – wyraziłem swoje odczucia.
- No nie do końca choć z tym, że jest wspaniale bo się zakochał zgadzam się z panem.
- Czyżby zakochał się bez wzajemności dziewczyny?
- Nie. To nie to. Ona też go kocha – czaił się z konkretną odpowiedzią.
- Zbyt wielka jest różnica wieku między nimi? – próbowałem dociec prawdy.
- Nie aż taka wielka by raziła innych ludzi – wyjaśnił trzymając mnie w napięciu.
- Nie bardzo rozumiem. Rodzice maja coś przeciw chłopakowi?
- Tego jeszcze nie wiem – wyrzekł ściszonym głosem.
- W takim razie co jest tym problemem – dopytywałem się coraz śmielej.
- Otóż mój kolega... jest księdzem – rzucił przestając nerwowo z nogi na nogę.
- Jest księdzem – automatycznie szukałem potwierdzenia tego co usłyszałem.
- Tak. Jest księdzem – potwierdził głosem pełnym wątpliwości.
- No to rzeczywiście kolega a i pan macie problem – odparłem z silnym przekonaniem, że tym księdzem jest nie kolega tylko właśnie on czyli gość, który stoi przede mną.
- Może pan mi powie co w takiej sytuacji mógłbym doradzić koledze?
- Trudna sprawa… w tej chwili przychodzi mi do głowy tylko jedna możliwość.
- Domyślam się co chce pan powiedzieć…
- Tak? – wyartykułowałem wyczekująco.
- Bez wątpienia chodzi panu o rezygnację z kapłaństwa.
- To chyba najsensowniejsza możliwość. A i kolega wyzwoli się od ciężaru moralnego i wygładzi mu się psychika bo nie będzie musiał ukrywać się przed ludźmi – tłumaczyłem rozsądnie.
- Żeby to było takie proste jak mówimy, ale tu przecież chodzi o uczucia i przyszłość.
- Myślę, że to bardzo rozsądne i uczciwe dla siebie samego i opinii wśród wiernych.
- To bardzo trudna decyzja. Będzie rzutowała na resztę całego życia – wyznał zakłopotany.
- Jest także druga ewentualność a mianowicie rezygnacja z dziewczyny ale jak się domyślam chyba nie wchodzi w rachubę – zapytałem pro forma.
- Kolega mówił, że zakochał się na amen więc chyba ta możliwość nie wchodzi w grę.
- Wywodząc z tego co słyszę mogę śmiało powiedzieć, że tylko jedno jest pewne w tej sprawie.
- Co takiego – podchwycił głosem pełnym nadziei.
- Co by nie radzić koledze wszystko będzie złe…
- A to dlaczego – zapytał tracąc nadzieję.
- Załóżmy, że pan doradzi koledze porzucenie stanu kapłańskiego. Ten weźmie sobie to do serca jako najlepsze wyjście z sytuacji, wystąpi ze służby Bogu i ożeni się z dziewczyną, którą kocha i jak mu się wydaje ona odwzajemnia jego uczucia ale po roku albo kilku latach dziewczyna dojdzie do wniosku, że wybranek nie spełnia jej oczekiwań wspólnego życia i nie zadowala jej potrzeb natury egzystencjalnej i społecznej bo jest spokojny, uprzejmy, grzeczny i mało przebojowy. Na tej podstawie uzna, że ich życie jest nudną właśnie poprzez tę grzeczną sielanką a ona chce czegoś więcej niż braku silnych emocji. Che podróżować, czasem poszaleć tak jak w młodym wieku, ubrać się wyzywająco czy nawet iść z koleżankami na dobre wino do kawiarni bez męża. Przy obecnym mężu byłym duchownym tego nie ma więc zmienia partnera właśnie na takiego przebojowego i ex-księżulo zostaje na lodzie. Czyli bez kochającej żony i bez kościoła. Myśli pan, że nie będzie miał właśnie do pana o to pretensji… wszak to pan mu podsunął pomysł porzucenia duchowieństwa.
- Dużo w tym logiki pod warunkiem, że żona poczuje się znudzona.
- Kobiety są zmienne i nigdy nie można stanowczo założyć, że akurat ta nasza do śmierci pozostanie taką jaką była w chwili poznania.
- Racja. Nawet przy pełnym optymizmie byłoby nierozsądne założyć, że się nie zmieni – po chwili namysłu zaakceptował moją sugestię.
- A teraz druga możliwość rozwiązania problemu. A więc załóżmy hipotetycznie, że zasugerował pan koledze porzucenie dziewczyny i pozostanie w kapłaństwie. Przy czym przekonał go pan używając ważkiego argumentu mniej więcej tej treści: Kapłaństwo to twoje powołanie i świadomy wybór, którego dokonałeś wiele lat temu. Pozostając w nim spełnisz wolę swojej duszy a i pozostaniesz do końca życie w bezpiecznym i stabilnym miejscu na ziemi. Będziesz ku chwale Pana niósł przesłanie religijne ludziom małej wiary i karmił duchem zbłąkane istoty.
- To logiczne co pan mówi ale czy słuszne – powątpiewał.
- Trzymając się dalej tego wątku uznajmy, że kolega wybrał tą alternatywę i pozostał w kościele ale miłość jaka zrodziła się w nim do odtrąconej dziewczyny nie dawała mu spokoju i ciągle podtykała wątpliwości czy dokonał słusznego wyboru. Bezustannie szeptała mu w uszach, że źle zrobił bo podejmując taką decyzję odrzucił miłość swojego życia i zamiast cieszyć się życiem z ukochaną dziewczyną, męczy się w murach kościelnych jak najgorszy pokutnik w wilgotnych kazamatach. Czy myśli pan, że o ten stan rzeczy nie będzie obwiniał właśnie pana?
- To prawda a pan mówiąc o tym w ten sposób rzeczywiście uzmysłowił mi coś czego wcześniej nie dostrzegałem – odparł ściszonym głosem.
- Myślę sobie, że tutaj trzeba wykazać się niebywałą mądrością i rozsądkiem by nie popełnić kolejnego błędu i tym samym nie powiększyć rozterki pana przyjaciela.
- W takim razie co zrobić w takiej sytuacji – zapytał rozpaczliwie.
- Pański kolega musi sam podjąć tą niebywale trudną decyzję.
- Łatwo mówić… ale jak wybrać? Jak to zrobić by było dobrze.
- W tej materii trzeba zdać się na własną podświadomość. Ona zawsze wybiera dla nas najlepsze rozwiązania. Choćby odpowiedź wydawała się głupia i nie logiczne jest najlepszą odpowiedzią z wszystkich możliwych. To jednak potwierdzi się dopiero po upływie znacznego czasu.
- Nie wydaje się to łatwym zadaniem – wyznał zakłopotany.
- Zapewniam, że chociaż wydaje się bardzo trudne jest bardzo łatwe do osiągnięcia. Jednak przekona się pan o tym dopiero później.
- Chcę żeby tak było jak mi pan to relacjonuje.
- Tak będzie jeśli kolega zrobi tak jak mówię. Musi wsłuchać się w siebie bo tam, w nim jest już gotowa odpowiedź, której on sam jeszcze nie słyszy. Ale na sto procent usłyszy w nieco późniejszym czasie. Może minie doba, kilka dni albo cały tydzień. Może minąć cały miesiąc zanim odbierze właściwy przekaz… ale usłyszy go na pewno.
- Rozumiem – odparł lapidarnie choć nie jestem taki pewien czy rzeczywiście rozumiał.
- Metod na słuchanie samego siebie jest wiele ale najlepiej w ciszy i spokoju oddać się medytacji. Pański znajomy nie powinien mieć z tym problemu bo jako duchowny odmawia pacierze a odmawianie pacierzy poniekąd wprowadza w wyciszenie i tak jakby delikatny trans medytacyjny.
- Tak jest w istocie – potwierdził moje słowa.
- Trans medytacyjny daje możliwość lepszego widzenia i słyszenia swojego wnętrza. Obniża wibrację świadomości i dlatego jest nam łatwiej dotrzeć do wiedzy podświadomości o niższej wibracji – starałem się jak najdokładniej i najprościej nakreślić mechanizmy działania właściwej istoty człowieka.
- Hmmm – zawiesił się na moment jakby chciał zważyć czy wręcz oszacować moje każde usłyszane słowo a po chwili odezwał się matowym głosem
- Jest pan ciekawym człowiekiem.
- Dziękuję. Ja tylko staram się dzielić swoimi doświadczeniami – odparłem skromnie.
- I ja dziękuję za poświęcony mi czas. Nie wiem co dalej będzie i czy to co pan mi przekazał zadziała w przypadku mojego kolegi ale na pewno jest cenne i dające nadzieję na uporanie się z sytuacją w której się znalazł.
- Mam nadzieję, że tak będzie – dodałem mu otuchy.
- Ja też mam taką nadzieję... zatem do widzenia. Odwrócił się i wolnym krokiem ruszył długim korytarzem w stronę wyjścia ze sklepu.
- Proszę pana – zawołałem za nim gdy był już przy końcu korytarza.
- Tak? - odpowiedział z nutką zaskoczenia w głosie po czym zatrzymał się i zwrócił twarzą w moim kierunku.
- Tym kolegą księdzem jest pan prawda?
Zawahał się jakby chciał potwierdzić moje słowa ale nic nie odpowiedział tylko popatrzył na mnie oczami pełnymi smutku i cierpienia. Oczami człowieka stojącego na rozdrożu życia. Jego wzrok wszystko mi mówił i w zasadzie żadne potwierdzenie nie było mi już potrzebne...


środa, 18 lipca 2018

Rzecz o zakochaniu

W zdecydowanie zróżnicowanej naturze nie ma niczego i nikogo identycznego. Każda postać roślin, zwierząt i ludzi różni się od siebie i nie ma drugiego takiego samego osobnika. Chociaż na pierwszy rzut oka wyglądają identycznie jednak w szczegółach i genach różnią się od siebie i bynajmniej nie mam tu na myśli odrębnych gatunków bo tu jest to oczywiste tylko mówię o różnicach wewnątrzgatunkowych. Tego samego dotyczy jakość ludzkiego postrzegania, upodobania, odczuwania, poczucia estetyki i gust. Mówiąc krótko to co podoba się jednemu nie podoba się drugiemu. A jak jest z zakochaniem? Czy w tej materii każdy zakochuje się inaczej? Czy może każdy mężczyzna, każda kobieta zakochuje się tak samo? Teoretycznie tak samo. Chłopak poznaje zgrabną i ładną dziewczynę, dziewczyna poznaje przystojnego i zaradnego chłopaka, zakochują się w sobie i od tego momentu idą razem przez całe swoje dalsze życie. Jednak życie pokazuje nam, że to nieprawda. Zaskakuje i udowadnia nam, że kieruje się własnymi prawami i to najczęściej niezrozumiałymi dla człowieka bo jak wytłumaczyć łączenie się w pary, które powstały na bazie zupełnej odmienności swojego postrzegania i upodobania? Co sprawia, że mimo własnych upodobań, wyobrażeń i gustów powstają antygustowe i antylogiczne związki i to wcale nie w tak sporadycznym zakresie jakby nam się wydawało. Odnoszę wrażenie, że układów damsko męskich dobranych inaczej niż zgodnie z własnym sumieniem i poczuciem piękna jest więcej niż tych skojarzonych zgodnie z własnym gustem dlatego moje zdziwienie jest niewyobrażalne. Konia z rzędem temu kto logicznie uzasadni dlaczego piękna, wysoka, zgodna i zgrabna dziewczyna bierze sobie za męża małego wzrostem, przygarbionego i łysawego faceta a piękny o proporcjonalnej sylwetce, inteligentny i zaradny mężczyzna zakochuje się w chudej, z cienkimi nogami dziewczynie. Jakby tego było mało dziewczynie stojącej dużo poniżej granicy przyjętej za pospolitą urodę twarzy kobiecej. Do całości obrazu należy jeszcze dorzucić płaskie pośladki, krzywe zęby, bezwzględny i agresywny charakter oraz najistotniejsze co taka „modelka” wykazuje czyli brak wartości takich jak wierność partnerska. Co sprawia, że tak zróżnicowane charakterologicznie i biologicznie osoby mimo wytycznych własnego smaku wchodzą w takie związki partnerskie? Według mnie powodów może być kilka albo mogące występować wszystkie jednocześnie. I tak może to być spowodowane korzyścią materialną jaką jedna z osób może uszczknąć z bogactwa danego partnera. Drugi powód tak zwany hobbystyczny lub wręcz kolekcjonerski, polegający na rozkochiwaniu i zaliczaniu partnera/ki sportowo, czyli tak jakby dla zabawy i własnej satysfakcji bądź zemsty za krzywdy jakich wcześniej same doznały i te są najgorsze bo bezwzględnie wykorzystują i poniewierają cudzym szczerym uczuciem a więc zdecydowanie krzywdzą. Trzeci powód dla którego można zawrzeć dziwny związek to naciski rodowe kierowane koniecznością zachowania dobrej pozycji w jakiejś tam hierarchii społecznej. I wreszcie kolejny, który może powstać na bazie krótkotrwałego zauroczenia seksem ale te zazwyczaj są słabo osadzone bo przynajmniej jednostronnie brak w nich miłości na skutek czego emocje niepoparte uczuciami obojętnieją, słabną i szybko okazuje się, że to nie jest to czego im potrzeba. Nagle nieprzejawiający uczuć partner/ka zauważa, że seks to nie wszystko czego potrzeba do dobrego i zgodnego życia we dwoje więc bezceremonialnie porzuca drugie i wchodzi (o ironio) w taki sam układ z innym partnerem. Jakby na to nie patrzeć, ganić lub chwalić wszystkie przykłady są złe bo egoistycznie jednostronne. A najgorsze z tego jest to, że w skutek swojego cynicznego działania nie uwzględniają zaangażowania oraz potrzeb wplątanej w ten układ zakochanej osoby. Nie dając poszanowania jej i miłości, którą zostali obdarzeni przez zakochaną w nich osobę skrzywdzili nie tylko ją ale i przede wszystkim siebie… wszak druga okazja obdarowania bezinteresowną miłością może już nigdy się nie przydarzyć...

poniedziałek, 28 maja 2018

Człowiek człowiekowi wilkiem jest

      Z moich spostrzeżeń jasno wynika, że życie w obecnej cywilizacji staje się coraz trudniejsze i to bynajmniej nie z winy Matki Natury a z winy samego człowieka. Niestety człowiek w swojej pysze i aroganckiej zarozumiałości, tak naprawdę nie wiadomo na jakiej podstawie uznał, że jest najmądrzejszą istotą na całej kuli ziemskiej. Panoszy się, nadmiernie eksploatuje wszelakie zasoby naturalne, truje wszystko co tylko można zatruć, zaśmieca każdy poziom własnego środowiska, miesza w genetyce roślin, zwierząt i ludzi, wyniszcza wręcz unicestwia żyjące wespół z nim wszelkie gatunki zwierząt i roślin a także wykorzystuje i niszczy innego człowieka. Na tej podstawie śmiało można powiedzieć, że człowiek to gatunek na wskroś drapieżny, bezmyślny, agresywny, zaborczy i pazerny. Bez cienia wątpliwości krótkowzroczny, pozbawiony wybiegającej w przyszłość wyobraźni i myślenia perspektywicznego.
  To gatunek, który z racji swoich destrukcyjnych cech, wśród harmonijnie funkcjonującej natury nie powinien istnieć. A jednak, chociaż to niewytłumaczalnie niezrozumiałe - istnieje. Ba żeby było bardziej niezrozumiale dzieli społeczności w każdym Narodzie żyjącym na kuli ziemskiej na lepszych bo zajmujących stanowiska przy rządowym korycie, średnich bo reprezentują jakąś zauważalną pozycję społeczną i tych gorszych słabo wykształconych i zarabiających niewiele.
Ludzie z dostępem do finansjery i władzy zrzeszają się w klubach, sektach i tajnych stowarzyszeniach po to żeby z tych średnich i gorszych czerpać li tylko i wyłącznie niewyobrażalnie potężne zyski. Ta grupa osiąga to dzięki zajmowanym stanowiskom w kluczowych instytucjach mających wielki wpływ na rządzenie resztą ludzi a także ochronie niemającego nic wspólnego ze sprawiedliwością lecz dbającego o interesy tych grup prawodawstwa.

   Niezależnie od wysokich stanowisk i prawodawstwa w czerpaniu korzyści niebywale skuteczne są nachalne przekazy reklam medialnych. Może dla zwykłego zjadacza chleba wyda się to śmieszne, właśnie przy ich pomocy udaje się osiągać tak wielkie wpływy pieniężne. Dzięki i przy pomocy takich narzędzi jakimi są akty przymusu w postaci obowiązkowych opłat podatkowych, wszelkiej maści akcyz, świadczeń i składek udaje się skutecznie uśpić czujność podatnika, który nieświadomy gdzie trafiają jego pieniądze uważa, że tak ma być i wszystko jest zgodne z prawem Państwa. Ale to nie wszystko ponieważ pazerność nie zna granic i aby zaspokoić żądzę pieniądza tych z górnych półek nawet przysłowiowa beczka soli nie wystarczy. W związku z tym został opracowany sposób na czerpanie jeszcze większych zysków. I tak ktoś wyjątkowo bezwzględny doszedł do oczywistego wniosku, że chory człowiek to dobry interes dla wielu potężnych firm farmaceutycznych, spożywczych, rolniczych, medycznych i pogrzebowych. Efektem tego mamy trującą żywność, wywołujące wiele chorób leki, trujące kosmetyki i artykuły spożywcze. Mamy trujące zabawki dla najmłodszych, a dla starszych toksyczne talerze z melaminy. Mamy także wywołujące alergię ubrania i farby w mieszkaniach w obecności których nie daje się żyć. Wszystko to działa negatywnie na biologię człowieka, który myśląc, że jest chory zażywa coraz to większe ilości szkodliwych leków… i o to przecież chodzi. Jakby tego było jeszcze mało mamy wywołane przez człowieka choroby przewlekłe takie jak alergia i wiele innych które wymagają zażywania tabletek do końca życia.      Mamy też tą najstraszniejszą chorobę o znamionach epidemii zwaną rakiem. Jej leczenie jest niebywale drogie ale jest przecież fundusz zdrowia, który pokryje koszty rakowego leczenia, bo jest sterowany przez „wielkich” tego świata. I tu mam wątpliwości czy to dobra terminologia bo przecież chemia rakowa unicestwia wszystko co żyje w i tak chorym śmiertelnie człowieku! Nie oszukujmy się wszak chemia to trucizna legalnie produkowana przez koncerny farmaceutyczne, które miast leczyć serwują nam wszystko oprócz wyzdrowienia. Mimo zła jakie sieją do koła widać bardzo wyraźnie, że nie ściga ich prawo karne. A jak ma ich ścigać gdy w Sądach siedzą swojaki dzięki którym żadnemu trucicielowi z góry, włos z głowy nie spadnie. Sny chyba też maja spokojne bo dla nich nie dobro człowiek a forsa się liczy, którą można z niego nawet w obliczu śmierci wyszarpać… chociaż co do spokojnych snów nie jestem taki pewny...

sobota, 10 lutego 2018

Ach ta starość

Ach ta starość

Wyszedłem na spacer,
W kolanach mi chrupie,
Och jakie to szczęście,
Że nie chrupie w dupie,

Gdyby mi chrupało
Tam gdzie wyżej piszę
Musiałbym montować
Tłumiącą głos dyszę,

Podziwiam świat piękny,
Ale widzę marnie…
Zachwycony pięknem
Wlazłem wprost w latarnie.

Kapelusz mi sfrunął
Guzem przestraszony,
Opadły mi w spodniach
Luźne kalesony…

Podciągam je tedy
Aż na splot słoneczny,
Dziewczyny się śmieją
I biorą kurs wsteczny,

Zamroczony człapię,
Gdzie – nie mam pojęcia
Nieopacznie wpadam
W przechodnia objęcia,

Badam plan przed sobą
Łapiąc równowagę,
No i coś miękkiego
Zwraca mą uwagę.

Macam rozpoznawczo,
Wzrok wytężam słaby,
I dostrzegam w dłoniach
Cyc dojrzałej baby…

A cóż to za licho
W rękach moich leży,
Wszakże w to co widzę
Rozum mój nie wierzy

Wierzy czy nie wierzy,
Cyc mój trzymasz dziadku,
Będziesz mógł go pieścić
Gdy uszczknę coś w spadku,

Do spadku kochana,
Całe mrowie dzieci,
A mnie i bez spadku
Cycek w dłonie wleci.

Pożegnawszy laskę
Tymi oto słowy…
Poszedłem do sklepu
Na spożywce łowy,

Doznałem ochoty
Kupić ździebko sera,
Bo mi w brzuchu burczy
Jak jasna cholera,

Biorę więc topiony
Bo miękki w gryzieniu,
Wszakże sztuczna szczęka
Na mym podniebieniu,

Wychodzę cichutko
Na sam brzeg ulicy,
A tu klakson auta
Głośno na mnie ryczy,

Choć mam słuch stępiały
Stanąłem jak wryty,
I uszedłem z życiem
Spod auta kobity,

Przestraszony srodze
Zasuwam do chaty,
Skrzypią mi do rytmu
Wysłużone gnaty,

Dochodzę do bramy,
Drzwi otwieram z klucza,
Palce mi sztywnieją,
Duszność mi dokucza,

Łapię haust powietrza,
Trzeci, czwarty, piąty,
Wiele lat paliłem
Sporty i Giewonty,

Wspinam się po schodach,
Na pięterko drugie,
We łbie mi się kręci
Jakbym miał coś w czubie.

Wciągam się wolniutko,
W kolanach mi zgrzyta,
A tu wścibski sąsiad
O zdrówko mnie pyta,

Chyba mu przywalę
Kopa w suchą dupę,
Zamiast mnie szpiclować
Niech gotuje zupę.

Będzie miał nauczkę
Jak gębę poparzy,
No i więcej pytać
Dziad się nie odważy.

Sunę krok za krokiem
A kręgosłup jęczy,
Starość jest do kitu
Gdy się człowiek męczy,

W płucach jeden jazgot
Niczym ptasie trele,
Kiedy to ja miałem
Ostatnie wesele?

Oj już nie pamiętam,
Wszak rozum wysiada,
Chyba pójdę spytać
Wścibskiego sąsiada.

Bogdan A. Chmielewski
Warszawa dn. 09.02.2018