Link do bloga pt. Poezja, którą da się czytać

Poniżej zamieszczam link do mojego wcześniejszego bloga pt. Poezja, która da się czytać...

http://moja-poezja-proza.blogspot.com

sobota, 14 grudnia 2013

Głupota czy celowe działanie



W związku z tym, że jestem prozaikiem faktu ze szczególną uwaga przyglądam się temu wszystkiemu co mnie otacza. Obserwuję następujące jakby automatycznie zmiany warunków atmosferycznych, nasilające się wichury, gradobicia, trzęsienia ziemi, gwałtowność burz z piorunami  i media, które bezceremonialnie straszą nas końcem istnienia życia na Ziemi. Najpierw modna była kolejna epoka lodowcowa, teraz globalne ocieplenie a co za tym idzie roztopienie lodów Grenlandii  i obydwóch biegunów za którym idzie gwałtowny wzrost poziomu wód oceanów, a więc przykrycie wodą  większości obecnych lądów. Są  teorie o zapadnięciu się w ocean Karaibów, które to spowoduje najpotężniejszą w dziejach ludzkości falę tsunami . Zjawisko to pędzi z zawrotną szybkością 800 km/h w kilku kierunkach i przykrywa masą wód  wszelkie lądy napotkane na swojej drodze wraz z żyjącymi na nich żywymi istotami. Kolejnym straszakiem jest przepiękny i jedyny w swoim rodzaju park – rezerwat przyrody Yelow Stone w Stanach Zjednoczonych. Ponoć  jest to uśpiony wulkan, który co ileś tam tysięcy lat obligatoryjnie wybucha, a lawa i materiał piroklastyczny zmiata wszystko co napotka na swojej drodze. Niezależnie od zniszczenia powierzchni Ziemi, wybuch tego giganta ma okryć popiołem i dymem przestrzeń powietrzną otaczającą cały nasz glob, a to spowoduje swoistą izolację czyli odcięcie powierzchni ziemi od słońca . Tym sposobem wybuch Yelow Stone przyczyni się do obumarcia świata roślin i żywych istot, zaś taki stan rzeczy wywoła drastyczny spadek temperatury na skutek czego nastąpi  ogólno ziemskie zlodowacenie i koniec ludzkości. O wszystkie te zjawiska publicznie oskarża się Matkę Naturę, Boga  i zjawiska nadprzyrodzone czyli takie, których człowiek nie potrafi logicznie wytłumaczyć. Zadziwiający jest fakt, że bezmyślny człowiek widzi tylu winowajców zagłady życia na ziemi a nie dostrzega  szkodliwego działania własnej cywilizacji czyli drapieżcy  człowieka. Oczywiście jak wszędzie i od tej reguły istnieją odstępstwa ponieważ są jednostki ale i aktywnie działające organizacje, które swoje istnienie i działanie ograniczają tylko do walki z bezmyślnością innego człowieka.  One starają się śledzić, wytykać, piętnować  i publicznie alarmować o tych, którzy w sposób bezkarny i na masową skalę doprowadzają do brutalnej degradacji nawet całych regionów danego obszaru ziemi. Skażona pestycydami gleba (o czym publicznie wcale się nie mówi) w zasadzie już nie nadaje się do zdrowych dla organizmów człowieka upraw. Latami chemizowana i truta pestycydami odpłaca nam rodząc toksyczne plony, warzywa  i owce…  dlatego  rejestrujemy tyle zachorowań na raka… właściwie istnieją już całe kompleksy szpitalne łącznie z hospicjami dla rakowców a Rządy udają, że nie ma problemu… ba jeszcze na tym zarabiają krocie bo przecież komponenty leków i same leki obłożone są podatkiem ustawowym. Pobiera się jeszcze podatek za energię potrzebną do produkcji leków ratujących życie, za wodę, śmieci, transport i sprzedaż . Czy się to komu podoba czy nie nasze wszystkie Rządy mają brudne ręce! Najpierw przymykają oczy na nieuczciwych rolników trucicieli gleby i roślin… i o zgrozo jeszcze dotuje z Unijnych dopłat takie rolnicze procedery.  Kolejnym gwoździem do trumny konsumenta jest wpuszczanie na rynek produktów zmodyfikowanych genetycznie, zaś jako trzeci czynnik uśmiercania zwykłego zjadacza chleba należy wymienić pobłażliwość dla wielkoprzemysłowych trucicieli gleby, wody i atmosfery. Właściciele takich firm często zajmują poselskie stołki co daje im jeszcze większą swobodę szkodliwego działania, bezkarność i arogancję wobec społeczeństwa i całej Matki Natury. Dlaczego biernie przyglądamy się takim praktykom? Dlaczego nie podnosimy publicznie sprzeciwu  i tym samym dajemy ciche przyzwolenie aby rządowi nieuczciwi potentaci  truli nas, nasze dzieci i miejsce naszego zamieszkania Ziemię? Ano dlatego, że ludziom brakuje zdrowej  wyobraźni  i odpowiedzialności za wspólne użytkowanie  naszego globu… no i dlatego, że większość ludzi to zwykłe barany, którym wydaje się, że mogą bezkarnie i bezmyślnie brać bez końca i niszczyć wszystko wokół siebie… A przecież dwa  tysiące lat temu jeden z największych Mistrzów i mędrców tego świata nauczał: Co posiejesz zbierał będziesz…! Tak więc uważaj butny człowieku… czas zbiorów z Twojego zasiewu nadchodzi… bacz więc byś nie musiał śmiercią swoich dzieci płacić za krzywdy jakie lekkomyślnością i pazernością wyrządziłeś innym istotom tej Ziemi…

środa, 16 października 2013

Witrualny podryw



W ostatnich latach obserwuję wśród ludzi niemal galopujący wzrost zainteresowań portalami społecznościowymi o naturze randkowo-towarzyskiej.  Zastanowiwszy się głębiej nad tym zjawiskiem można dojść do wielu wniosków, ale o wszystkich pisał tu nie będę, bo jest to zbyt obszerny temat. W związku z tym,  spośród wielu wątków wezmę pod uwagę tylko te, które z mojego punktu widzenia  są najważniejsze… choć może powinienem je nazwać nie najważniejsze, a najczęściej występujące przyczyny  pojawiania się ludzi w takich właśnie miejscach. Moim zdaniem jest to samotność, wygodnictwo, anonimowość  i brak czasu na poszukiwanie partnera/ki w tradycyjny sposób. Jak zapewne wiele osób pamięta,  do tych tradycyjnych zaliczały się zabawy na wolnym powietrzu, różne festyny, spacery do późnych godzin w centrum miasta, czy choćby organizowane przez zakłady pracy zbiorowe wycieczki w różne miejsca naszego pięknego kraju. Teraz  takich już nie ma, bo czasy i obyczaje na skutek napływu innych kultur zmieniły się w sposób radykalny i tym samym zepchnęły tamte klimaty w niebyt zapomnienia. Teraz są i owszem wycieczki zagraniczne w piachy skwarnego klimatu Egiptu i Tunezji  oraz wyjazdy integracyjne, których podłożem jest zawsze biznes czyli  interes  materialny danej firmy, która takie wyjazdy organizuje.
Na portalach publicznych z uwagi na bezkarność i anonimowość panuje bezhołowie, chamstwo, brak kultury komunikacji, brak zwykłej uprzejmości, arogancja, wulgaryzmy, agresja i oszustwo! Znakomita większość logujących się tam ludzi kłamie, wyolbrzymia swoje walory, stan posiadania, aktywność fizyczną i wykształcenie, jakby dobra materialne, wysportowana sylwetka i papierek jakiejś uczelni były magicznymi kluczami i gwarantowały znalezienie dobrych znajomości, bezinteresownych przyjaźni i miłości.  Tymczasem jest zupełnie odwrotnie, bo ci „wspaniali” ludzie po pięćdziesiątce na skutek ciągłej i nadmiernej eksploatacji fizycznej i umysłowej w pracy zawodowej, niewłaściwego odżywiania i braku ruch są często otyli i po prostu zapasieni, mają obwisłe brzuchy, podgardla, przysłowiowe oponki jak koła w traktorze i niedomagają zdrowotnie. Z siedzenia przed telewizorem głupieją, a od  wszelkiej maści seriali doznają wstecznictwa intelektualnego. Z nudów opychają się nadmiernymi ilościami przechemizowanej i toksycznej żywności, dlatego nie mogą być czynni seksualnie i również z tego powodu prześladują ich rozstroje jelitowo – żołądkowe. Jakby tego było jeszcze mało piją duże ilości kawy, wchłaniają w siebie piwo i mocniejszy alkohol, palą papierosy i śmierdzą skutkami tego nałogu na 3 metry. Zamiast wyruszyć  z przyjaciółmi na pieszą wycieczkę na łono natury, tracą nerwy ekscytując się obietnicami tendencyjnych i kłamliwych polityków, ale na portalach publicznych każdy z nich wręcz tryska zdrowiem i pozytywną energią.  Na skutek Rządowej polityki doprowadzenia Kraju do zapaści  na rynku pracy, część z nich przebywa na bezrobociu, świadczeniach pomostowych, rentach, albo ma byle jaką pracę z niskim zarobkiem co zmusza wiele osób do oszczędnej gospodarki zasobami finansowymi… czyli żyją od pierwszego do pierwszego… od rachunku do rachunku… ale kiedy zajrzymy do opisu portalowego  widzimy „wspaniałych” zrujnowanych staruszków unoszących się w  motolotniach, pływających na motorówkach i jachtach dalekomorskich, wspinających się na strome szczyty gór i pędzących we wspaniałych i wypasionych brykach. Kobiety wymyśliły sobie drobne oszustwo przy pomocy którego są ciągle piękne i młode. To małe kłamstewko polega na publicznym prezentowaniu  twarzy  córki miast swojej. Dlaczego to wszystko robią skoro tym o czym piszą nie są? Przecież doskonale wiedzą, że wcześniej czy później prawda wyjdzie na jaw… no chyba, że są to fantastki,  które  nie spotykają się  z nikim w realu. Niewątpliwie coś w tym jest, bo część z nich nie akceptując przemijania właśnie w ten sposób buduje swój iluzoryczny świat, w którym pragnie żyć by dorównać tym, którym jednak udało się zachować dobrą formę, zdrowia i przy okazji zbić fortunę.  Niezależnie od wyżej wymienionych powodów jest grupa osób akceptujących przemijanie, starzenie i zmarszczki na twarzy. Wszyscy oni są młodzi duchem i szukają osób do zaliczenia wspólnej przygody w miłym towarzystwie. Są to zazwyczaj ludzie uczciwi, ufni i wierzący w prawdziwą przyjaźń i miłość do drugiego człowieka, ale ci najczęściej padają ofiarą oszustów i cwaniaków żerujących na zaufaniu i uczuciach bliźniego. Na publicznych portalach coraz częściej pojawiają się samotnicy, którzy nie chcą stałych związków ani spotkań towarzyskich, dlatego szukają kogoś tylko na pogaduchy wirtualne… tak dla zabicia czasu albo tylko dla utrzymywania korespondencyjnego kontaktu z innymi osobami. Jest też całkiem spore grono osób, zwłaszcza kobietposzukujących stałego partnera do związku zalegalizowanego w USC lub bez legalizacji czyli jak się potocznie mówi na kocią łapę. Te panie, ufne  w wirtualne szczęście padają łupem oszustów matrymonialnych, pijaków i sprytnych złodziejaszków posiadających dar kamuflażu… Maskownica czyli kamuflaż znika natychmiast po zawarciu związku małżeńskiego i  wprowadzeniu delikwenta na salony. Jako ostatnią wymienię  grupę leniwych cwaniaków, którzy jako męskie prostytutki świadczą usługi seksualne za sponsoring… Tu prym wiodą patentowane lenie i pozbawieni ambicji, młodzi mężczyźni, którym wydaje się, że każda dojrzała i samotna kobieta poleci na jędrnego ptaszka i niedoświadczonego życiowo, tępego, ale jurnego samca - maszyny do bzykania pozbawionej finezji  i  wiedzy erogennej ciała kobiety…. No cóż, wszystko się zmienia, tak i kultura społeczeństwa w randkowaniu także… może za kilka miesięcy to co jest teraz zmieni się jeszcze bardziej… i  wtedy bez żadnego wysiłku wystarczy kiwnąć palcem i hajda do ołtarza… a potem to już tylko wolnoć  Tomku w  nieswoim domku…

piątek, 16 sierpnia 2013

Fachowcy od siedmiu boleści



Całkiem nie tak dawno zmuszony byłem pójść do lekarza… piszę byłem zmuszony, bo tak naprawdę nie chodzę do lekarzy – mam na nich uczulenie i nie wierzę w ich umiejętności ani wiedzę wyniesioną z uczelni medycznych – chyba, że  absolutnie muszę, bo sam nie mogę sobie z danym problemem  poradzić.  Wolę opatrzyć się domowym sposobem lub korzystać z dobrodziejstwa  ziół, które co prawda wymagają dłuższego leczenia, ale wykazują małą  szkodliwość  w skutkach ubocznych.
Mimo to uważam, że same uczelnie posiadają odpowiedni zasób gromadzonej wiekami wiedzy, którą to przekazują adeptom sztuki medycznej, ale adepci nie koniecznie przykładają się do nauki, a więc brak im solidnego podejścia do uczenia się, na egzaminach ściągają miast wiedzieć, a potem pretendują do wykonywania wysoce odpowiedzialnego zawodu lekarskiego.  No i zasiada w gabinecie taki świeżo upieczony lekarz – nieuk po studiach – od razu ma się za coś lepszego więc traktuje pacjentów  instrumentalnie albo jak natrętne robactwo i z lekceważącą miną patrzy z góry na każdego kto śmie zakłócać jego gabinetowy spokój. Swoje stanowisko  w przychodni nie traktuje jako miejsca pomocy chorym i starym ludziom tylko jako miejsce do zarabiania na życie. Miast przestrzegać etyki lekarskiej i wypracować sobie dobrą opinię i rangę wśród pacjentów, obija się i rozgląda w koło za wyższą płacą.  Jak zawsze w takich przypadkach muszę się zastrzec, że są wyjątki   (i chwała Bogu)od tej poniżającej profesję lekarską kliki, kliki dość licznie reprezentowanej przez  materialnie ustawionych ignorantów i zarazem hańbiących tą jakże szlachetną profesję oszustów, wałkoni  i ściągaczy na egzaminach w uczelni.
Tak więc siedzę pod gabinetem lekarskim do pani doktor K. B. czekam, czekam, cholera mnie bierze  aż wreszcie raczyła się pojawić z 20-to minutowym opóźnieniem… Młoda, dobrze odżywiona, raczej gruba, wysoka  idzie prężnym krokiem, stuka wysokimi obcasami aż echo niesie. Kłóci się ten stukot obcasów z moim wnętrzem,  bo zdecydowanie nie pasuje ten dźwięk do miejsca gdzie siedzą ludzie chorzy. Wchodzi do gabinetu, zamyka za sobą drzwi  i… czekam dalej… kolejne 10 minut… ten czas chyba potrzebny jest pani doktor na ubranie białego fartucha… a może co innego…? Wreszcie słyszę sakramentalne proszę,  więc wchodzę, podaję nazwisko by mogła sięgnąć po właściwą kopertę z historią choroby pacjenta i siadam na krześle mimo, że nie usłyszałem zachęcającego: proszę siadać.
   - Co panu dolega – zapytała wreszcie.
 Zgodnie z powodem mojego przyjścia do przychodni mówię o skaczącym ciśnieniu, o wymiotach, o alergii, astmie atopowej i problemach gastrycznych… zaś pani doktor niewiele mówiąc…  ba nie wypytując  o różne rzeczy uczuleniowe, zwłaszcza że jestem alergikiem, serwuje  mi lek na nadciśnienie i informuje, że ten specyfik działa w nagłych skokach ciśnienia i że wtedy trzeba go wziąć pod język i ciśnienie powinno szybko opaść . Nie zbadała mojego ciśnienia, nie zapytała czy mierzę je w domu… totalnie nic co by pomogło zaordynować konkretny lek, który przede wszystkim zacząłby leczyć moją przypadłość a nie działać w nagłych skokach obniżająco.  Siedzę na tym krześle jak kołek, czekam na badanie a tu nic… pani doktor jest zajęta gapieniem się w monitor komputera więc uznałem, że moja wizyta dobiegła końca. Podniosłem gnaty i z ustawowym „do widzenia” na ustach wyszedłem z gabinetu… Zanim wykupiłem lek poszedłem do domu i w Internecie poszukałem szczegółowych informacji na jego temat. Prawie natychmiast otworzyła się strona z dużą ilością zakładek dotyczących tego leku. Czytam jedną, potem drugą i trzecią… wszędzie mnóstwo przeciwwskazań… między innymi o dozowaniu dla uczuleniowców, a na koniec czytam, że lek ten może powodować zapaść serca… Oczy wytrzeszczyłem, tchu mi brakło więc wyraziłem w myślach przerażenie bo przecież nie poszedłem do lekarza w celach odebrania sobie życia tylko z zamiarem leczenia skoków ciśnienia. Wobec powyższego  recepta poszła do śmietnika… a ja zacząłem terapię ziołową u Ojców Bonifratrów.
Ręce opadają na widok takich lekarzy, ale i fachowców innych branż: mechaników samochodowych, hydraulików, pracowników remontowo- budowlanych, policjantów, urzędników państwowych itd. Jestem absolutnie za tym by karać fuszerów i szkodników w swoich zawodach. Przecież fuszerka daje wymierne straty dla pojedynczych mieszkańców kraju, społeczeństwa i całego systemu Państwa.
Ściągaczy i nieuków pozbawiać prawa wykonywania zawodu i kierować przymusowo do zamiatania ulic, a jak będzie kiepsko zamiatał odbierać zapłatę i obniżać  wysokość emerytury... dotąd aż nabiorą szacunku do drugiego człowieka i do tego co robią na rzecz zleceniodawcy. Pracujących leniwie i  leserów, którzy uważają, że przyjdą do pracy i poobijają się 8 godzin, stopniowo pozbawiać  wszelkich przywilejów jakie dostają od Państwa tj. opieki medycznej, prawa do korzystania z pomocy służb społecznych takich jak straż pożarna, pogotowie ratunkowe czy służb policyjnych… Mógłby taki delikwent korzystać z tych służb jedynie w przypadku pokrycia pełnych kosztów takiej interwencji. Poza tym przed rozpoczęciem nauki na studiach wprowadzić obowiązkowe testy przydatności danej osoby do wybranego przez nią kierunku studiów – jeśli  test wykaże niekompetencję paszoł won do łopaty!

piątek, 21 czerwca 2013

Czas arogantów

Bodaj od tygodnia dopisuje nam ładna i słoneczna pogoda, a to jak wiemy sprzyja wzmożonym spacerom i jakby przymusza nawet tych najbardziej zatwardziałych domatorów do opuszczania swoich  w miarę bezpiecznych kryjówek jakimi niewątpliwie są ich mieszkania… Tak też i mnie wzięło na codzienne spacery, które postanowiłem systematycznie zaliczać po pracy. Z uwagi na specyfikę handlu (mam swój mały sklepik) jest to czas po godzinie 19-tej. Większość z tych pojawiających się na ulicach ludzi łaknie widoku drugiego człowieka, zgiełku i ciżby jaka w okresie letnim panuje w mieście, na deptakach i wszelkiej maści ogródkach piwno konsumpcyjnych. Mnie akurat żadna z tych rzeczy nie pociąga. W moim przypadku chęć zaliczenia kilku kilometrów podyktowana jest zdrowym rozsądkiem i dbałością o ruch, a zatem o własne zdrowie. Tak się w moim życiu poskładało, że niemal cały dzień spędzam w tymże sklepiku wielobranżowym co odbiera mi swobodę spacerowania, czy  li tylko spędzania czasu na wolnym powietrzu. Zimą kiedy na ulicach zalega błoto pośniegowe i jest przenikliwie zimno, także latem gdy panuje deszczowa pogoda nie ciągnie mnie do spacerów, ale kiedy na dworze jest słonecznie i ciepło - owszem tak i wszystko byłoby bardzo piękne i miłe gdyby… no właśnie… gdyby nie inni ludzie.
Generalnie ludzi można podzielić na dwie podstawowe grupy: kulturalno-spokojnych i hałaśliwych arogantów. Każdą z tych dwóch podstawowych grup można podzielić jeszcze na kilka innych, ale my żeby się nie rozdrabniać, zajmiemy się tylko tym uproszczonym ale zasadniczym podziałem.  Ja jako, że jestem duszą artystyczną, pisarzem, poetą i satyrykiem umieściłem swoją skromną osobę  w grupie kulturalno-spokojnych. Żyjąc wśród tak wielu ludzi staram się tak żyć by nikt na mnie nie narzekał i nie cierpiał z mojego powodu.  Staram się żyć w sposób kulturalny, miły i życzliwy. Lubię gdy ludzie są dla siebie uprzejmi, empatyczni i sympatyczni. Jako że jestem pisarzem hołduję kulturze korespondencji i obcowania, i uważam, że na tak niewiele stać jest każdego człowieka, ale czy stać oznacza chcieć?  Otóż nie! A dlaczego tak wielu ludzi nie chce żyć kulturalnie nie potrafię sensownie odpowiedzieć. Mogę spekulować, że wynieśli złe maniery z domów rodzinnych, że stoją na niższym szczeblu rozwoju duchowego czy doszukiwać się wielu innych powodów, ale co by nie mówić należy ubolewać nad tym, że w dzisiejszych egoistycznych czasach tak mało ludzi myśli podobnie jak ja.
Wracając do głównego wątku chcę powiedzieć, że zgodnie za własnym założeniem od tygodnia  po godzinie 19-tej idę na spacer. Wyznaczyłem sobie rundę licząca ok. 5-ciu tysięcy kroków co mniej więcej przekłada się na jakieś 4,5 km. Droga biegnie jakby po prostokącie i pierwszy dłuższy bok wiedzie główną ulicą Saskiej Kępy, natomiast drugi to równoległa ulica Saska.  Te dwa odcinki różnią się zdecydowanie ilością ogródków gastronomicznych oraz ilością spacerowiczów i rowerzystów, przy czym na ulicy głównej jest ich zatrzęsienie, a na równoległej nie ma ich wcale. Dwa krótsze odcinki są jakby neutralne. Zawsze zaczynam swoją rundę od głównej ulicy biegnącej w stronę Parku Skaryszewskiego i wracam ulicą Saską aż za trasę Łazienkowską. Chociaż Kodeks drogowy jasno  określa czym jest chodnik, czym są pasy zwane pospolicie zebrą i jak należy się po nich poruszać,  mało kto przestrzega zawartych w Kodeksie drogowym zasad o ruchu na drodze. W związku z tym, że rozumiem zasady Ruchu drogowego poruszam się prawą stroną chodnika i oczekuję od innych użytkowników tego samego jednak niestety niczego takiego nie dostrzegam. Piesi  idą całą szerokością  chodnika. Rowerzyści w młodym wieku siejąc strach, szusują jak na torze wyścigowym po całym chodniku. Grupki rodzinne składające się z ojca, matki i dzieci jadą podobnie z przewagą dzieci terrorystów, które zajeżdżają drogę wszystkim spacerowiczom. Tatuś z mamusią zachwyceni swoimi pociechami wręcz je zachęcają do rozjeżdżania dorosłych i starców zamiast od najmłodszych lat uczyć  kulturalnego zachowania na drodze – chodniku przeznaczonym dla ruchu pieszego. Kodeks drogowy wyraźnie mówi, że rowerzysta poruszający się po chodniku musi bezwzględnie ustąpić pierwszeństwa pieszemu!!!  Tak samo jest na pasach które służą jako przejście dla pieszych i jasno określają, że na pasach rower należy prowadzić a nie zasuwać  jak szaleniec budząc strach i zagrożenie dla zdrowia pieszego i siebie.
Istny horror jest przed punktami sprzedaży lodów. Tutaj z braku urządzeń przeznaczonych dla parkowania rowerów, chętni do zakupu lodów porzucają swoje rowery gdzie popadnie. Rowery leżą na chodniku, na trawniku, podpierają uliczne latarnie i drzewa, a pośród tego zwałowiska sprzętu pałętają się niczego nie nauczone dzieciaki… i uczą się same od starszych jak poniewierać innym człowiekiem. Przejść w takim miejscu jest trudno a i nawet niebezpiecznie  bo można przewrócić się o taki leżący bezładnie rower i doznać uszczerbku na zdrowiu.
W samych ogródkach gastronomicznych siedzą niechlujnie młodzi. Dziewczyny półleżąc z szeroko rozpostartymi nogami prezentują swoje wdzięki wszystkim przechodniom.  Na stolikach spaghetti, wszelkiej maści zapiekanki, pizza, nawet sushi  zawinięte w jakieś brunatnego koloru wysuszone algi  i pękate szklanice z piwem. Zaś sami konsumenci zachowują się poniżej krytyki. Gwar jak w ulu a rubaszne i nadzwyczaj głośne śmiechy podchmielonych piwem facetów i rozluźnionych alkoholem kobiet słychać 50 metrów wcześniej.  Wszystkiemu przyglądają się przejeżdżające na rowerach rozwydrzone dzieci.  Chłonąc wszystko w siebie jak gąbka, potem te wartości przekażą swoim  zachowaniem kolejnemu pokoleniu.  Czyżby epoka kulturalnego sposobu bycia mijała bezpowrotnie? A tak bardzo Polak się burzy gdy w mediach jakiś dziennikarz pisze co inne Narody myślą i mówią o nas. Nie lepiej miast manifestacji bezzasadnego oburzenia zastanowić się nad swoim zachowaniem i poprzez jego zmianę zmieniać swój wizerunek  w innych krajach Europy i cywilizowanego świata?

Przechodząc obok takich miejsc zastanawiam się jak mieszkańcy przy których usytuowane są te hałaśliwe ogródki gastronomiczne wytrzymują ten jazgot ludzkich ciał i gardeł. Są tacy sami jak bełkoczący zjadacz pizzy, czy może boją się odezwać słowem sprzeciwu by nie narazić się komuś z wyższej półki… może z rady miasta lub rządu? No cóż… jak mówią stare mądre porzekadła: Jak cię widzą tak cie piszą i drugie: Ryba zawsze psuje się od głowy…  a skoro głowa w naszym Kraju jest zepsuta to i dziwić się nie ma czemu, że taki piękny Kraj jakim jest Polska chyli się ku upadkowi.

czwartek, 9 maja 2013

Ojczyzno czemuś nam nieprzyjazna


Urodziłem się na zachodzie Polski… konkretnie na Dolnym Śląsku, a więc jestem związany od urodzenia z Ziemią Polską. Powiem szczerze tak bardzo, że nigdy nie ciągnęło mnie do opuszczenia Ojczyzny, nawet w turystycznym wymiarze, nawet kiedy były w Polsce trudne czasy Komuny. Przyznaję jednak.że są takie miejsca na naszym globie, które chciałbym zobaczyć - poznać kulturę Dalekiego Wschodu, Indii, Tybetu i Chin. W Europie, a więc nieco bliżej chciałbym zobaczyć starą architekturę Rzymu… także Pragi.  Nie zachwycają mnie piachy Egiptu, Tunezji czy Izraela bo i cóż może być zachwycającego w piachu, często brudnym, suchym i wyjałowionym z pięknej roślinności.  Natomiast klimat Polski jest umiarkowany. Są w nim cudowne miejsca wspaniałej zieleni, jezior, rzek, nizinnych łąk, lasów stojących grzybem, jagodą, zwierzem i wszelkim innym dobrem. Uwielbiam lasy, kwietne łąki i przebywanie na łonie Natury. Zachwycam się urokiem mojej Ojczyzny więc  tu chcę mieszkać do końca moich dni, tworzyć uczuciowe wiersze,  pisać prozę faktu, a nawet wytykać w ostrej satyrze poematu, nam Polakom i nie tylko Polakom, niedoskonałości lub karygodne zachowania.
Z upływem lat przybywa mi mądrości i doświadczenia. Wyostrzają się zmysły i postrzeganie tego co nas zewsząd otacza, a wraz z tym rośnie we mnie poczucie niesprawiedliwości, wykorzystywania, instrumentalizmu, poniżania,  a nawet dyskryminacji.
Rozumując logicznie zakładam, że skoro ja Polak jestem patriotą to i inni Polacy też są patriotami… a skoro jest tylu patriotów to dlaczego w naszym Kraju jest tak źle? Dlaczego nie szanujemy natury, siebie, bliźniego, kultury, miejsc pracy? Dlaczego wszędzie spotykam się z Urzędniczym debilizmem, z utrudnianiem życia  indywidualnego i rodzinnego. Dlaczego na własnej działce nie mogę zbudować 100-u metrowego parterowego domku bez zezwolenia odpowiedniego Urzędu?  Dlaczego nie mogę w sposób prosty i przejrzysty prowadzić maleńkiego biznesiuku rodzinnego bez drakońskich obwarowań, kas fiskalnych, wszelkiej maści obciążeń finansowych, powikłań i udziwnionych przepisów prawnych? I wreszcie dlaczego doświadczam wrażenia, że nasze Państwo nie jest przyjazne zwykłemu człowiekowi! Bez owijania w bawełnę trzeba powiedzieć odważnie i wprost, że nasze Państwo wraz z całym systemem rządzących jest wrogie polskiemu obywatelowi ! Działa na jego szkodę, upodlenie i destrukcję w każdej dziedzinie i na każdym szczeblu rozwoju…  Ba, nawet w pisarstwie i poezji a więc w tworzeniu Kultury Narodowej nie można liczyć na pomoc. Wręcz przeciwnie jeszcze książki z poezją podatkuje się VAT-em.  Sam piszę i wydaję więc w tym temacie jestem obeznany i obyty. Czasem chcę wziąć udział w jakimś konkursie poetyckim, ale kiedy już zaangażuję się w coś takiego, organizatorzy zaraz przysyłają mi regulamin w którym jest pełno  przymusów i obwarowań do których muszę się przystosować pod groźbą niedopuszczenia do konkursu. Jeśli nie podpiszę papierka o  zrzeczeniu się praw autorskich do danego utworu nikt ze mną nie będzie rozmawiał choćbym pisał najpiękniej pod słońcem.  Dosłownie muszę wyrazić zgodę  na to by organizator mógł swobodnie dysponować moim utworem na wszystkich możliwych nośnikach takich jak książki, pendrivy, płyty DVD i CD, E-booki, gazety, audycje radiowe i TV. Żeby było jeszcze wredniej nawet muszę zrezygnować z propagowania swojego utworu na nośnikach, których jeszcze nikt nie wymyślił ale zgodnie z postępem technicznym na pewno wymyśli…  Czy tak robi Państwo przyjazne człowiekowi? Dlaczego musze uciekać się do konkursów  organizowanych w innych krajach by zostać docenionym za to co robię bez utraty praw autorskich do swojego utworu? Właśnie tak było  z ostatnią próbą uczestniczenia w konkursie krajowym na bajkę dla dzieci. Nie mogąc pogodzić się z takim wyzyskiem autora wolałem zrezygnować z konkursu niż na taki krzywdzący mnie akt złodziejstwa pozwolić. W zamian przystąpiłem do konkursu, który organizowała: JPII Polish American Poets  Academy w USA. Posłałem pięć wierszy i  w napięciu emocjonalnym czekałem na zakończenie konkursu.  Po miesiącu  z małym nakładem tj. wczoraj otrzymałem powiadomienie o zakończeniu konkursu. Ku mojej radości i satysfakcji wyczytałem, że jeden z moich wierszy został uhonorowany specjalnym wyróżnieniem.  W poczcie e-mailowej załączony był certyfikat zaświadczający o tym zdarzeniu.  Ponadto w liście zapewniono mnie, że w przeciągu 2 miesięcy zostanie wydany mini tomik poezji z wyróżnionymi wierszami… między innymi  i moim. Jakby tego było jeszcze mało zaproszono mnie bym został  członkiem tej prestiżowej Akademii… a wszystko to bez pozbawiania praw autorskich i jakichkolwiek innych. Poproszono mnie tylko o wyrażenie zgody na wydrukowanie moich utworów konkursowych… I to rozumiem… to jest uczciwe załatwianie sprawy… a wy tam od okradania i obdzierania autorów ze skóry możecie tylko oblizywać pazerne i nadęte wargi, bo ode mnie nie dostaniecie nawet jednej linijki  wiersza…

sobota, 30 marca 2013

Święta... ale jakie

Moi drodzy czytacze... mamy jutro kolejne Święta. Dla jednych będą bogate,dla drugich biedne, dla wielu upłyną w spokoju a dla jeszcze innych będą pełne złości, agresji i pijanych gości... Można by powiedzieć, że sami jesteśmy sprawcami takich czy innych nastrojów ale czy rzeczywiście? Co ma powiedzieć niepijąca matka z dziećmi gdy mąż pijak w zwidzie pijackim awanturuje się miast  świętować? Właśnie o takich rodzinach pomyślałem i zrobiło mi się bardzo smutno z powodu, że nawet w tak ważny dzień nie mogą spędzić tego czasu w miłości i spokoju. Mając te wszystkie osoby na myśli napisałem taki oto wiersz i prezentując go mam marzenie by wszyscy mogli zaznać takich klimatów jakie panują w moim wierszu... Wesołych, spokojnych i pełnych miłości Świąt życzę wszystkim cierpiącym ludziom...


Świętujmy w miłości

Za chwilę kolejne Święta…
Nadeszły tak niespodzianie,
Przytul mnie proszę do serca
I trzymaj w objęciach kochanie.

Radośni siądźmy przy stole,
Przekażmy sobie życzenia,
Gdy ogień świecy rozbłyśnie,
Rozgrzejmy nasze wspomnienia.

Popatrz jak szybko czas płynie,
Słuchaj jak głos szczęścia dzwoni,
Spróbujmy potraw bogactwa,
Pachną zapachem Twej dłoni.

Wszak z sercem podane danie,
Smakuje stokroć wspanialej,
Otwórz więc puchar z miłością
I nalej mi z niego… nalej…

Bogdan A. Chmielewski
Warszawa dn. 29.03.2013




środa, 20 lutego 2013

Cierpliwości daj mi Panie


W obrębie mojego życia jest wiele rzeczy, których nie lubię, ale gdybym je chciał ułożyć w odpowiedniej skali od najbardziej nielubianych do tych, które jestem w stanie tolerować  i z nimi tuż obok żyć, zacząłbym od tych najbardziej  nielubianych. Tak więc na szczytowej pozycji, w przedziale najbardziej nielubianych  postawiłbym agresywną przemoc polegającą na gnębieniu innego człowieka i braku poszanowania do wszelkiego przejawu życia na Ziemi. Na drugim miejscu usadowiłbym ludzką głupotę, a na trzecim Narodową postawę Polaków do życia polegającą na miganiu się od odpowiedzialności za swoje czyny i bezustanne narzekanie na  własny los. Z tych nieco łagodniejszych nielubień wymienię konieczne wizyty w przychodni w celu zarejestrowania się do lekarza internisty.  Z uwagi na kontraktację pacjentów  w Narodowym Funduszu Zdrowia, lekarze mają okrojoną pulę przyjęć . Zatem nie każdemu udaje się zarejestrować na wizytę danego dnia. To budzi  wśród  pacjentów konieczność tak jakby rywalizacji więc ci, którzy chcą mieć pewność, że dostaną numerek do lekarza, a spać nie mogą, przychodzą pod przychodnię przed godziną 5:00. Na ogół są to ludzie mocno dojrzali i starzy, którzy przekroczyli już próg sześćdziesiątki. Bez względu na stan zdrowia stoją pod drzwiami przychodni w deszczu, wietrze, zimnie i zimowym mrozie. Zanim  przyjdzie czas otwarcia wrót medycznego „raju” irytują się, denerwują, wyżalają jeden drugiemu na swój los, psioczą i złorzeczą pod adresem panującego w naszym Kraju systemu. Takie miejsce to istna kopalnia wiedzy o nastrojach społecznych panujących wśród zwykłych zjadaczy chleba. Przychodnia zostaje otwarta o godzinie siódmej.  Mniej więcej w tym czasie pojawia się rejestratorka, która otwiera drzwi, ale nie wpuszcza pacjentów do środka budynku. Zrobi to dopiero za kilka minut bo wcześniej musi zneutralizować alarm… czyli wyłączyć elektroniczny system ochrony budynku.  Wcześniej nie było takiego systemu. Jego miejsce zajmował  nocny stróż, który za psie pieniądze doglądał budynku. Rano o godzinie 6:00 otwierał drzwi i wpuszczał oczekujących pacjentów do środka, a kiedy o odpowiedniej porze (7:30) pojawiał się personel medyczny, opuszczał miejsce swojej pracy by pojawić się ponownie wieczorem. Teraz mimo wielkiego bezrobocia nikt nie troszczy się o kogoś kogo zastąpiono elektroniką, ani o marznącego człowieka. Wszędzie panuje wszechobecne powiedzonko Owsiaka: „róbta co chceta…” ja od siebie dodam drugi człon: „Kary nie dostanieta”,  toteż ludziska powodów do narzekania maja dziesiątki, a może nawet i całe setki.  Co robi pacjent wpuszczony do środka budynku przychodni? Ano siada gdzie może i  dalej narzeka. Co prawda nie narzeka już na zimno, deszcz  i bolące od stania nogi, ale narzeka na otwarte drzwi, przeciąg i opieszałość  pań rejestratorek. Zaś panie rejestratorki wbrew swojej woli zostały wrzucone do innego świata  niż ten w którym pracowały do tej pory. Jest to świat nowoczesności, a więc komputeryzacji. Teraz od chwili wejścia  do pracy nie mogą rejestrować jak dawniej,  to znaczy od zaraz przy pomocy kartki w zeszycie i długopisu. Teraz trzeba uruchomić powolny komputer. Wejść w odpowiednie program, wpisywać co i rusz hasła, nick, pin i diabli wiedzą co tam jeszcze… a na to potrzeba czasu. Pacjent się wkurza, rejestratorki są bezradne i bezsilne, a atmosfera aż kipi od złych  energii.  Zamiast wzajemnej wyrozumiałości nagle okazuje się, że ci starzy emeryci gdzieś się spieszą! Emeryci i renciści, którzy już nie chodzą do pracy wykazują największe zniecierpliwienie i pośpiech.  Gdzie się spieszą skoro nie mają obowiązku pracy ani praktycznie żadnego innego obowiązku!? Dlaczego są tacy zgryźliwi i pozbawieni wyrozumiałości…? Po części maja trochę racji bo załogi urzędów wykazują postawę olewającą petenta czy pacjenta, ale z drugiej strony aby komputer usprawniał pracę trzeba znać obsługę i programy w nim zainstalowane… ba, trzeba mieć jeszcze wprawę by szybko się w nim poruszać  a czy rejestratorki, które są w wieku przedemerytalnym mają wiedzę i wprawę komputerową? Oczywiście, że nie mają i dlatego rejestrowanie pacjentów bez komputerów odbywało się zdecydowanie szybciej niż z komputerami. Mimo to wszędzie wprowadza się komputeryzację, która ma polepszyć i przyśpieszyć świadczone usługi, ale czy faktycznie tak jest? Jak do tej pory widzę, że komputeryzacja opóźnia działanie personelu, który teraz musi wprowadzać całą gamę danych każdego pacjenta. Zamiast wyjąć kartę pacjenta i odłożyć ją na kupkę zarejestrowanych do danego lekarza,  wgapia się w ekran i rozkłada bezradnie ręce gdy maszyna nie odnajduje tego co w danej chwili jest potrzebne… Ponoć człowiek to istota rozumna, ale czy rzeczywiście? Ja widzę, że raczej cwana i pazerna, której zależy tylko i wyłącznie na sprzedaży np. komputerów wraz z oprogramowaniem między innymi do każdej przychodni lekarskiej, zgarnięciu solidnej forsy z wypłacalnego Funduszu Zdrowia czy też budżetu Państwa a potem, a potem rób ta co chceta… a cwaniacy przy korytku rączki zacierają bo kosztem lepszej opieki medycznej jeszcze za serwis całego systemu komputerowego kasę wyciągną…. i to jeszcze jaką! A pacjent? A pacjent ma cicho siedzieć i płacić składki  na fundusz zdrowotny… wcale nie rzadko nawet kilkakrotnie… jeśli ma na przykład emeryturę i pół etatu dla dorobienia paru groszy do nędznej emerytury płaci dwie składki… jednak nic z tego podwójnego płaceni nie wynika, bo jeśli ktoś płacić dwie a nawet trzy przymusowe składki zdrowotne nie dostanie lepszego pakietu opieki medycznej. Niestety i nie wiedzieć dlaczego usługi medyczne pozostaną zawsze w takim samym standardzie usług jaki przysługuje przy opłacie jednokrotnej… Zatem pozostajcie w dobrym zdrowi a unikniecie choroby psychicznej…