Link do bloga pt. Poezja, którą da się czytać

Poniżej zamieszczam link do mojego wcześniejszego bloga pt. Poezja, która da się czytać...

http://moja-poezja-proza.blogspot.com

środa, 20 lutego 2013

Cierpliwości daj mi Panie


W obrębie mojego życia jest wiele rzeczy, których nie lubię, ale gdybym je chciał ułożyć w odpowiedniej skali od najbardziej nielubianych do tych, które jestem w stanie tolerować  i z nimi tuż obok żyć, zacząłbym od tych najbardziej  nielubianych. Tak więc na szczytowej pozycji, w przedziale najbardziej nielubianych  postawiłbym agresywną przemoc polegającą na gnębieniu innego człowieka i braku poszanowania do wszelkiego przejawu życia na Ziemi. Na drugim miejscu usadowiłbym ludzką głupotę, a na trzecim Narodową postawę Polaków do życia polegającą na miganiu się od odpowiedzialności za swoje czyny i bezustanne narzekanie na  własny los. Z tych nieco łagodniejszych nielubień wymienię konieczne wizyty w przychodni w celu zarejestrowania się do lekarza internisty.  Z uwagi na kontraktację pacjentów  w Narodowym Funduszu Zdrowia, lekarze mają okrojoną pulę przyjęć . Zatem nie każdemu udaje się zarejestrować na wizytę danego dnia. To budzi  wśród  pacjentów konieczność tak jakby rywalizacji więc ci, którzy chcą mieć pewność, że dostaną numerek do lekarza, a spać nie mogą, przychodzą pod przychodnię przed godziną 5:00. Na ogół są to ludzie mocno dojrzali i starzy, którzy przekroczyli już próg sześćdziesiątki. Bez względu na stan zdrowia stoją pod drzwiami przychodni w deszczu, wietrze, zimnie i zimowym mrozie. Zanim  przyjdzie czas otwarcia wrót medycznego „raju” irytują się, denerwują, wyżalają jeden drugiemu na swój los, psioczą i złorzeczą pod adresem panującego w naszym Kraju systemu. Takie miejsce to istna kopalnia wiedzy o nastrojach społecznych panujących wśród zwykłych zjadaczy chleba. Przychodnia zostaje otwarta o godzinie siódmej.  Mniej więcej w tym czasie pojawia się rejestratorka, która otwiera drzwi, ale nie wpuszcza pacjentów do środka budynku. Zrobi to dopiero za kilka minut bo wcześniej musi zneutralizować alarm… czyli wyłączyć elektroniczny system ochrony budynku.  Wcześniej nie było takiego systemu. Jego miejsce zajmował  nocny stróż, który za psie pieniądze doglądał budynku. Rano o godzinie 6:00 otwierał drzwi i wpuszczał oczekujących pacjentów do środka, a kiedy o odpowiedniej porze (7:30) pojawiał się personel medyczny, opuszczał miejsce swojej pracy by pojawić się ponownie wieczorem. Teraz mimo wielkiego bezrobocia nikt nie troszczy się o kogoś kogo zastąpiono elektroniką, ani o marznącego człowieka. Wszędzie panuje wszechobecne powiedzonko Owsiaka: „róbta co chceta…” ja od siebie dodam drugi człon: „Kary nie dostanieta”,  toteż ludziska powodów do narzekania maja dziesiątki, a może nawet i całe setki.  Co robi pacjent wpuszczony do środka budynku przychodni? Ano siada gdzie może i  dalej narzeka. Co prawda nie narzeka już na zimno, deszcz  i bolące od stania nogi, ale narzeka na otwarte drzwi, przeciąg i opieszałość  pań rejestratorek. Zaś panie rejestratorki wbrew swojej woli zostały wrzucone do innego świata  niż ten w którym pracowały do tej pory. Jest to świat nowoczesności, a więc komputeryzacji. Teraz od chwili wejścia  do pracy nie mogą rejestrować jak dawniej,  to znaczy od zaraz przy pomocy kartki w zeszycie i długopisu. Teraz trzeba uruchomić powolny komputer. Wejść w odpowiednie program, wpisywać co i rusz hasła, nick, pin i diabli wiedzą co tam jeszcze… a na to potrzeba czasu. Pacjent się wkurza, rejestratorki są bezradne i bezsilne, a atmosfera aż kipi od złych  energii.  Zamiast wzajemnej wyrozumiałości nagle okazuje się, że ci starzy emeryci gdzieś się spieszą! Emeryci i renciści, którzy już nie chodzą do pracy wykazują największe zniecierpliwienie i pośpiech.  Gdzie się spieszą skoro nie mają obowiązku pracy ani praktycznie żadnego innego obowiązku!? Dlaczego są tacy zgryźliwi i pozbawieni wyrozumiałości…? Po części maja trochę racji bo załogi urzędów wykazują postawę olewającą petenta czy pacjenta, ale z drugiej strony aby komputer usprawniał pracę trzeba znać obsługę i programy w nim zainstalowane… ba, trzeba mieć jeszcze wprawę by szybko się w nim poruszać  a czy rejestratorki, które są w wieku przedemerytalnym mają wiedzę i wprawę komputerową? Oczywiście, że nie mają i dlatego rejestrowanie pacjentów bez komputerów odbywało się zdecydowanie szybciej niż z komputerami. Mimo to wszędzie wprowadza się komputeryzację, która ma polepszyć i przyśpieszyć świadczone usługi, ale czy faktycznie tak jest? Jak do tej pory widzę, że komputeryzacja opóźnia działanie personelu, który teraz musi wprowadzać całą gamę danych każdego pacjenta. Zamiast wyjąć kartę pacjenta i odłożyć ją na kupkę zarejestrowanych do danego lekarza,  wgapia się w ekran i rozkłada bezradnie ręce gdy maszyna nie odnajduje tego co w danej chwili jest potrzebne… Ponoć człowiek to istota rozumna, ale czy rzeczywiście? Ja widzę, że raczej cwana i pazerna, której zależy tylko i wyłącznie na sprzedaży np. komputerów wraz z oprogramowaniem między innymi do każdej przychodni lekarskiej, zgarnięciu solidnej forsy z wypłacalnego Funduszu Zdrowia czy też budżetu Państwa a potem, a potem rób ta co chceta… a cwaniacy przy korytku rączki zacierają bo kosztem lepszej opieki medycznej jeszcze za serwis całego systemu komputerowego kasę wyciągną…. i to jeszcze jaką! A pacjent? A pacjent ma cicho siedzieć i płacić składki  na fundusz zdrowotny… wcale nie rzadko nawet kilkakrotnie… jeśli ma na przykład emeryturę i pół etatu dla dorobienia paru groszy do nędznej emerytury płaci dwie składki… jednak nic z tego podwójnego płaceni nie wynika, bo jeśli ktoś płacić dwie a nawet trzy przymusowe składki zdrowotne nie dostanie lepszego pakietu opieki medycznej. Niestety i nie wiedzieć dlaczego usługi medyczne pozostaną zawsze w takim samym standardzie usług jaki przysługuje przy opłacie jednokrotnej… Zatem pozostajcie w dobrym zdrowi a unikniecie choroby psychicznej…