Dzisiaj minęła połowa września, a to przypomniało mi, że nadszedł czas, aby napisać posta. Zgodnie z założeniem tematycznym bloga, treść na posta mam odpowiednią… oczywiście… dziwaczną, niepojętą i niezrozumiałą…
No to do rzeczy… tak więc w lipcu tego roku, kilka razy otrzymywałem telefony z propozycją nabycia pakietu startowego telefonii komórkowej dla firm w sieci Play. Tak mnie kusili propozycjami aż uległem i zamówiłem pakiet, w którym zaproponowano mi dożywotnio darmowe rozmowy z numerami stacjonarnymi i z numerami z sieci Play. Poza tym w ramach opłaty abonamentowej 350 minut darmowych rozmów do wszystkich sieci… No i dość dobry aparat telefoniczny z wszystkimi bajerami, GPS-em i aparatem fotograficznym 5 Mpix. Tak, więc dnia 23 lipca 2010 roku zamykam sklepik o 18-tej, wsiadam w samochód i jadę do punktu Playa, który mieści się w pasażu hipermarketu „Real” przy ul. Jubilerskiej. Na miejscu wypytałem jeszcze o szczegóły i przystąpiliśmy do zawarcia transakcji. Po dopełnieniu wszelkich niezbędnych formalności otrzymałem pudełko z aparatem telefonicznym wraz z całym osprzętem i firmową papierowa teczką, wypełnioną papierami dotyczącymi nabycia pakietu.
Podziękowałem za obsługę, pożegnałem się i pojechałem do domu. W domu zjadłem obiadokolację i zabrałem się za rozpakowanie nabytku. Obejrzałem wszystko, odpakowałem i załadowałem baterie do nowej „komóry”. Biorę w dłonie dekielek zamykający komorę bateryjną i… niestety nie zamyka się poprawnie to znaczy nie zasuwa do końca. Ostra spodnia krawędź gniecie w palce grożąc przecięciem skóry. Zerkam na zegarek i domyślam się, że po godzinie 20-tej punkt Play jest już nieczynny. Następny dzień to sobota a za nią niedziela, a więc duże prawdopodobieństwo, że punkt jest nieczynny. Na tej podstawie postanawiam pojechać z reklamacją w poniedziałek. Tak, więc w poniedziałek stawiam się w punkcie Play i mówię, w czym rzecz. Z uwagi na 3 dniowy termin, jaki upłynął od dnia zakupu, proszę o wymianę aparatu telefonicznego na inny, nowy egzemplarz… i co słyszę? Ano to, że nie mogę wymienić niesprawnego od nowości sprzętu na nowy telefon, tylko muszę przekazać go do serwisu w celu orzeczenia czy jest wadliwy i ewentualnej naprawy. Zdenerwowałem się, przedstawiłem swoje prawa konsumenckie, ale nic nie wskórałem. Wobec powyższego faktu zgodziłem się przekazać telefon do serwisu. Proforma pytam o czas realizacji i w odpowiedzi słyszę, że punkt napraw ma na tą usługę ustawowe 3 tygodnie. Stanowczo sprzeciwiłem się tak długiemu terminowi, bo przecież będę płacił abonament a nie będę mógł korzystać z telefonu, ponieważ jestem pozbawiony „Komóry”. Pan z punktu Play łaskawie uwzględnił mój sprzeciw i wyposażył mnie w mocno złachany telefon zastępczy. Baterie w nim wystarczają na 2-3 rozmowy kilkuminutowe i muszę go ładować codziennie. Uzbroiwszy się w anielską cierpliwość czekam na pozytywne wieści odnośnie naprawy. Niestety minął tydzień, potem drugi, potem trzeci, wreszcie czwarty i cisza. Zniecierpliwiony telefonuję do punktu zakupu telefonu i dowiaduję się, że mój sprzęt nie wrócił jeszcze z naprawy. Ponaglam i proszę o wyjaśnienie sprawy, na co dostaję obietnicę, że następnego dnia powiadomią mnie telefoniczne. Pan dotrzymał słowa i poinformował mnie, że serwis nie odbiera telefonów i nie można się z nim skontaktować! Powiało grozą, ale powstrzymałem swoje nadwyrężone nerwy, bo sprzedawca zapewnił mnie, że będzie nękał serwis do skutku. Następnego dnia telefonuje i informuje mnie, że rzeczywiście stwierdzili fabryczną wadę, ale nie mają takich dekielków i trzeba czekać…! Czekam, więc… i powoli cholera mnie bierze aż wreszcie dzisiaj się zagotowałem. Dzwonię, pytam i słyszę to samo, co za każdym razem… a mianowicie magiczne: Trzeba czekać! Mnie już czekać się nie chce ani nie wypada. Postraszyłem Urzędem Ochrony Konsumenta i wykonałem telefon do jednostki jakby nadrzędnej i czego się dowiedziałem…? Ano tego, że nie mogę dostać innego sprawnego telefonu, że nie mogę zaszczycić swoją osoba szefa, dyrektora czy prezesa firmy Play… a zażalenie muszę złożyć w punkcie, w którym nabyłem felerną „Komórę”. Jadę wściekły i tłumaczę sobie, że nie warto się denerwować… a że niczego nie zmienię, ani nie zmuszę serwisanta do odbierania telefonów, muszę zachować spokój by nie dostać rozstroju nerwowego. Przybyłem do punktu, usiadłem na wysokim stołku, czekam na zainteresowanie moją osobą, słucham dyskusji z jakimś (chyba kolegą) na temat klawiatury komputerowej i… sobie znowu czekam…! Po kilku minutach zmieniam miejsce i siadam tuż przy sprzedawcy, zachowując spokój patrzę mu prosto w oczy, a oni jakby mnie nie było dalej gadają o klawiaturze i do kompletu dorzucili myszkę bezprzewodową. Gdyby to był punkt sprzedaży komputerów wcale bym się nie dziwił, ale, że jest to punkt sprzedaży telefonów komórkowych to omal nie wybuchnąłem… Jednak zgodnie z postanowieniem zachowałem spokój i spotkała mnie za to nagroda. Rozmówca sprzedawcy przerwał po 10-ciu minutach i łaskawie powiedział do mnie: proszę… niech Pan załatwi swoją sprawę! Na skutek takiej łaskawości nie mogłem pozostawać obojętnym, więc przypomniałem, że to ja się tutaj godzinę temu produkowałem i że chcę złożyć oficjalny i na piśmie protest wobec łamania prawa Konsumenckiego i niedotrzymywaniu ustawowych terminów na wykonanie naprawy telefonu. Pan uprzejmie napisał w laptopie zażalenie i zamieścił w nim moje żądanie wydania nowego aparatu telefonicznego. Wreszcie wydrukował tekst, dał do przeczytania i podpisania i na moje pytanie o termin rozpatrzenia mojej skargi poinformował, że w ciągu 30 dni dostanę odpowiedź… Jednak nie wiadomo, jakiej treści… czy będzie to akceptacja mojego roszczenia i wydanie nowego aparatu, czy też moje pismo zadziała rzeczowo i wpłynie na serwisanta by ten wreszcie wymienił nieszczęsny dekiel. Tak czy siak zyskali następne 30 dni zwłoki, a ja mam kolejny papierek, w którym wyrażam niezadowolenie na lekceważące działanie ludzi nie ponoszących żadnych konsekwencji ani odpowiedzialności za swoją niekompetencję, lekceważenie i bądź, co bądź łamanie praw człowieka!
Ha ha ha Bogusiu to jakaś paranoja!!!
OdpowiedzUsuńNie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Wierzę Ci, że masz już tego wszystkiego dosyć. Najgorsza jest ta bezradność i te całkowite uzależnienie od humoru pracowników. Człowieka ogarnia czarna rozpacz.Zmieniły się czasy ale niestety nie zmienił się stosunek do klientów czyli trwają tzw "stare dobre czasy". Mimo konkurencji wiele firm nie kwapi się do tego aby faktycznie uznać to że "klient nasz pan"
Pozdrawiam i trzymam kciuki za szybkie i pozytywne załatwienie sprawy.
Co tu powiedziec , niby demokracja, niby pelny zachod, niby unia , w sklepach polno jak na zachodzie , wszystko kolorowe na witrynach , a w GLEBI... dalej komuna , ciemnota , sirmiega brod Pier#!*^)$ , bu#$@& i ogolne oszustwo jak za starych czasow.
OdpowiedzUsuńAnalizując to co dzieje się wokół mnie coraz bardziej dochodzę do wniosku , że Człowiek został naznaczony koniecznością ciągłej walki - tylko "pola bitew" nam się zmieniają.
OdpowiedzUsuńNajbardziej wkurzający jest fakt, że doświadczając takich sytuacji jak opisana powyżej, czujemy się z jednej strony rozwścieczeni a z drugiej bezsilni. Jakiej broni byśmy nie użyli - to mamy przeświadczenie, że jesteśmy z góry skazani na przegraną. Może właśnie dlatego uważam, że należy mimo wszystko tą walkę podejmować, chociażby po to, żeby nieodpowiedzialne, bezmyślne jednostki nie czuły się bezkarne, żeby uprzykrzyć im życie, żeby je napiętnować a jest szansa, że dołączą do nas inni i przynajmniej w niektórych przypadkach coś jednak wskóramy.
Jeśli życie w Polsce ma zmienić się na lepsze - to samo się nie zrobi, trzeba działać i nie ma co oglądać się na innych.
Jestem Bogusiu w Twojej Drużynie i będę wspierać Cię słowem i uczynkiem w Twoich działaniach.