Link do bloga pt. Poezja, którą da się czytać

Poniżej zamieszczam link do mojego wcześniejszego bloga pt. Poezja, która da się czytać...

http://moja-poezja-proza.blogspot.com

wtorek, 9 grudnia 2014

Temat filozoficzny: Rzecz o skurwysynie

      W związku z tym, że człowiek wyposażony jest w mózg, a ten między innymi  służy do myślenia, toteż w procesie funkcjonowania charakteryzuje się tajemniczym pędem, parciem  do poznawania wszechrzeczy na wielu płaszczyznach istnienia. Nie ma żadnych wątpliwości, że ludzki mózg jest częścią składową biologicznego organizmu, którym  wydaje się sterować każda jednostka posiadająca tenże twór. Jednak tak nie jest bo gdyby tak było, jakby wyglądało życie ludzkiej populacji w przypadku leniwego człowieka, który miast wykorzystywać intelektualne możliwości mózgu, z lenistwa ograniczyłby jego używanie tylko do  koniecznych funkcji życiowych organizmu.  Czyli do spania, jedzenia, wydalania i stymulowania komórek ciała do wegetatywnego życia.  W takim przypadku ludzkość skazana byłaby na zagładę rozwoju umysłowego a to znaczy, że zatrzymałaby się w jednym stałym punkcie na wiele pokoleń a może i tysiącleci. Trwałaby  w tym miejscu aż do momentu kiedy jakaś zbuntowana jednostka wyłamałaby się ze schematu totalnego lenistwa umysłowego i po prostu zaczęła myśleć.  Natura jakby przewidziała taką ewentualność i dlatego rozum podlega innej sile sterującej… czyli coś, lub ktoś bliżej nieznany trzyma nad nim władzę i jest odpowiedzialny za proces myślenia. Przy czym działanie niewidzialnego sterownika  charakteryzuje się zdolnością podświadomego impulsowania, czyli przymuszania do wybiegającego daleko w przód myślenia każdego kto jest posiadaczem rozumu. Za sprawą tej siły napędowej nosiciele mózgów ciągle czegoś poszukają, ciągle do czegoś dążą, myślą,  dociekają, prą w coraz to głębsze tematy, podejmują coraz  trudniejsze wyzwania, znajdują nowe rozwiązania. Dzięki permanentnemu parciu do przodu, mózg może się rozrastać, rozwijać, odkrywać nowe tajemnice otaczającego nas świata. Bezustannie ewoluować, wzbogacać potencjał myślowy i usprawniać wszystkie procesy myślowe. A co najdziwniejsze nikt nie docieka i nie pyta dlaczego tak się dzieje. Nikt nie zadaje pytania dlaczego myśl prze do przodu i po co? Czy słusznie tworzy coś co po pewnym czasie zostanie wyparte inną nowszą myślą. Osoba myśląca nie zastanawia się nad pojawianiem  takich czy innych myśli…  ot tak machinalnie, słucha podszeptów myśli i już.
     Na tej podstawie można zgłębiać wiedzę jawną, tajną i niepojętą . Można rozważać realistycznie i abstrakcyjnie każde zagadnienie. Zatem mogą to być obszerne tematy  zaistniałe w okresie naszego życia ale i wykraczające poza nie.  Można doszukiwać się logiki we wszelkich zjawiskach naturalnych i  paranormalnych i wątpić w nie. Można  rozkładać je na czynniki pierwsze lub tylko pojedyncze słowa -   wyrazy, którymi my ludzie posługujemy się w potocznej mowie. Możemy rozważać  filozoficznie dlaczego są takie a nie inne, dlaczego ktoś wcześniej nie wiadomo kto, kiedy i po co ustanowił takie słowo brzydkim, wulgarnym i niecenzuralnym a inne słowo pięknym i mile widzianym składnikiem ludzkiej mowy… Dlaczego takie podziały powstają w społeczeństwie już wiemy… może nie wszyscy wiemy, ale bez wątpienia wiedzą ci, którzy mają otwarte, dociekliwe i błyskotliwe  umysły.
Nie wiem jak dawno temu prof. Miodek poddał rozważaniom uznane publicznie za wulgarne słowo określające kobietę lekkich obyczajów czyli słowo o brzmieniu kurwa. Inny prof. Dr.hab.Max zrobił wykład na temat słowa dupa, ja zaś nadzwyczajnie zwyczajny myśliciel, poeta, satyryk i prozaik faktu zajmę się słowem o brzmieniu skurwysyn.
   Prawdę mówiąc w obecnych czasach rzeczony skurwysyn stał się mniej popularny ale w czasach mojej młodości czyli mniej więcej 50 lat temu miał wielkie znaczenie i rangę większą niż uniwersalna kurwa prof. Miodka. Nie mam pojęcia skąd się wzięła taka popularność tego określenia, ale trzeba dobitnie i otwarcie powiedzieć, że skurwysyn był wszechmocny i wszechobecny. Stosowało się go w każdym temacie, w każdej sytuacji i czasie, i nikt nie zadawał pytania jak to możliwe, że jest niekwestionowanym wzorcem do określania różnych sytuacji i zdarzeń. Był obecny przy bólu, zachwycie, zdenerwowaniu, złości, furii, czułości, ekstazie, zwinności czy lenistwa. Skurwysyn był niezastąpiony przy określania czynności jak: grania, biegania, bicia, spania. Do wszystkich tych czynności wystarczyło dodać  magiczne słowo skurwysyn i wszystko było jasne i zrozumiałe, i tak jeśli ktoś długo spał mówił: wyspałem się jak skurwysyn, jeśli przemęczył się bieganiem wyrażał ten stan tak: padłem jak skurwysyn. Tenże skurwysyn był niezawodny przy wyrażaniu stanów biologicznych więc jeśli ktoś był głodny zwykł mawiać: jestem głodny jak skurwysyn, gdy się przejadł informował, że najadł się jak skurwysyn. Także gdy był pijany mówił: zalałem się jak skurwysyn, czy wyrażał stan po przepiciu: mam kaca jak skurwysyn. Skurwysyn był obecny w szpitalach, szkołach, w urzędach i sklepach. Uderzywszy się w nogę czy jakąkolwiek inna część ciała i ból był niesamowicie nieznośny delikwent  zwykle wykrzykiwał: O kurwa ale się walnąłem… boli mnie jak skurwysyn. Skurwysyn był też wyznacznikiem uczuć: więc mawiało się: zakochał się jak skurwysyn, nienawidził jak skurwysyn, cieszył się jak skurwysyn, był zły jak skurwysyn… Przy czym przeciwieństwa były zaskakujące i niepojęte bo jak tu wyrobić sobie obraz skurwysyna w obliczu tak drastycznych przeciwstawień: Piękny jak skurwysyn, brzydki jak skurwysyn, raduje się jak skurwysyn, smutny jak skurwysyn. Używało się też skurwysyna w określaniu karnacji skóry, wzrostu, wagi czy koloru włosów np. rudy jak skurwysyn lub w sytuacji przy wypadających włosach: łysy jak skurwysyn…. ale i przy określaniu smaków, słodki, gorzki, kwaśny czy mdły bez skurwysyna nie dawałby pełnego obrazu. Spośród wielu już wymienionych przypadków skurwysyn był także stosowany jako określenie maksymalnego zachwytu czy piękna więc często mówiło się  poderwałem panienkę piękną jak skurwysyn lub zauroczyłem się jak skurwysyn. Mógł też wyrażać formę lenistwa i jeśli komuś nie chciało się cokolwiek robić mawiał:  nie chce mi się jak skurwysyn, albo w przypadku nie wykonywania żadnych czynności leżący leń mówił: dobrze mi jak skurwysyn.
   Po bliżej nie określonym czasie skurwysyn nabrał niesamowitego znaczenia. Każdego kto miał okazję zetknąć się z tym określeniem nie trzeba było objaśniać w pewnych wymienianych w rozmowie czynnościach. Wystarczyło powiedzieć: harowałem jak skurwysyn i nikt nie miał już wątpliwości, że tenże pracował długo, intensywnie, szybko, dokładnie i przez wiele godzin. Dzięki skurwysynowi ludzie oszczędzali czas i unikali zbędnego paplanie jęzorem… bo nie trudno sobie wyobrazić ile czasu by zajęło opisywanie wszystkich czynności związanych z długo wykonywaną i mozolną pracą… Zamiast wielu opisów i barwnych zdań odnoszących się do danej czynności wystarczyło tylko powiedzieć: najadłem się jak skurwysyn lub napracowałem się jak skurwysyn i wszyscy dokładnie wiedzieli jak czuje się żarłok i w jakim stanie fizycznym jest pracownik, ile godzin pracował i ile trudu go ta praca kosztowała itd.  Zatem może zostawmy na boku cenzurę tego słowa i przywróćmy skurwysyna do życia by nam służył i skracał skutecznie rozlazłość wyrazową naszej mowy i bynajmniej nie chodzi mi tu o potocznie nielubianego skurwysyna, który to termin określa osobę urodzoną z matki lekkich obyczajów… pospolicie zwaną kurwą. Zatem dbajmy o skurwysynów  bo chociaż w opinii ludzi ustanawiających zasady społeczne (z wiadomych przyczyn) są ogólnie potępiani to jednak trzeba obiektywnie przyznać, że posiadają niezwykłe właściwości i moc adaptacyjną języka polskiego… a więc są nam potrzebni…  Dziękuję za uwagę.

Nadzwyczajnie zwyczajny   
myśliciel, poeta, satyryk i prozaik faktu

Bogdan Adam Chmielewski 

piątek, 12 września 2014

Rozum na receptę

Od osiemnastu lat żyję i mieszkam w najważniejszym mieście Polski Warszawie. Jak wszyscy… no może nie wszyscy ale przynajmniej znakomita większość edukowanego społeczeństwa wie, to miasto  jest Stolicą Polski,  a to moim zdaniem obliguje jej mieszkańców tak samo jak wszystkich ludzi w całym kraju do kulturalnego zachowania. Tymczasem niczego takiego nie dostrzegam, a wręcz przeciwnie widzę wszędzie coraz więcej zgnilizny społecznej i kulturowej.
W niedzielę byłem z Eweliną na spacerze. Starym zwyczajem poszliśmy do Parku Skaryszewskiego a w nim zaliczyliśmy dwie pełne rundy (po 2 km każda), potem powrót nad kanałkiem do domu. Będąc na wysokości  wodociągów usłyszałem przeraźliwie głośny krzyk dzikiej kaczki. Wiedząc z doświadczenia (mój dziadek był gajowym)że ani kaczka ani żaden inny ptak nie krzyczy w taki sposób gdy nic mu się nie dzieje, założyłem, że dzieje się coś złego. Zaraz poszliśmy z Eweliną w stronę dochodzącego krzyku i po chwili zobaczyliśmy taką oto okropną scenę. Z oburzeniem muszę dodać, że  rozgrywająca się w miejscu publicznym akcja odbywała się na oczach wielu spacerujących tam ludzi i co gorsza, dzieci w różnym przedziale wiekowym.
Środkiem szerokiego na kilka metrów kanałku parkowego płynie dorosła przerażona  kaczka prowadząc gromadkę swoich dzieci -małych kaczątek. Po jednej stronie kanałku biegnie wielki pies rasy Husky, po drugiej stronie taki sam… może nawet brat tego pierwszego a w wodzie w odległości mniej więcej 2 metrów brązowy wyżeł ściga całe to stadko z wielką pasją i ambicją jak przystało na psa myśliwskiego wykorzystywanego do  płoszenia i łapania kaczek. Małe kaczątka rozpierzchły się po wodzie a matka wzięła na siebie ciężar odciągnięcia agresora jak najdalej od swojego stadka. Ludzie patrzą, cicho siedzą i nikt nie próbuje przerwać sceny zagrażającej życiu małych kaczuszek. Nie mogąc się zgodzić z tym co widzę zacząłem przywoływać na ślepo właścicieli psów. Jak na ironię nie było żadnego choć wszystkie psy biegały w miejscu publicznym bez smyczy i kagańca. Spośród gapiów dołączyły do mnie trzy osoby i wspólnie już  staraliśmy się przerwać zawzięte i makabryczne łowy.
Po kilku minutach pojawiła się jakaś kobieta, jak się okazało właścicielka jednego psa Husky.  Nie przejęła się widokiem polowania na kaczą matkę z dziećmi tylko patrzyła beznamiętnie na rozgrywającą się scenę. Nie widząc u właścicielki reakcji stopującej psa krzyknąłem w jej stronę:
 -  Co tak stoisz kobieto… zabieraj tego psa zanim pożre matkę kaczych dzieci. Poza tym jakim prawem twój pies biega w miejscu publicznym  wśród ludzi i dzieci bez smyczy i kagańca…?
Kobieta zamiast uznać swoją winę i przywołać natychmiast psa zaczęła stawiać się i pyskować w moim kierunku… Podniesionym głosem wykrzyczała, że po to jest park by pies mógł swobodnie wybiegać się i z powodu jakichś tam kaczek nie będzie wiązać psa na smyczy ani ubierać go w kaganiec. Ewelina nie wytrzymała i włączyła się w akcję zdecydowanym protestem:
- Głucha jesteś? Zabieraj tego psa zanim stanie się coś złego… Poza tym park jest dla ludzi a nie dla psów więc nie może sobie samopas biegać, straszyć innych i walić kup na trawnikach gdzie bawią się dzieci i opalają ludzie…  Ale do aroganckiej, o zwichniętych uczuciach i jak sądzę mało rozgarniętej kobiety nic nie dotarło więc Ewelina postraszyła  właścicielkę psa policją. Ta groźba również nie poskutkowała a wręcz odwrotnie wywołała w kobiecie agresję.  Baba nie uznając swojej winy zaczęła pyskować:
-A wołaj sobie ile chcesz ty stara kurwo… twoja policja może mi naskoczyć.

Wobec takiej postawy damskiego, bezdusznego stwora sięgnąłem po telefon i wykręciłem numer alarmowy 112… tam nawet szybko dowiedziałem  się, że to jest sprawa straży miejskiej i żeby do niej się zwrócić w takim przypadku. Dzwonię zatem pod podany numer, relacjonuję zdarzenie i sytuację  przy parkowym kanałku, ale w głosie kobiety przyjmującej skargę nie czuję zaangażowania, oburzenia czy chęci do szybkiej interwencji… raczej wyczuwam zniechęcenie, wręcz zniecierpliwienie, że zawracam jej głowę jakimś tam goniącym kaczki psem. Mimo to opisałem dokładnie miejsce  zdarzenia i usłyszałem beznamiętną informację, że patrol zostanie wysłany. Czas płynął i płynął a patrol nie pojawiał się. Minęło 15 minut, winowajczyni i jej podobni połapali wreszcie swoje niebezpiecznie zachowujące się psy i oddalili w głąb parku a my bezradni postaliśmy jeszcze kilka minut i zniechęceni „błyskawiczną” reakcją dzielnych strażników miejskich także ruszyliśmy w drogę powrotną do domu… Nie wiemy jak zakończyła się ta sprawa i czy była jakaś interwencja rzekomo wysłanego patrolu. No cóż… nic dodać nic ująć… Widać pilnowanie prawa i porządku w parku to zbyt nudne zajęcie... a  wlepianie mandatów za psy bez kagańca i smyczy w miejscu publicznym nie jest godne strażnika miejskiego za to łapanie na radar kierowców, którzy przekraczają prędkość o 5-10 km/godzinę to już bardziej zaszczytna sprawa… no i premia jest za wielogodzinne i owocne siedzenie w radiowozie z aparatem-radarem w ręku… Brawo ojcowie miasta, brawo… tylko gratulować wam mądrości w dowodzeniu zgrają darmozjadów w czarnych mundurach straży miejskiej…

czwartek, 17 lipca 2014

Sumienia bez odpowiedzialności

Kilka dni po aferze podsłuchowej na szczeblach rządowych, pojawiła się w mediach publicznych kolejna sensacja. Tym razem natury religijno etycznej. Nie wiem tylko czy ujawniając ten skandal, wyrachowani  dziennikarze mieli na uwadze dobro zwykłego człowieka, czy wprost odgórne wytyczne aby nowym tematem przygasić kipiącą oburzeniem opinię społeczną. Oto lekarz z tytułem profesorskim zasłaniając się własnym sumieniem i przekonaniami religijnymi odmawia wykonania aborcji poważnie uszkodzonego płodu mimo, że jest ona medycznie i etycznie uzasadniona.  Mimo odmowy przeprowadzenia aborcji nie udzielił informacji logistycznej pacjentce potrzebującej pomocy i wsparcia medycznego. Pozostawił ją z własnym problemem na pastwę losu i tym samym skazał na dożywotnią  mękę opieki  i ciężkiej pracy fizycznej nad ułomną  ciągle przybywająca na wadze rośliną  o ludzkich właściwościach zamiast pouczyć, czy wręcz wskazać miejsce lub szpital by pacjentka  mogła skorzystać z profesjonalnej pomocy innego lekarza.  Czy takie działanie jest właściwe profesji lekarskiej i zarazem zgodne z sumieniem i etyką lekarską? A jak ma się takie działanie do przysięgi Hipokratesa;  Primum non nocere – przede wszystkim nie szkodzić brzmią jej słowa.  Czy etyczne jest ratowanie czegoś co powstało z błędu genetycznego i jest tak zdeformowane, że samodzielnie nie przeżyje kilku dni? Czy lekarz ratujący nienadający się do samodzielnego życia płód ma świadomość  konsekwencji takiego miłosierdzia i jaki okrutny los gotuje tej istocie, jego rodzinie i społeczeństwu gdy rodzice już zemrą? A co jeśli taka deformacja ludzkiego płodu powstała na skutek przyjmowania błędnie zaordynowanych leków farmaceutycznych… czy wtedy też będziemy mówić o etyce lekarskiej? Istnieją dowody na to, że różne leki  w tym antykoncepcyjne działają degenerująco na ludzki płód. Istnieje całkiem spora grupa wysoko przetworzonych pokarmów, które szkodzą nie tylko ciąży ale i dorosłej,  silnej osobie. Dlaczego więc mimo oczywistej winy innego człowieka, błędów lekarskich, koncernów farmakologicznych, chemicznego rolnictwa, przemysłu nikotynowego, alkoholowego czy spożywczego rodzice mają ponosić odpowiedzialność za totalnie uszkodzone płody?! Dlaczego mają cierpieć, ponosić koszty utrzymania i poświęcać cały swój czas na utrzymywanie przy wątpliwym życiu czegoś co tak naprawdę nie żyje godnie ani jakkolwiek świadomie ponieważ  mózg w nim nie pracuje.  A może ofiary powinny żądać wysokich odszkodowań od zdewociałych lekarzy i cynicznych, pozbawionych  wyobraźni księży, którzy publicznie i z ambon nawołują głośno do ochrony życia poczętego w takim wyrazie i formacie!
Nie mam nic przeciw utrzymywaniu przy życiu zdegenerowanych istot w przypadku gdy sami rodzice świadomie podejmują decyzję o urodzeniu takiego dziecka i świadomie godzą się na opiekę i ponoszenie kosztów związanych z utrzymaniem i rehabilitacją… ale co będzie gdy rodzice umrą a istota-roślina zostanie przy życiu? Wtedy utrzymanie przejmie podatnik a to już sprawa dyskusyjna bo uważam, że jest wiele ważniejszych spraw i rzeczy, które ludność powinna utrzymywać i płaci na takowe  podatki.

Jest jeszcze druga ewentualność w tej sprawie… a mianowicie jeśli ci panowie w białych fartuchach i czarnych sutannach zostaną zobligowani konkretną ustawą rządową do odpowiedzialności za swoje fanaberie zwane sumieniem i ochroną życia poczętego w takiej formie. Ustawa nakładałaby na nich obowiązek adopcji  istot-roślin i tym samym przejęcie pełnej odpowiedzialności w utrzymaniu i ponoszeniu wszelkich kosztów finansowych związanych z bytem upośledzonych. Wtedy byłoby uczciwie i zgodnie z własnym sumieniem … jestem bardzo ciekawy ilu lekarzy zachowałoby swoje dotychczasowe sumienie, a ilu Księży nawoływałoby do rodzenia kalekich ofiar chorego systemu…

czwartek, 29 maja 2014

Wyświęcanie

Uroczystości niedzielne, które odbyły się dnia  27.04.2014 roku  dla wielu ludzi w całym kraju jak i  poza granicami  były wielkim wydarzeniem kościelnym a nawet narodowymi.  Oto Polak Karol Wojtyła –  Papież  Jan Paweł II został publicznie wyniesiony na ołtarze… czyli stał się świętym za zasługi wniesione za życia  dla kościoła  a także dla całego  polskiego i nie tylko polskiego społeczeństwa… Jak wielkie to były czyny można wywnioskować po działaniu polskich organów państwowych w tym najwyższego, prawodawczego jakim jest Sejm RP. W tym to właśnie Sejmie  co prawda po wielu nieuprzejmych utarczkach  podpisano doniosły dokument związany z wyświęceniem Papieża Jana Pawła II na świętego. Nie byłoby w tym akcie niczego złego czy bulwersującego gdyby nie jedno małe, a jednak zasadnicze ale…
Dla mnie miano Święty jest bardzo ważnym i wielkim słowem, które określa naturą kogoś,  czegoś ponadziemskiego, ponadzmysłowego, ponadludzkiego, nadnaturalnego,  ponadwymiarowego i boskiego dlatego nie powinno się honorować  ziemskich istot tym mianem – tytułem nawet po ich śmierci…
Moim zdaniem jest to szczególnego  rodzaju świętokradztwo nadużywane przez kler. Zakonnik, zakonnica, ksiądz, biskup, papież może zostać  świętym i takim ludziom nadaje się ten innowymiarowy tytuł natomiast osoby spoza kleru nie są wyświęcane chociaż żyją pomagając innym, czasem ratując im życie, czasem oddając za kogoś swoje. W obecnych egoistycznych czasach, może niezbyt często ale spotykamy takie pełne poświęcenia osoby, które wspierają potrzebujących, niosą bezinteresowną opiekę, oddają innym swoje jedzenie, szaty a także organy do przeszczepu… i chociaż wszystkie są bardziej święta niż wielu świętych kościelnych nie honoruje się tych wspaniałych ludzi takim wielkim wyróżnieniem. Dlaczego? Ano dlatego, że kościół jako taki jest zamkniętą formacją i nikt z zewnątrz nie może przenikać do klasztorów, siedzib księży, proboszczy, biskupów i papieży…  Otoczka tajemniczości towarzysząca tej instytucji sprawia, że pośmiertne wyświęcanie swoich członków dodaje niezdrowego posmaczku wyższości  osób duchownych nad zwykłych ludzi.  Takie działanie  często jest zagrywką polityczną kościoła i ma  za zadanie przyciągać uwagę świeckich, ewentualnych przyszłych wyznawców wiary  ale i również wywoływać aurę  o randze strachu przed siłą nadnaturalną rzekomo wspierająca całą instytucje kościoła. Dlaczego ludzie obsługujący instytucje kościoła mienią się być ponad swoich świeckich braci, ale i także wyznawców  chrześcijaństwa… ? Dla mnie i mam wewnętrzne przekonanie, że również dla wielu innych, myślących ludzi jest to niezrozumiałe i wysoce niemoralne…
 Jeśli spojrzeć na tą praktykę z punku przykazań kościelnych jest to akt pychy a ta jest grzechem  bo swojego czasu Wielki Nauczyciel Jezus nauczał, że wobec Boga wszyscy są równi…

Zatem żeby zachować zdrowy klimat między kościołem a resztą świeckich ludzi i konsumentów  posług kościelnych należałoby zlikwidować ceremonię w zasadzie proces wyświęcania siebie wzajemnie. W to miejsce powołać inną formę wyróżnienia np. order czy medal za szczególne zasługi na rzecz kościoła, a także dla wszystkich, którzy  w sposób absolutnie charytatywny  przyczyniają się do ratowania i wspierania bliźniego swego na tym niezwykle niesprawiedliwym świecie….

piątek, 21 marca 2014

Wybór jest tylko jeden

Minęło już sporo czasu od napisania ostatniego posta, ale w moim otoczeniu jakoś tak nic szczególnego się nie działo,  co by dawało konkretny powód do podjęcia kolejnego tematu…  oczywiście pomijam tu permanentne, nudne, niemal już obowiązkowe przepychanki we frakcjach politycznych naszego kraju. Teraz mamy wrażeń co niemiara u naszych sąsiadów Ukraińców. Naród jak każda nacja pragnie być wolny, demokratyczny i samo stanowić o sobie, jednak byłoby zbyt pięknie by tak mogło być. Zawsze znajdzie się ktoś wredny, ekspansywny,  o wypaczonych ambicjach o potędze, cesarstwie, dyktaturze i władzy absolutnej nad innym ludem, a czasem nawet całym światem. Mieliśmy już w dziejach historii wielu uzurpatorów o wypaczonych wartościach istnienia i mimo upływu lat, rozwoju społeczeństw, mimo ogarniającej większość krajów demokracji nie gasną ciągotki do wielko władztwa. Tak dzieje się obecnie z cesarzem Rosji, który nie potrafi zrozumieć ani tym bardziej szanować idei oraz woli życia innych nacji tylko co i rusz wyciąga łapy po inny kraj. To najechał Afganistan, to ruszył na Gruzję, teraz sięgnął  po część  suwerennej Ukrainy - Krym. Tu rozpęta wojenkę, tam niby w interesie narodu rosyjskiego najedzie inny kraj, to straszy zakręceniem kurka z gazem, gdzie indziej bronią jądrową… i tak sobie bezkarnie terroryzuje sąsiadów i krzyczy, że walczy z terroryzmem… Co za pokrętna ironia, aż wierzyć się nie chce, że reszta Europy i Świata toleruje takie ekscesy wschodniego cesarza. Nie potrzeba wojenki ogólnoświatowej by go przywołać do porządku… wystarczy zbojkotować handel z takim władcą i będzie cienko śpiewał już po kilku tygodniach. Ciekawy jestem jak długo Putin wytrzymałby bez sprzedaży swojego głównego towaru jakim jest gaz ziemny? Nagle nie ma miliardowych wpływów pieniężnych i gospodarka wali się natychmiast więc niech uzurpator cesarz przejrzy na oczy i zastanowi się na tym co robi. Jego gaz jest ważny dla Europy, ale Europa może zaopatrywać się w Norwegii i krajach arabskich i wtedy szybko okaże się, że to odbiorca jest ważniejszy niż sprzedawca.  Mimo wielu możliwości sytuacja jest trudna dla wielu krajów, a dla nas Polaków może bardziej niż dla innych bo jesteśmy najbliżej konfliktu więc moim zdaniem trzeba zachować mądrość, rozwagę i umiarkowanie w angażowaniu i wypowiadaniu się publicznie na temat  zwaśnionych stron. Jednak Polak nie byłby Polakiem gdyby nie wyszedł przed szereg. Coś wrednego siedzi w naturze Polaka bo zawsze szuka dziury w całym i nie pilnuje swojej tylnej części ciała tylko pcha się do innych krajów. Na skutek tego ze wszystkimi sąsiadami jesteśmy w agresywnych stosunkach dobro sąsiedzkich. Najpierw Litwini mieli nas dość, potem Łukaszenko z Białorusi a teraz pchamy się do spraw wewnętrznych Ukrainy. Czyżby już wszyscy w polskim rządzie zapomnieli o faszystowskiej armii Ukraińskiej która łeb w łeb z hitlerowcami bestialsko mordowała, wręcz wyżynała Polaków? Czyżby w naszym rządzie nikt już nie pamiętał jak Ukraińcy gwoździami przybijali małe dzieci do podłogi? Czyżby Tusk nie wiedział, że nacjonaliści ukraińscy palili całe wsie a matki ciężarne przecinali na połowę piłą do drewna? Czyżby nikt nie wiedział, że w nowopowstałym rządzie Ukrainy jest pełno skrajnych nacjonalistów, którzy wielokrotnie podnosili sprawę odebrania nam Bieszczad? Czy nikt nie widział na Majdanie powiewających proporców z umieszczoną centralnie  hitlerowską swastyką? Widziałem je na własne oczy, a kamerzysta jakiejś tam telewizji  miast pokazywać szerokiemu odbiorcy, zaraz kierował kamerę w inne miejsce…
Zatem czy nie warto zachować umiarkowania we wspieraniu jednych czy drugich… tak jak czynią to Niemcy mimo, że faszyzm wyszedł z ich kraju. Moim zdaniem i Rosja, i Ukraina nie jest nam przyjazna, a nacjonaliści jednych i drugich wręcz nienawidzą Polaków więc po co wychodzić przed szereg i  jeszcze bardziej wzmagać tę nienawiść?  W swoim kraju mamy tyle bałaganu, tyle przekrętów, afer łapówkarskich, ustawianych przetargów, nagminnego grabienia podatników,  potężnego bezrobocia, nepotyzmu, rzeszy emerytów i rencistów, którym nie wystarcza na porządne danie obiadowe, którzy jak w powojennych czasach jedzą na obiad kartofle ze zsiadłym mlekiem. O służbie zdrowia gdzie zamiast leczyć morduje się chorych, w tym noworodki nawet już nie wspomnę… A więc zamiast pchać się tam gdzie nas nie chcą… Panowie Prezydenci, Premierzy, Ministrowie i Posłowie zacznijcie robić porządek w swojej Ojczyźnie, inwestujcie w likwidowanie bezrobocia, stwórzcie miejsca pracy, dobrą służbę zdrowia, zadbajcie o bezpieczeństwo egzystencjonalne każdego wyborcy i Polaka. Zamiast marnować pieniądze na zagraniczne awantury sprawcie by Ci od zsiadłego mleka godnie żyli po przepracowaniu dla swojego kraju niejednokrotnie 50-ciu lat swojego życia!