Jakie to smutne i okrutne. Był człowiek i go nie ma. Wystarczył zanik impulsu elektrycznego do serca i życie ustało. Zupełnie jak w maszynie. Dopóki krążą w niej płyny i ładunki elektryczne pracuje, chodzi i wykonuje czynności do których została stworzona przez człowieka. A człowiek to kto i przez kogo został stworzony? Ludzie mówią przez Boga... a niby skąd o tym wiedzą. Ksiądz im o tym powiedział czy rodzice a rodzicom ich rodzice itd.? A może tak tylko sobie wymyślili nadrzędną postać by tłumaczyć i zwalać na nią winę za dziwne i jeszcze niezrozumiałe dla ludzi zjawiska. A Bóg to kto? Genialna postać o wielkich i nadprzyrodzonych mocach czy byt wysoko rozwinięty, zaawansowany technicznie i intelektualnie. Stworzyć człowieka to nie to samo co stworzyć maszynę. Maszyna jest bezduszna a człowiek to taka bardzo skomplikowana maszyna. Składa się z żywej tkanki i komórek. Z różnych płynów i enzymów. Jest ciepły a więc ma swoje własne ogrzewanie. Potrafi sam przetwarzać materię w energię, ma uczucia i samodzielnie myśli. Potrafi się rozmnażać a maszyna nie potrafi tych rzeczy. Najdziwniejsze jest to, że człowiek potrafi czuć litość, smutek, radość, miłość i wszystkie inne uczucia. A czymże te uczucia są? Czy potrafi je ktoś definitywnie zinterpretować. Czy one sprawiają, że jesteśmy ludźmi? Czytam wywody tych niby naukowców w ludzkiej skórze, że radość to stan psychiczny polegający na zadowoleniu i takie tam bla, bla i co z tego wynika? Ano nic bo w sumie wcale nie wyjaśnia czym jest radość i wszystkie inne uczucia. A czym jest miłość? Cóż to takiego jest co potrafi sprawić, że za inną osobę potrafimy życie oddać. Że pamiętamy o zmarłych. Że tęsknimy za kochaną osobą aż do utraty zmysłów, że chcemy jej dotykać, przytulać i podziwiać choć może być leniwa, brzydka i głupia. Że chcemy ją na rękach nosić i dla niej pracować. Czym jest skoro od wielbienia każe nam kraść czy zabijać innego człowieka?! Może tak jak białe światło składające się z wszystkich innych kolorów, miłość jest zlepkiem wszystkich istniejących we wszechświecie uczuć…? Ale czy człowiek dorósł do tego by pojąć sens i znaczenie wszystkich uczuć? Moim zdaniem nie… i dobrze bo kiedy posiądzie tę wiedzę bez wątpienia użyje jej przeciw drugiemu człowiekowi!
Bogdan A.
Chmielewski
Bogdanówka dn. 15.06.2021
Kiedy dowiadujemy się że nagle odszedł jakiś Człowiek - bliski nam, ktoś znajomy, czy znana osoba czujemy smutek i zastanawiamy się jak to możliwe, co się stało? Jest to dla nas mniejszy lub większy szok... a smutek tym większy im ta osoba była nam bliższa. Zdajemy sobie sprawę z tego, że tej osoby nie ma, idziemy na pogrzeb, wspominamy z Rodziną zmarłego, ale nie do końca rozumiemy, co tak naprawdę miało miejsce. Kiedy jednak współuczestniczymy w procesie przechodzenia na "drugą stronę" jest to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju, stajemy się świadkami dojścia do granicy i przejścia tej granicy - to powoduje w nas zmianę i sprawia, że zupełnie inaczej zaczynamy postrzegać własne życie, swoje relacje z innymi ludźmi, zmieniają się priorytety.
OdpowiedzUsuńKiedy byłam małą dziewczynką dzieci lubiły straszyć się nawzajem, a dorośli też czasami opowiadali różne historie o duchach, cmentarzach i zmarłych - bardzo bałam się śmierci. Kiedy miałam 10 lat po raz pierwszy przez przypadek widziałam zmarłą osobę - to było dla mnie koszmarne przeżycie, a to co wtedy poczułam towarzyszyło mi przez wiele, wiele lat. Dwa lata temu kiedy moja Mama ciężko zachorowała i nie mogła otrzymać już żadnej pomocy w szpitalu przez kilka miesięcy towarzyszyłam Jej w domu w walce z chorobą aż do tego ostatniego momentu. Wiedziałam, że chociaż jest we mnie wielki lęk to w tym momencie muszę stanąć na wysokości zadania, bo to Mama była wtedy najważniejsza i to co Ona czuła, Jej ból, smutek, strach o nas czy damy sobie radę, przerażenie, że TO "odchodzenie" trwa tak długo. Dodawałam Jej otuchy, starałam się być cały czas przy Niej, bo kiedy nadchodzi to nieuniknione najważniejsze co możemy dać drugiemu człowiekowi to nasza obecność.
Cały czas jednak dręczyła mnie myśl jak to będzie kiedy nadejdzie ten ostatni moment - czy dam radę, czy nie załamię się, czy będę na tyle silna, żeby wesprzeć wtedy Mamę?
Kochani moi - dałam radę, wytrwałam i to może dziwne, a może tak działa nasz organizm, że uruchamia jakiś system samoobrony - potem nastąpił spokój, wyciszenie. Nie bałam się - jak mogłabym bać się własnej Mamy, przecież mnie kochała najbardziej na świecie. Po prostu usnęła.
Ten moment jednak zapamiętam na zawsze - zdumiewające, że jeszcze chwilę wcześniej ta osoba patrzyła, czuła, mówiła coś do nas a potem........ przejmująca CISZA bez odwrotu.
A uczucia.... zawsze zastanawiałam się czy to co czuję ja i nazywam np. radością jest taką samą radością jaką czuje ktoś inny, podobnie jak postrzeganie tego co piękne, kolorów, muzyki? Czy dźwięki, barwy widziany moimi oczyma są takie same jak te, widziane oczyma kogoś innego? Może nie i dlatego jedna osoba woli zieleń a inna niebieski?
Mimo wszystko dobrze, że się różnimy, że nie wszystko jest takie ewidentne i określone, ujęte w formułki, bo dzięki temu życie jest ciekawsze i bez przerwy nas zaskakuje - nie zawsze w pozytywny sposób.... no cóż ale mam wrażenie, że to właśnie te ekstremalne doświadczenia i w sensie negatywnym i pozytywnym najbardziej nas rozwijają.
Pięknie i trafnie napisany komentarz. Pełno w nim mądrości i uczuć ale tak jak napisałaś każdy inaczej odbiera nawet uznawaną za jedyną słuszną oczywistość i to jest dobre, i to nas różni, i dzięki temu nie jesteśmy ludzkimi klonami....
OdpowiedzUsuń