Link do bloga pt. Poezja, którą da się czytać

Poniżej zamieszczam link do mojego wcześniejszego bloga pt. Poezja, która da się czytać...

http://moja-poezja-proza.blogspot.com

czwartek, 24 czerwca 2021

Rytuał

Wyszedłem na zewnątrz domu. Zawsze tak robię wieczorem jakby to był jakiś tajemniczy ale niezamierzony przeze mnie rytuał. Jeszcze noc nie okryła czernią otoczenia ale mimo godziny 22:30 była szarówka i w sumie wszystko dokoła widać było na tyle wyraźnie, że można obejść się bez światła kieszonkowej latarki. Niebo nade mną całe zasnute ciemnymi chmurami. Nie widać usianego gwiazdami firmamentu ani blasku księżyca. Jakoś tak bezwiednie przyzwyczaiłem się do jego widoku i do miliardów migocących punkcików. Bez ich widoku jakoś tak smutno i beznadziejnie. Jakby bezmiar wszechświata nagle jakąś nieznaną siłą został pozbawiony naturalnych widoków roziskrzonego maluteńkimi punkcikami nieba. Siadając przed snem, na ławeczce przed domem, bezustannie podziwiam to co natura stworzyła i bardzo wysoko zawiesiła ponad chmurami. Tak wysoko, że nawet przy bezchmurnej pogodzie nie mogłem zobaczyć żadnych szczegółów bezkresnego nieba. Przed chwilą skończyła się gwałtowna burza. Pierwszy raz w tym roku błyskawice przeszywały obficie niebo a pioruny głuchym grzmotem szyły raz za razem powietrze. Deszcz luną nagle obfitą nawałą i wszystko zalał niewyobrażalną ilością grubych kropel wody. Wszystko co żywe schowało się w mysie dziurki a kocica, która dwukrotnie przynosiła do mnie swoje kocięta zabrała je spod przykrywającej drewno plandeki i przeniosła je do części budynki o charakterze gospodarczym. Może bała się, że jej dzieciaki przemokną albo bała się huku piorunów i uznała, że w pierwszym miejscu jakie już wcześniej zajmowała będzie po prostu bezpieczniej. Patrzyłem na nią jak urzeczony i pomyślałem: jakie to zwierzę jest mądre i zapobiegawcze. W trosce o bezpieczeństwo swojego potomstwa ciągle szuka dla nich bezpiecznego azylu. A my ludzie bez skrupułów porzucamy swoje dzieci i starych, schorowanych geriatrycznie rodziców. Nie martwimy się ich losem ani zdrowiem czy samopoczuciem. Najważniejsze by sprawcom porzucenia było dobrze i wygodnie.

Tym razem ławeczka była mokra toteż poszedłem po ścierkę do mieszkania. Znalazłem w szafce pod zlewem taki kawałek, który dobrze wchłania wodę i nim osuszyłem moje miejsce do wieczornego podziwiania matki natury. Wreszcie usiadłem w wygodnej pozycji. Gorączka dnia minęła i atmosfera stała się przyjemna i całkiem znośna. Niebo gdzieniegdzie pojaśniało. Na skutek wiatru powstały takie pasma prześwitów między sinymi chmurami. W jednym z takich prześwitów pojawił się jakby widziany przez mleczną szybę księżyc. Jego nikłe światło rozjaśniło resztki chmur płynących leniwie tuż obok niego. Jedne były jednolitym pasmem a inne postrzępione układały się w bajkowe ale i makabryczne kształty. Czasem wyglądały jak konkretne postacie a czasem tworzyły groteskowe i tajemnicze iluzje niby prawdziwych osób, zwierząt i drzew. Główne centrum burzy przeniosło się na południowo wschodni horyzont jaki z mojego punktu położenia był mi widoczny, Jeszcze z oddali słychać było mruczenie piorunów i dla oka widoczne rozbłyski fantazyjnie układających się błyskawic. Nagle wszystkie gromy ucichły. Wiatr ustał całkowicie. Drzewa rosnące na mojej działce nie poruszały ani jednym listkiem. Nastała totalna i błoga cisza. Pierwsza miała miejsce zaraz przed burzą a druga właśnie teraz po burzy. Wydało mi się to dziwne bo zazwyczaj zjawisko ciszy następuje przed burzą a ta powtórna zaistniała po burzy. Czyżby miała nadejść następna po pierwszej, jeszcze groźniejsza nawałnica? Przejaśniające się od zachodniej strony niebo na to nie wskazywało. Nagle w szparze niedomkniętych drzwi pomieszczenia gospodarczego ukazała się kocica. Uważnie rozejrzała się i spostrzegłszy mnie siedzącego na ławeczce zamruczała przyjaźnie jakby chciała powiedzieć: Nareszcie skończyła się ta straszna burza. Za nią z tendencją do góry ukazały się ciekawskie głowy czterech kociąt a nie widząc niczego groźnego wychyliły się jeszcze bardziej. Nabrawszy pewności, że wszystko wróciło do normy kocica wyszła na zewnątrz bezpiecznego azylu. Mruknęła coś po kociemu i cztery budrysy jak na komendę podbiegły do matki. Ona bez zbędnych już mruczeń poprowadziła z powrotem do namiotu pod którym spoczywało suche drewno czyli do swojego tymczasowego lokum mieszkalnego.

Cisza nie ustępowała toteż zapatrzyłem się w leniwie płynące chmury. Powoli w moim wnętrzu następował niemal idealny spokój i wyciszenie. Wsparłem tył głowy o nagrzawielogodzinnym słońcem ścianę. Ze lekkim zdziwieniem spostrzegłem, że ciągle jest ciepła. Nawet chłód nagłej burzy nie zdołał ochłodzić ceglanego muru domu. Powoli zagłębiałem się w ciszę kończącego się dnia. Coraz dokładniej widziałem rozgrywającą się akcję na niebie zaś traciłem obrazy rzeczywistości biegnącej obok mnie. Ciemne postacie przenikały się wzajemnie i po dość krótkim żywocie znikały wchłaniane przez inne brodate twory. Spoza nich nikłym światłem zaczęły nieśmiało zerkać ku mnie, pierwsze po burzowe gwiazdy. Ucieszył mnie ich widok i przepełnił poczuciem bezgranicznego bezpieczeństwa. Oddech mój spowolnił do zaledwie trzech na minutę. Wszystko jakby zatrzymało się w miejscu a ja w pozycji siedzącej, ze wsparta głową o ciepłe cegły ściany nagle zasnąłem snem szczęśliwego człowieka…

wtorek, 15 czerwca 2021

Refleksje

 Jakie to smutne i okrutne. Był człowiek i go nie ma. Wystarczył zanik impulsu elektrycznego do serca i życie ustało. Zupełnie jak w maszynie. Dopóki krążą w niej płyny i ładunki elektryczne pracuje, chodzi i wykonuje czynności do których została stworzona przez człowieka. A człowiek to kto i przez kogo został stworzony? Ludzie mówią przez Boga... a niby skąd o tym wiedzą. Ksiądz im o tym powiedział czy rodzice a rodzicom ich rodzice itd.? A może tak tylko sobie wymyślili nadrzędną postać by tłumaczyć i zwalać na nią winę za dziwne i jeszcze niezrozumiałe dla ludzi zjawiska. A Bóg to kto? Genialna postać o wielkich i nadprzyrodzonych mocach czy byt wysoko rozwinięty, zaawansowany technicznie i intelektualnie. Stworzyć człowieka to nie to samo co stworzyć maszynę. Maszyna jest bezduszna a człowiek to taka bardzo skomplikowana maszyna. Składa się z żywej tkanki i komórek. Z różnych płynów i enzymów. Jest ciepły a więc ma swoje własne ogrzewanie. Potrafi sam przetwarzać materię w energię, ma uczucia i samodzielnie myśli. Potrafi się rozmnażać a maszyna nie potrafi tych rzeczy. Najdziwniejsze jest to, że człowiek potrafi czuć litość, smutek, radość, miłość i wszystkie inne uczucia. A czymże te uczucia są? Czy potrafi je ktoś definitywnie zinterpretować. Czy one sprawiają, że jesteśmy ludźmi? Czytam wywody tych niby naukowców w ludzkiej skórze, że radość to stan psychiczny polegający na zadowoleniu i takie tam bla, bla i co z tego wynika? Ano nic bo w sumie wcale nie wyjaśnia czym jest radość i wszystkie inne uczucia. A czym jest miłość? Cóż to takiego jest co potrafi sprawić, że za inną osobę potrafimy życie oddać. Że pamiętamy o zmarłych. Że tęsknimy za kochaną osobą aż do utraty zmysłów, że chcemy jej dotykać, przytulać i podziwiać choć może być leniwa, brzydka i głupia. Że chcemy ją na rękach nosić i dla niej pracować. Czym jest skoro od wielbienia każe nam kraść czy zabijać innego człowieka?! Może tak jak białe światło składające się z wszystkich innych kolorów, miłość jest zlepkiem wszystkich istniejących we wszechświecie uczuć…? Ale czy człowiek dorósł do tego by pojąć sens i znaczenie wszystkich uczuć? Moim zdaniem nie… i dobrze bo kiedy posiądzie tę wiedzę bez wątpienia użyje jej przeciw drugiemu człowiekowi!


Bogdan A. Chmielewski
Bogdanówka dn. 15.06.2021

niedziela, 13 czerwca 2021

Zrozumieć człowieka

Już tak wiele razy zastanawiałem się nad tym kim człowiek jest, że brakuje mi słów by na to pytanie wyczerpująco odpowiedzieć. Odpowiedzi jest tak wiele ale żadna nie daje rzetelnego obrazu a to zawsze wyzwala we mnie cały pakiet uczuć. Od radości poprzez niepewność do lęku, także przez niedowierzanie wręcz do panicznego strachu właśnie przed człowiekiem. Wieści o poczynaniach i dokonaniach ludzi płyną z telewizji, z mediów prasowych, z relacji innych ludzi a także z własnego otoczenia czy przekazu znajomych i samego życia. Pomijając fakt okrucieństwa jakim człowiek szasta na wszystkie strony, poprzez od wieków toczące się wojny także niezrozumiałą, brutalną i bezsensowną przemoc do przerażającej bezduszności nie wiem jak nazwać paraliżującą wręcz obojętność i niechęć do swoich bliskich a więc rodziców. I to o zgrozo dominują w tym dzieci w stosunku do starych rodziców. Niechęć do obcych jeszcze jestem w stanie zrozumieć ale do swoich najbliższych? Do matki, która urodziła syna okrutnika czy do ojca, który sprawił, że poczęcie nastąpiło. A bracia i siostry? Wszak to krew z krwi obojga rodziców a mimo to żrą się o najdrobniejszy element wyposażenia domu rodziców. Coraz częściej i wyraźniej słyszę o poniewieraniu starych rodziców. O wyrzucaniu ich z domu do nędznych domów opieki. Albo pozostawianiu bez opieki i środków do życia. Tak i teraz doszły mnie zatrważające wieści o wręcz znęcaniu się nad niechodzącą osobą. Przeszła dwa zabiegi chirurgiczne na kręgosłupie i mimo zapewnień lekarzy, że wszystko poszło dobrze przestała chodzić. Dwaj synowie mają ją mówiąc kolokwialnie w du..e. Spychają jeden na drugiego obowiązek opieki wytykając, że jeden dostał większe mieszkanie od drugiego to niech się opiekuje matką. Drugi wytyka matce, że rozwodząc się pozbawiła go ojca! Jakiś obłęd lub paranoja. Mieszkający z tą osobą syn na siłę zmusza ją do wstawania ciągnąc za ręce i tym samym przewracając na podłogę. Nie wzywa pielęgniarki do zrobienia zastrzyku. Nie pomaga w dojściu do toalety ani w przygotowaniu posiłków… Nie organizuje wizyt u lekarza rehabilitanta, który być może przywróciłby jej choćby minimalną sprawność ruchową. Słuchałem tego wszystkiego i włos jeżył mi się na głowie na przemian z przerażeniem. Wiara w pomocnych ludzi i rodzinę odeszła w zapomnienie. Myśli jak w tyglu mieszały się w jeden wielki koszmar i totalny brak wiary w dobro osób obcych i bliskich. A kwintesencją tych myśli było pytanie: Po co zakładać rodziny, płodzić i rodzić dzieci kanalie z zapędami sadystycznymi, które tylko zło czynią i kochają tylko dobra materialne i mamonę. Po co kosztem dziesiątków lat ciężkiej pracy płacić państwu podatki, które to państwo w zamian nie potrafi zapewnić starym ludziom przyzwoitej i nie urągającej człowieczeństwu opieki socjalnej. A może czas najwyższy wymóc na Państwie godziwą emeryturę, która bez pomocy dzieci wystarczyłaby na takie miejsce spokojnej starości. Dzisiejsze domy opieki to koszt ok. 3 tyś zł a średnio emeryt dostaje ok 1700 zł… to gdzie ten stary, który tworzył to Państwo ma się podziać? Upadek moralny już nadszedł a upadek ludzkości nadejdzie szybciej niż myślicie. A wy młodzi zastanówcie się nad swoim postępowaniem bo starość szybciej nadchodzi niż sobie z tego sprawę zdajecie.

sobota, 12 czerwca 2021

Chwila refleksji

 

Kiedy, odważnie zakładam że z woli tatusia i mamusi przyszedłem na świat, chociaż nie ukrywam mogło to wydarzyć się również efektem totalnego przypadku. Ot tak zwyczajnie, po północy tatuś z mamusią w dobrych humorach wrócili z sobotniej potańcówki do jednoizbowego mieszkania umiejsco­wionego w dużym mieście Dolnego Śląska. W tam­tych czasach imprezki typu potańcówka były organi­zowane w świetlicach hoteli robotniczych, na wol­nym powietrzu lub aulach zakładów pracy. Oczywi­ście były także nieliczne restauracje z dużymi salami przeznaczonymi do tańca ale tam trzeba było słono płacić a lud dźwigający się z pożogi wojennej był biedny więc korzystał z imprez świetlicowych lub po prostu z wolnego powietrza. Zatem kiedy wrócili do poniemieckiego mieszkanie mieszczącego się na par­terze czteropiętrowej kamienicy zbudowanej w stylu secesji poczuli wolę bożą. Oboje byli w dobrym hu­morze i pod wpływem paru lampek marnego gatunku wina. Prosto z marszu rzucili się na siebie i efektem tego porywu zaistniałem jako planowany lub niepla­nowany dzidziuś płci męskiej. Jednak to tylko wła­sne domysły, ot takie logiczne spekulacje dawnych zdarzeń z życia moich rodziców. Reasumując mogła być pierwsza wersja poczęcia ale i druga przypadko­wa. Tak naprawdę nic z tego nie wynika więc nie ma powodu dla którego trzeba by dociekać z których po­budek przyszedłem na świat. Z chwilą opuszczenia bezpiecznego miejsca w brzuchu mamusi i zaczerp­nięciu pierwszego wdechu powietrza, ślepy, łysy i goły miałem dokładnie gdzieś to czy żyję, jak wyglą­dają rodzice, czy się do mnie śmieją, jakie mają miny, w co mnie ubiorą, jak sam wyglądam, czy je­stem ładny czy brzydki. Jedynie instynktownie wy­czuwałem ciepło matczynego ciała, jej dotyk i jak pozyskać pokarm niezbędny do przeżycia. Nie inte­resowało mnie co jest obok, gdzie jestem, jak jest ani tym bardziej jak będzie kiedy po upływie kilkunastu długich lat stanę się dorosłym i rozumnym osobni­kiem, człowiekiem. Bezzębną paszczą memłałem sutki jej piersi by wyssać z niej to co zawierała czyli niezbędny pokarm, wręcz eliksir życia dla noworod­ka takiego jakim urodziłem się ja. To były pierwsze niezbędne potrzeby i od nich zależało moje być albo nie być w świecie do którego rodzice mnie powołali.

Całkowicie uzależniony od matki, od jej nastroju, humoru, stanu posiadania, zalet czy nałogów i jej macierzyńskiego instynktu bezmyślnie ssałem sobie ciepłe cycuszki jakby niczego innego poza nimi obok mnie nie było. Myśląc z perspektywy upływu lat i nabywanej mądrości, gdyby taki mały osesek miał pełną świadomość egzystencji, jaki jest człowiek na­prawdę, jaki świat tworzą ludzie dorośli, ile krzywd go czeka, niepowodzeń, bólu i trudów bez wątpienia taki maluch straciłby chęć do życia i popełniłby sa­mobójstwo za pomocą śmierci głodowej poprzez zaprzestania ssania życiodajnego cycka!

Jednak matka natura nie jest głupia i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że gdyby dała świadomość nowo narodzonej istocie, ludzkość w bardzo szybkim czasie wymarła by całkowicie a w najlepszym razie zostałoby ludzi tak mało, że to również groziłoby niechybną zagładą homo sapiens. Dlatego nie dała świadomości od samych narodzin ale i nie pozbawiła nas możliwości rozwoju duchowego bo dała wolną wolę i etapową umiejętność nabierania mądrości, świadomości samych siebie i istnienia wszechrzeczy otaczającego nas świata.

Niestety oprócz życia w niewiadomej dała nam także narkomanów, ludzi o wypaczonych poglądach i pomysłach na życie. Idiotów, pazernych polityków, ohydnych zdrajców, nieustępliwych agresorów, bez­litosnych morderców i wszelkiej maści dewiantów ewolucyjnych. I po co to wszystko? Może po to by było nam gorzej i straszniej żyć? A może po to aby nie było nam zbyt nudno? Chociaż kiedy głębiej za­dumam się nad przyczyną otaczającego nas zła do­chodzę do nieuchronnego wniosku, że obdarowała nas tym syfem piekielnym po to żeby wzmocnić na­sze serca i dusze. Wyzwolić w nas odwagę i siłę przetrwania. Pobudzić nieustające pragnienie walki o byt i przetrwanie w świecie wojen i przemocy. Ale czy tak jest naprawdę? Nie wiem. Być może to nie cudownej matki natury wina a samego destrukcyjne­go człowieka. Pazerny do granic zrozumienia o ma­terialnym podejściu do życia człowiek generuje wła­śnie takie energie i wzorce na życie. Inni w myśl sta­rego przysłowia: Kiedy wejdziesz między wrony mu­sisz krakać jak i one, upodabnia się do ogólnych trendów socjalnych i dokłada do ogólnego syfu swo­je z krótkim terminem przydatności do spożycia ce­giełki. Jak na ironię myśli, że to on jest tym dobrym i jedynym mądrym materialistą a nie ci, którym na po­siadaniu wielkich majątków wcale nie zależy bo wolą czuć niż mieć.

Absurdy w kwestii wyższości materialnego ego­izmu nad empatią, uczuciem i altruizmem biją wszel­kie rekordy logiki. Na spokojnych empatów i bezin­teresownych dobroczyńców egoiści patrzą z przy­mrużeniem oka a i niejednokrotnie pukają się dwu­znacznie łysiejące czoła. Dla nich akt spontanicznego wsparcia biedaka jest niezrozumiały.