Link do bloga pt. Poezja, którą da się czytać

Poniżej zamieszczam link do mojego wcześniejszego bloga pt. Poezja, która da się czytać...

http://moja-poezja-proza.blogspot.com

piątek, 16 sierpnia 2013

Fachowcy od siedmiu boleści



Całkiem nie tak dawno zmuszony byłem pójść do lekarza… piszę byłem zmuszony, bo tak naprawdę nie chodzę do lekarzy – mam na nich uczulenie i nie wierzę w ich umiejętności ani wiedzę wyniesioną z uczelni medycznych – chyba, że  absolutnie muszę, bo sam nie mogę sobie z danym problemem  poradzić.  Wolę opatrzyć się domowym sposobem lub korzystać z dobrodziejstwa  ziół, które co prawda wymagają dłuższego leczenia, ale wykazują małą  szkodliwość  w skutkach ubocznych.
Mimo to uważam, że same uczelnie posiadają odpowiedni zasób gromadzonej wiekami wiedzy, którą to przekazują adeptom sztuki medycznej, ale adepci nie koniecznie przykładają się do nauki, a więc brak im solidnego podejścia do uczenia się, na egzaminach ściągają miast wiedzieć, a potem pretendują do wykonywania wysoce odpowiedzialnego zawodu lekarskiego.  No i zasiada w gabinecie taki świeżo upieczony lekarz – nieuk po studiach – od razu ma się za coś lepszego więc traktuje pacjentów  instrumentalnie albo jak natrętne robactwo i z lekceważącą miną patrzy z góry na każdego kto śmie zakłócać jego gabinetowy spokój. Swoje stanowisko  w przychodni nie traktuje jako miejsca pomocy chorym i starym ludziom tylko jako miejsce do zarabiania na życie. Miast przestrzegać etyki lekarskiej i wypracować sobie dobrą opinię i rangę wśród pacjentów, obija się i rozgląda w koło za wyższą płacą.  Jak zawsze w takich przypadkach muszę się zastrzec, że są wyjątki   (i chwała Bogu)od tej poniżającej profesję lekarską kliki, kliki dość licznie reprezentowanej przez  materialnie ustawionych ignorantów i zarazem hańbiących tą jakże szlachetną profesję oszustów, wałkoni  i ściągaczy na egzaminach w uczelni.
Tak więc siedzę pod gabinetem lekarskim do pani doktor K. B. czekam, czekam, cholera mnie bierze  aż wreszcie raczyła się pojawić z 20-to minutowym opóźnieniem… Młoda, dobrze odżywiona, raczej gruba, wysoka  idzie prężnym krokiem, stuka wysokimi obcasami aż echo niesie. Kłóci się ten stukot obcasów z moim wnętrzem,  bo zdecydowanie nie pasuje ten dźwięk do miejsca gdzie siedzą ludzie chorzy. Wchodzi do gabinetu, zamyka za sobą drzwi  i… czekam dalej… kolejne 10 minut… ten czas chyba potrzebny jest pani doktor na ubranie białego fartucha… a może co innego…? Wreszcie słyszę sakramentalne proszę,  więc wchodzę, podaję nazwisko by mogła sięgnąć po właściwą kopertę z historią choroby pacjenta i siadam na krześle mimo, że nie usłyszałem zachęcającego: proszę siadać.
   - Co panu dolega – zapytała wreszcie.
 Zgodnie z powodem mojego przyjścia do przychodni mówię o skaczącym ciśnieniu, o wymiotach, o alergii, astmie atopowej i problemach gastrycznych… zaś pani doktor niewiele mówiąc…  ba nie wypytując  o różne rzeczy uczuleniowe, zwłaszcza że jestem alergikiem, serwuje  mi lek na nadciśnienie i informuje, że ten specyfik działa w nagłych skokach ciśnienia i że wtedy trzeba go wziąć pod język i ciśnienie powinno szybko opaść . Nie zbadała mojego ciśnienia, nie zapytała czy mierzę je w domu… totalnie nic co by pomogło zaordynować konkretny lek, który przede wszystkim zacząłby leczyć moją przypadłość a nie działać w nagłych skokach obniżająco.  Siedzę na tym krześle jak kołek, czekam na badanie a tu nic… pani doktor jest zajęta gapieniem się w monitor komputera więc uznałem, że moja wizyta dobiegła końca. Podniosłem gnaty i z ustawowym „do widzenia” na ustach wyszedłem z gabinetu… Zanim wykupiłem lek poszedłem do domu i w Internecie poszukałem szczegółowych informacji na jego temat. Prawie natychmiast otworzyła się strona z dużą ilością zakładek dotyczących tego leku. Czytam jedną, potem drugą i trzecią… wszędzie mnóstwo przeciwwskazań… między innymi o dozowaniu dla uczuleniowców, a na koniec czytam, że lek ten może powodować zapaść serca… Oczy wytrzeszczyłem, tchu mi brakło więc wyraziłem w myślach przerażenie bo przecież nie poszedłem do lekarza w celach odebrania sobie życia tylko z zamiarem leczenia skoków ciśnienia. Wobec powyższego  recepta poszła do śmietnika… a ja zacząłem terapię ziołową u Ojców Bonifratrów.
Ręce opadają na widok takich lekarzy, ale i fachowców innych branż: mechaników samochodowych, hydraulików, pracowników remontowo- budowlanych, policjantów, urzędników państwowych itd. Jestem absolutnie za tym by karać fuszerów i szkodników w swoich zawodach. Przecież fuszerka daje wymierne straty dla pojedynczych mieszkańców kraju, społeczeństwa i całego systemu Państwa.
Ściągaczy i nieuków pozbawiać prawa wykonywania zawodu i kierować przymusowo do zamiatania ulic, a jak będzie kiepsko zamiatał odbierać zapłatę i obniżać  wysokość emerytury... dotąd aż nabiorą szacunku do drugiego człowieka i do tego co robią na rzecz zleceniodawcy. Pracujących leniwie i  leserów, którzy uważają, że przyjdą do pracy i poobijają się 8 godzin, stopniowo pozbawiać  wszelkich przywilejów jakie dostają od Państwa tj. opieki medycznej, prawa do korzystania z pomocy służb społecznych takich jak straż pożarna, pogotowie ratunkowe czy służb policyjnych… Mógłby taki delikwent korzystać z tych służb jedynie w przypadku pokrycia pełnych kosztów takiej interwencji. Poza tym przed rozpoczęciem nauki na studiach wprowadzić obowiązkowe testy przydatności danej osoby do wybranego przez nią kierunku studiów – jeśli  test wykaże niekompetencję paszoł won do łopaty!

1 komentarz:

  1. Jestem pracownikiem służby zdrowia-personel średni.Zgadzam się w 100% z tym co i komu należało by zrobić.Prawdziwych LEKARZY jest garstka,reszta goni za kasą,ale na to pozwala im NFZ zazębiając dyżury na dwóch różnych końcach miasta,lub ograniczając liczbę przyjęć w poradniach na NFZ.Pan doktor się nie wysila.Kogo nie przyjmie w placówce-przyjdzie prywatnie.

    OdpowiedzUsuń