Żeby wszystko było jasne bohater opowiadania Franek Kiszkiewicz był wysokim mężczyzną o proporcjonalnej do swojego wzrostu wadze ciała i ciepłym spojrzeniu. Był w dojrzałym wieku ale w pełni sprawnym i ruchliwym faciem co sprawiało, że otoczenie mylnie odbierało go o wiele młodziej niż był w rzeczywistości. Nosił się luźno, raczej sportowo, bez szpanu i wszech panującego blichtru bo lubił pełny luz i nieskrępowanie ludzkimi normami mody. Nie znosił krawatu, garnituru i tłocznych przyjęć na których uczestnicy miast się bawić i relaksować z wielką przyjemnością obgadywali jeden drugiego. Lepiej niż służby specjalne lustrowali się wzajemnie i po wyglądzie zewnętrznym oceniali, i szufladkowali kto kim i jakim jest. Ten ma spodnie za krótkie, tamten koszulę dziwnie graniastą.
Ten szczupły ma na szyi zawiązaną apaszkę…bo kto dzisiaj nosi apaszkę plotkarze rozpytywali się wzajemnie. Któryś śmieje się jak szympans chociaż krytykujący nigdy nie widział jak naprawdę i czy w ogóle szympansy się śmieją. Jeszcze inny chodzi jak koczkodan… a jak do cholery chodzi koczkodan? Na dwóch kończynach czy na czterech… a może tylko skacze po gałęziach tropikalnych drzew i ma w dupie chodzenie? Tak naprawdę dziewięćdziesiąt procent obecnych na przyjęciu osób nigdy nie widziało szympansa ani koczkodana więc w jaki sposób ma dawać trafne uwagi jak takie zwierzaki się poruszają. Sąsiadka z czwartego piętra jest za chuda i nie ma porządnych cycków. A ta z parteru jest puszczalska i ubiera się jak idiotka… to znaczy jak bo ja osobiście nie mam pojęcia jak ubiera się idiotka. Pstrokato czy zbyt kolorowo, ma kieckę z małym dekoltem czy zbyt dużym. A może nosi się po swojemu a nie tak jak wszystkie plotkujące kobiety. Myślę sobie, że to nie takie proste. Żeby to trafnie rozszyfrować trzeba zapytać jakiejś obgadywanej, bogu ducha winnej idiotki, mieszkającej w pobliżu gromady nałogowych plotkarzy.
Jak każdy człowiek na świecie Franek miał swoje lęki, wątpliwości i rozważania ale nie należał do osób strachliwych i asekuranckich. Włosy na jego głowie, niegdyś bujne, wiekiem znacznie już przerzedzone, z lekkim startem, czyli łysiną czołową. Jako jeden z niewielu facetów nie miał z tym problemu jednak bez dwóch zdań wolałby dawną gęstą czuprynę niż obecnie rzadki i wiotki porost czaszki. Nie obawiał się innych ludzi o agresywnym charakterze ani luźno biegających po ziemi udomowionych czy dzikich, leśnych zwierząt. Nie bał się ryzyka związanego z życiem ani kobiet o apodyktycznym usposobieniu do płci przeciwnej. Jako doświadczony życiowo człowiek, potrafił mądrymi posunięciami unikać zbędnego ryzyka zawodowego i życiowego. Wychodził z założenia, że nie trzeba losu kusić i pchać się przed przysłowiowy szereg czyli prosto w paszczę niechcianych i niemile odbieranych zdarzeń. Nie zawsze ta taktyka sprawdzała się bo życie kieruje się własnymi prawami i czasami doświadczało Franka dość boleśni i podle. Nie miało to większego wpływu na jego psychikę bo wszystkie zdarzenia jakich doświadczał brał jako nauki wzmacniające jego osobowość i duszę. To z kolei pozwalało mu raczej bezboleśnie przechodzić przez życie a ściślej mówiąc zaliczać spokojnie jego kolejne etapy. Będąc w domu uwielbiał spokój i ciszę, które dawały mu czas i dobry klimat do rozważań, i relaksacji. Dlatego nie oglądał telewizji bo uważał, że z niej płynie wszelkiego rodzaju zło, wyzysk ludzi przez ludzi i agresja do wszystkiego co nas otacza.
Czasami jednak, zwłaszcza wieczorem włączał odbiornik telewizyjny aby obejrzeć jakiś geograficzny albo naukowy program. Te jednak nie były wolne od nachalnych i natrętnych reklam co wkurzało go do łez bo przecież nie płacił abonamentu po to aby oglądać szkodliwe reklamy. Jednak chcąc oglądać programy, które lubi musiał je po prostu znosić. Pod względem technicznym dzielił reklamy na dwie grupy. Pierwsza wyskakująca na ekranie co pół godziny i trwająca na ogól dziesięć minut i druga pojawiająca się w najciekawszych momentach co piętnaście minut ale trwająca zdecydowanie krócej bo około pięciu minut. Żadnej formy nie akceptował i nigdy nie mógł zdecydować, którą z narzuconej konieczności woli. Nigdy nie zdarzało się aby cierpliwie wytrzymał czas prezentowanej reklamy do końca dlatego wymyślił sobie, że będzie przerzucał oglądany program telewizyjny na inny i w ten sposób przetrzyma ten moment bezboleśnie. Niestety zastosowany sposób zawiódł ponieważ na innych programach, w tym samym czasie, także nadawali reklamy! Zupełnie jakby wszyscy operatorzy się zmówili przeciwko niemu - koszmar. Wobec powyższego czas reklamy wykorzystywał w kuchni na zrobienie sobie herbaty, tylko ile razy można robić herbatę kiedy reklamy wyskakują co pół godziny, albo co piętnaście minut? Chcąc nie chcąc nauczył się nie zwracać na nie uwagi i w tym czasie, najczęściej bezmyślnie gapił się w ekran nie najnowszego już telewizora. Zdarzało się bardzo rzadko, że czasami coś z reklam docierało do jego świadomości i tak było tym razem. A mianowicie zanim zobaczył najpierw usłyszał o „rewelacyjnym” środku, który rzekomo powoduje szybką regenerację i rewelacyjny odrost pogubionych wcześniej włosów z łysiejącej łepetynie. Skupił uwagę na tej niebywałej, wręcz sensacyjnej wieści i zaczął się uważniej wsłuchiwać w możliwości tego „fantastycznego” cuda o nazwie „Biotebal”.
Reklamowy specyfik brzmiał dość interesująco ale Franek nauczony przykrym doświadczeniem wiedział, że na ogół wszystko z reklam jest mocno naciągane, przerekla-mowane i niewiele warte toteż nie podniecał się tą sensacją zbyt mocno. Prawem serii kilka dni z rzędu reklamowy Biotebal dźgał go w uszy i w oczy aż wzbudził w nim zaciekawienie i nadzieję. W końcu pomyślał: kupił nie kupił, nie wiele straci gdy spróbuje zjeść kilka tabletek na porost włosów. Dojrzawszy do podjęcia ryzyka, ubrał się, wyszedł z domu i skierował do najbliższej apteki. Dotarłszy do celu wszedł do środka po czym wyczerpująco wypytał aptekarkę o skuteczność specyfiku i cenę. Pani wyjaśniła dokładnie i przekonywająco, że prawdą jest odrastanie i regeneracja wątłych włosów, jednocześnie poinformowała o dość wysokiej cenie preparatu. Wyjaśniła także, że kuracja powinna mieć dłuższy zakres czasowy po-nieważ przyjęcie jednego opakowania leku nie wiele pomoże. Jednocześnie zasugerowała, że widoczne efekty w leczeniu nastąpią dopiero po przyjęciu minimum czterech opa-kowań tego specyfiku. Oswoiwszy się z info-rmacją Franek postanowił zakupić jedno opakowanie i spróbować na własnej osobie co z tego wyniknie. Wróciwszy do domu zapoznał się z treścią ulotki opisującej właściwości stosowania leku i zgodnie z zaleceniami farmakologów rozpoczął przyjmowanie magicznego Biotebalu. Czas dość szybko płynął, „cudownych„ tabletek ubywało aż wreszcie Franek zjadł wszystkie i niczego wyrastającego na głowie nie zobaczył. Lekko poirytowany brakiem reakcji, przypomniał sobie prorocze słowa aptekarki na temat przyjmowania większej ilości rzeczonego leku. Krótko wahał się czy wchodzić głębiej w niepewną kurację i kupić następne opakowanie czy zrezygnować z powodu braku ewidentnie widocznych efektów na jego głowie. W końcu doszedł do wnioski: skoro już zapłacił za pierwszą partię „leku” podejmie kontynuację dalszej terapii, a potem zobaczy czy zdała się psu na budę czy przyniosła zachwalany w reklamie, pozytywny efekt. Ba nawet sobie wyobraził bujną czuprynę na łysych startach i czubku czaszki. Z wolna podszedł do lustra, zaczesał to co na jego głowie jeszcze zostało ale przerzedzona ilość włosów nie bardzo chciała się dobrze poukładać. Przy czesaniu włosy układały się w pasemka między którymi prześwitywała biała skóra. Po kilku próbach odłożył grzebień na swoje miejsce i skarcił się za swoją próżność:
- Chłopie co z tobą, odbiło ci czy co!? Stoisz przed lustrem jak baba i kombinujesz jak koń pod górę.
- A tam zaraz odbiło – odpowiedział sam sobie.
- Przecież nie ma nic złego w tym, że chciałbym mieć gęściejszą fryzurę.
- No nie ma, ale matka natura ma swoje prawa i etapy, a łysienie jest jak najbardziej naturalne – rozpoczął zbędny dialog sam ze sobą.
- Niby tak, jednak musisz przyznać, że każdy facet żyjący na ziemi chciałby ładniej wyglądać niż łysy i pomarszczony grzyb.
- Co z tobą? Straciłeś pokorę i akceptację nieuchronnego przemijania?
- A tak jakoś mnie naszło ale to nie zmienia postaci rzeczy, że dalsza kuracja będzie.
- Ok. Idź i trać pieniądze na darmo – odezwała się racjonalna natura.
- Skoro już wydałem kasę na pierwszą turę to wydam na resztę. Przynajmniej dowiem się czy ten reklamowany specyfik działa tak jak go reklamują.
- A tam działa… kolejny przekręt farmakologicznych przekrętasów.
- Mów sobie co chcesz, idę do apteki i już.
I poszedł. Kupił trzy opakowania aby po spożyciu drugiego nie musiał lecieć po trzecie i czwarte. Wrócił do domu z mieszanymi uczuciami ale skoro dokonał zakupu, teraz nie ma już odwrotu. Zażyje wszystkie tabletki i będzie się cieszył bujną czupryną. Oj nie bójcie się, nie połknie wszystkich naraz tylko będzie przyjmował zgodnie z zaleceniami spisanymi na ulotce leku. No i kontynuował reklamową kurację przez kilka miesięcy nie omieszkując co kilka dni zerkać w lustro.
Zerkał, przyglądał się swoim bezwłosym startom na głowie i niczego dostrzec nie zdołał ale zauważył i to dość wyraźnie bujniejsze i dłuższe owłosienie na torsie i miejscach łonowych. Brzuch, okolice pępka i pod nim także były pokryte ciemnym, i bujnym zarostem. Co do cholery? To włosy na głowie miały mi odrosnąć a nie tam gdzie ich nie potrzebuję, gdzie są mi obojętne.
- Jak ja z tym futrem wyglądam – warknął do lustra Franek.
- Wyglądam jak jaskiniowiec z tym owłosieniem klaty i reszty ciała a łepetyna dalej łysa i przerzedzona jak sito!
- A nie mówiłem? Nie przestrzegałem usłyszał głos swojego wnętrza.
- Mówiłeś, mówiłeś więc teraz mądralo powiedz mi co z tą sierścią zrobić?
- Weź kuracje na łysienie hi hi hi – Franek usłyszał szyderczy śmiech samego siebie….
Bogdan A. Chmielewski
Bogdanówka dn. 13.02.2022