Link do bloga pt. Poezja, którą da się czytać

Poniżej zamieszczam link do mojego wcześniejszego bloga pt. Poezja, która da się czytać...

http://moja-poezja-proza.blogspot.com

sobota, 10 grudnia 2022

Moja Przepowiednia

W trakcie jednej z medytacji spłynęły na mnie przerażające obrazy. Ujrzałem nadchodzącą szybko i nieuchronnie przyszłość. Widząc te obrazy jakby w jednym czasie zrozumiałem, że już bliska jest chwila kiedy nastaną apokaliptyczne czasy. Wielkie mocarstwa przy pomocy wyniszczających wojen będą zagarniać mniejsze państwa. Upadnie infrastruktura i przemysł. Wśród ludzi zapanuje drożyzna i strach przed okrucieństwem. Szacunkiem i empatią będą się darzyć tylko ci, którzy zostali napadnięci, okaleczeni wojną i wyniszczeni. Wyschną mniejsze rzeki, a wielkie staną się zatrutymi strumykami. Wszelkie życie przestanie w nich istnieć. Na skutek bezmyślnego działania człowieka umrą wielkie dżungle i zostaną zdziesiątkowane lasy. Mniejsze krzewy i rośliny zostaną wypalone słońcem i suszą. Reszta flory, która zostanie będzie karłowata, kolczasta i poskręcana. Nadmiernie eksploatowana, wyjałowiona i pozbawiona wody ziemia przestanie rodzić zboża i warzywa. Dzikie rośliny, trawy i grzyby uschną i przestaną się odradzać. Zwierzęta na skutek suszy i skąpej roślinności wymrą w przerażającej mierze. Zostaną tylko te najsilniejsze, które zdołają się przystosować do nowych, ekstremalnych warunków. Zwierzęta domowe na skutek braku świeżych traw, chemicznej paszy i dziwnych, ekspansywnych chorób przestaną dawać mleko, a ptactwo przestanie znosić jaja. Mięso zwierząt nie będzie nadawało się do jedzenia. Człowiek będzie żył jak odludek. Nikt nie będzie spotykał się towarzysko przy jednym stole. Na skutek pojawiających się co i rusz nowych ruchów wyzwoleńczych zaniknie kultura i obyczaje. Nie będzie kościołów. Z tych samych powodów ludzie przestaną wchodzić w związki małżeńskie. Dzieci będą rodzić się samopas a w konsekwencji tylko w laboratoryjnych próbówkach. Bez matczynych uczuć wyrosną na cynicznych i agresywnych egoistów. Wszędzie będzie szerzyć się przemoc, mord, głód i paniczny strach przed innym człowiekiem. Każdy kto zdoła przeżyć będzie opuszczał swoje domostwa i uciekał z powalonych wojnami miast. Będzie usilnie szukał bezpieczeństwa i warunków do przeżycia w górach i pozostałych resztkach lasów. Bez aktywnych szkół nastąpi powolna degradacja intelektualna ludzkości. Analfabetyzm będzie tak wielki, że ludzie zatracą umiejętność pisania i czytania. Znikną z życia telefony komórkowe, telewizja, samochody a wszelki postęp techniczny zostanie zatracony i wtedy człowiek zacznie żyć zgodnie z prawami matki natury, która powoli dźwignie się ze zniszczeń i ludzkiej pożogi…

Bogdan A. Chmielewski

Bogdanówka dn. 10.12.2022


czwartek, 1 września 2022

Kruchość istnienia

 Nie sądzę by było wśród nas dużo ludzi myślących perspektywicznie i realnie. Siadających w wolnej chwili przed domem czy gdziekolwiek indziej, na zielonej ławeczce, wśród falujących traw i kwiatów. W lesie na pniu powalonej wiatrem brzozy czy w ciszy natury zastanawia się nad życiem, rodziną, sąsiadem, dobytkiem, bezpieczeństwem, trwałością otoczenia, uwarunkowaniem człowieka w obecnym świecie czy społecznej egzystencji. Na ogół każdy żyje, rano wstaje, pracuje, gdzieś pędzi, stara się zarabiać na utrzymanie. Pije gorzałkę, truje się nikotyną i toksycznym jadłem. Kiedy głodny idzie coś zjeść. Gdy zmęczony jedzie nad morze wypocząć. Gdy ubranie się zniszczy idzie do sklepu kupić kolejne ciuchy. Gdy zdrowotnie niedomaga idzie do lekarza a ten ordynuje receptę z odpowiednimi lekami. Gdy chce porozmawiać ma pod ręką żonę, dzieci, innych ludzi. Gdy ma wolny czas siada przed telewizorem i pozwala się innym cwaniakom manipulować! Gdyby co drugi człowiek myślał o tym, wiedziałby, że wszystko co ma łącznie z pięknym życiem, wszystko czego się dorobił, kupił, zrobił sam i niby bezpiecznie posiada jest kruche jak szklanka z której pije poranną kawę. A ja tak. Bardzo często zastanawiam się nad życiem, bezpieczeństwem i rozważam różnych możliwości matki natury. Ziemia jest bardzo niebezpiecznym miejscem we wszechświecie. Są trzęsienia ziemi, wybuchy wulkanów, wielkie powodzie, gradobicia, zjawiska zwane tsunami i przerażające susze. Także katastrofy ekonomiczne i niebezpiecznie destrukcyjni ludzie, którzy z pobudek czysto egoistycznych, chorobliwego przymusu nadmiernego posiadania i morderczych instynktów prowadzą bezustanne wojny.

Najbardziej lubię siedzieć przed domem późnym wieczorem, kiedy automat wyłącza drogowe lampy. Wychodzę przed dom, siadam właśnie na zielonej ławeczce, opieram plecy o ciepłą ścianę, zadzieram głowę i patrzę w tajemnicze niebo. Mówię tu o bezchmurnym niebie kiedy widać na nim miliardy, biliony tajemniczo mrugających gwiazd. Jedne są ledwo widoczne, inne jasne i dobrze widoczne. Podziwiam gwiazdozbiór w postaci Wielkiego wozu, zimą Oriona i wiele innych obiektów. Czasem na tle gwieździstego nieba widzę śmigającego nietoperza, czasem zbłąkanego ptaka. Patrząc uważnie można dojrzeć spalający się meteoryt, satelitę albo mrugający zielono czerwonym światłem ostrzegawczym samolot. Jest widoczny tylko dzięki światłu jakie wysyła ku informacji, że tam właśnie jest. Dzięki temu mrugającemu punkcikowi i obecnej wojnie w Ukrainie uzmysłowiłem sobie jak bardzo kruche jest to wszystko czego żyjąc doświadczam. Takiego wysoko lecącego samolotu w dzień nie widać i nie słychać. Wystarczy, żeby jakiś wojskowy psychol dał rozkaz ataku z tak dużej wysokości. W dzisiejszych czasach technika pozwala na celne rażenie z takich wysokości. Bum... i nagle wszystko co miałeś przestaje istnieć! Nagle nie ma rodziny, domu, mebli, łóżka do spania i lodówki z niezbędnym jedzeniem. Nie ma łazienki, prądu i gazu. Nie ma ubrań i gdzie schronić się przed zimnem i deszczem. Jeśli przeżyłeś jak będziesz żyć bez tego wszystkiego w czym żyłeś i mieszkałeś. Czym, kim będziesz bez tego wydawać by się mogło standardowego dostatku na który i tak ciągle narzekasz. Że przestarzały, niemodny, skromny! Teraz nie mając nic też będziesz narzekał?

B.A.C.

czwartek, 24 marca 2022

Smutek i łzy

Smutek jest częścią życia,

Radość pyłkiem oddechu,

Miłość uśmiechem serca,

Reszta zaś beczką śmiechu,


Kwiaty niosą nadzieję,

Dary chuć, pożądanie,

Wojna strach i zniszczenie,

Śmierć, łzy i wybaczenie,


Trudno wybaczyć czyny,

Nieludzkie, krwią zhańbione,

Trudno odnaleźć dusze,

W pożodze walk zgubione,


Krzyczą groby przedwcześnie,

Płaczą matki zbyt często,

Cierpią niewinne dusze,

Z krzyżem w dłoni za męstwo,


Po cóż medale chwały.

Po cóż wzniosłe mogiły

Gdy giną małe dzieci

I bracia... i mąż miły…


Bogdan A. Chmielewski

Bogdanówka dn. 24.03.2022


niedziela, 13 lutego 2022

Kuracja na łysienie

       Żeby wszystko było jasne bohater opo­wiadania Franek Kiszkiewicz był wysokim mężczyzną o proporcjonalnej do swojego wzrostu wadze ciała i ciepłym spojrzeniu. Był w dojrzałym wieku ale w pełni spraw­nym i ruchliwym faciem co sprawiało, że otoczenie mylnie odbierało go o wiele mło­dziej niż był w rzeczywistości. Nosił się luź­no, raczej sportowo, bez szpanu i wszech panującego blichtru bo lubił pełny luz i nie­skrępowanie ludzkimi normami mody. Nie znosił krawatu, garnituru i tłocznych przy­jęć na których uczestnicy miast się bawić i relaksować z wielką przyjemnością obgady­wali jeden drugiego. Lepiej niż służby spe­cjalne lustrowali się wzajemnie i po wyglą­dzie zewnętrznym oceniali, i szufladkowali kto kim i jakim jest. Ten ma spodnie za krótkie, tamten koszulę dziwnie graniastą.

Ten szczupły ma na szyi zawiązaną apasz­kę…bo kto dzisiaj nosi apaszkę plotkarze rozpytywali się wzajemnie. Któryś śmieje się jak szympans chociaż krytykujący nigdy nie widział jak naprawdę i czy w ogóle szympan­sy się śmieją. Jeszcze inny chodzi jak kocz­kodan… a jak do cholery chodzi koczkodan? Na dwóch kończynach czy na czterech… a może tylko skacze po gałęziach tropikalnych drzew i ma w dupie chodzenie? Tak napraw­dę dziewięćdziesiąt procent obecnych na przyjęciu osób nigdy nie widziało szympansa ani koczkodana więc w jaki sposób ma da­wać trafne uwagi jak takie zwierzaki się po­ruszają. Sąsiadka z czwartego piętra jest za chuda i nie ma porządnych cycków. A ta z parteru jest puszczalska i ubiera się jak idiotka… to znaczy jak bo ja osobiście nie mam pojęcia jak ubiera się idiotka. Pstroka­to czy zbyt kolorowo, ma kieckę z małym de­koltem czy zbyt dużym. A może nosi się po swojemu a nie tak jak wszystkie plotkujące kobiety. Myślę sobie, że to nie takie proste. Żeby to trafnie rozszyfrować trzeba zapytać jakiejś obgadywanej, bogu ducha winnej idiotki, mieszkającej w pobliżu gromady na­łogowych plotkarzy.

Jak każdy człowiek na świecie Franek miał swoje lęki, wątpliwości i rozważania ale nie należał do osób strachliwych i aseku­ranckich. Włosy na jego głowie, niegdyś buj­ne, wiekiem znacznie już przerzedzone, z lekkim startem, czyli łysiną czołową. Jako jeden z niewielu facetów nie miał z tym pro­blemu jednak bez dwóch zdań wolałby daw­ną gęstą czuprynę niż obecnie rzadki i wiot­ki porost czaszki. Nie obawiał się innych lu­dzi o agresywnym charakterze ani luźno bie­gających po ziemi udomowionych czy dzi­kich, leśnych zwierząt. Nie bał się ryzyka związanego z życiem ani kobiet o apodyk­tycznym usposobieniu do płci przeciwnej. Jako doświadczony życiowo człowiek, potra­fił mądrymi posunięciami unikać zbędnego ryzyka zawodowego i życiowego. Wychodził z założenia, że nie trzeba losu kusić i pchać się przed przysłowiowy szereg czyli prosto w paszczę niechcianych i niemile odbieranych zdarzeń. Nie zawsze ta taktyka sprawdzała się bo życie kieruje się własnymi prawami i czasami doświadczało Franka dość boleśni i podle. Nie miało to większego wpływu na jego psychikę bo wszystkie zdarzenia jakich doświadczał brał jako nauki wzmacniające jego osobowość i duszę. To z kolei pozwalało mu raczej bezboleśnie przechodzić przez życie a ściślej mówiąc zaliczać spokojnie jego kolejne etapy. Będąc w domu uwielbiał spokój i ciszę, które dawały mu czas i dobry klimat do rozważań, i relaksacji. Dlatego nie oglądał telewizji bo uważał, że z niej płynie wszelkiego rodzaju zło, wyzysk ludzi przez ludzi i agresja do wszystkiego co nas otacza.

Czasami jednak, zwłaszcza wieczorem włączał odbiornik telewizyjny aby obejrzeć jakiś geograficzny albo naukowy program. Te jednak nie były wolne od nachalnych i natrętnych reklam co wkurzało go do łez bo przecież nie płacił abonamentu po to aby oglądać szkodliwe reklamy. Jednak chcąc oglądać programy, które lubi musiał je po prostu znosić. Pod względem technicznym dzielił reklamy na dwie grupy. Pierwsza wyskakująca na ekranie co pół godziny i trwająca na ogól dziesięć minut i druga po­jawiająca się w najciekawszych momentach co piętnaście minut ale trwająca zdecydowa­nie krócej bo około pięciu minut. Żadnej for­my nie akceptował i nigdy nie mógł zdecydo­wać, którą z narzuconej konieczności woli. Nigdy nie zdarzało się aby cierpliwie wytrzy­mał czas prezentowanej reklamy do końca dlatego wymyślił sobie, że będzie przerzucał oglądany program telewizyjny na inny i w ten sposób przetrzyma ten moment bezbole­śnie. Niestety zastosowany sposób zawiódł ponieważ na innych programach, w tym sa­mym czasie, także nadawali reklamy! Zupeł­nie jakby wszyscy operatorzy się zmówili przeciwko niemu - koszmar. Wobec powyż­szego czas reklamy wykorzystywał w kuchni na zrobienie sobie herbaty, tylko ile razy można robić herbatę kiedy reklamy wyska­kują co pół godziny, albo co piętnaście mi­nut? Chcąc nie chcąc nauczył się nie zwra­cać na nie uwagi i w tym czasie, najczęściej bezmyślnie gapił się w ekran nie najnowsze­go już telewizora. Zdarzało się bardzo rzad­ko, że czasami coś z reklam docierało do jego świadomości i tak było tym razem. A mianowicie zanim zobaczył najpierw usły­szał o „rewelacyjnym” środku, który rzeko­mo powoduje szybką regenerację i rewela­cyjny odrost pogubionych wcześniej włosów z łysiejącej łepetynie. Skupił uwagę na tej niebywałej, wręcz sensacyjnej wieści i zaczął się uważniej wsłuchiwać w możliwości tego „fantastycznego” cuda o nazwie „Biotebal”.

Reklamowy specyfik brzmiał dość intere­sująco ale Franek nauczony przykrym do­świadczeniem wiedział, że na ogół wszystko z reklam jest mocno naciągane, przerekla-mowane i niewiele warte toteż nie podniecał się tą sensacją zbyt mocno. Prawem serii kilka dni z rzędu reklamowy Biotebal dźgał go w uszy i w oczy aż wzbudził w nim zacie­kawienie i nadzieję. W końcu pomyślał: ku­pił nie kupił, nie wiele straci gdy spróbuje zjeść kilka tabletek na porost włosów. Doj­rzawszy do podjęcia ryzyka, ubrał się, wy­szedł z domu i skierował do najbliższej apte­ki. Dotarłszy do celu wszedł do środka po czym wyczerpująco wypytał aptekarkę o skuteczność specyfiku i cenę. Pani wyjaśniła dokładnie i przekonywająco, że prawdą jest odrastanie i regeneracja wątłych włosów, jednocześnie poinformowała o dość wysokiej cenie preparatu. Wyjaśniła także, że kuracja powinna mieć dłuższy zakres czasowy po-nieważ przyjęcie jednego opakowania leku nie wiele pomoże. Jednocześnie zasugerowa­ła, że widoczne efekty w leczeniu nastąpią dopiero po przyjęciu minimum czterech opa-kowań tego specyfiku. Oswoiwszy się z info-rmacją Franek postanowił zakupić jedno opakowanie i spróbować na własnej osobie co z tego wyniknie. Wróciwszy do domu za­poznał się z treścią ulotki opisującej właści­wości stosowania leku i zgodnie z zalecenia­mi farmakologów rozpoczął przyjmowanie magicznego Biotebalu. Czas dość szybko płynął, „cudownych„ tabletek ubywało aż wreszcie Franek zjadł wszystkie i niczego wyrastającego na głowie nie zobaczył. Lekko poirytowany brakiem reakcji, przypomniał sobie prorocze słowa aptekarki na temat przyjmowania większej ilości rzeczonego leku. Krótko wahał się czy wchodzić głębiej w niepewną kurację i kupić następne opa­kowanie czy zrezygnować z powodu braku ewidentnie widocznych efektów na jego gło­wie. W końcu doszedł do wnioski: skoro już zapłacił za pierwszą partię „leku” podejmie kontynuację dalszej terapii, a potem zobaczy czy zdała się psu na budę czy przyniosła za­chwalany w reklamie, pozytywny efekt. Ba nawet sobie wyobraził bujną czuprynę na ły­sych startach i czubku czaszki. Z wolna podszedł do lustra, zaczesał to co na jego głowie jeszcze zostało ale przerzedzona ilość włosów nie bardzo chciała się dobrze po­układać. Przy czesaniu włosy układały się w pasemka między którymi prześwitywała bia­ła skóra. Po kilku próbach odłożył grzebień na swoje miejsce i skarcił się za swoją próż­ność:

- Chłopie co z tobą, odbiło ci czy co!? Sto­isz przed lustrem jak baba i kombinujesz jak koń pod górę.

- A tam zaraz odbiło – odpowiedział sam sobie.

- Przecież nie ma nic złego w tym, że chciałbym mieć gęściejszą fryzurę.

- No nie ma, ale matka natura ma swoje prawa i etapy, a łysienie jest jak najbardziej naturalne – rozpoczął zbędny dialog sam ze sobą.

- Niby tak, jednak musisz przyznać, że każdy facet żyjący na ziemi chciałby ładniej wyglądać niż łysy i pomarszczony grzyb.

- Co z tobą? Straciłeś pokorę i akceptację nieuchronnego przemijania?

- A tak jakoś mnie naszło ale to nie zmie­nia postaci rzeczy, że dalsza kuracja będzie.

- Ok. Idź i trać pieniądze na darmo – ode­zwała się racjonalna natura.

- Skoro już wydałem kasę na pierwszą turę to wydam na resztę. Przynajmniej do­wiem się czy ten reklamowany specyfik dzia­ła tak jak go reklamują.

- A tam działa… kolejny przekręt farma­kologicznych przekrętasów.

- Mów sobie co chcesz, idę do apteki i już.

I poszedł. Kupił trzy opakowania aby po spożyciu drugiego nie musiał lecieć po trze­cie i czwarte. Wrócił do domu z mieszanymi uczuciami ale skoro dokonał zakupu, teraz nie ma już odwrotu. Zażyje wszystkie tablet­ki i będzie się cieszył bujną czupryną. Oj nie bójcie się, nie połknie wszystkich naraz tyl­ko będzie przyjmował zgodnie z zaleceniami spisanymi na ulotce leku. No i kontynuował reklamową kurację przez kilka miesięcy nie omieszkując co kilka dni zerkać w lustro.

Zerkał, przyglądał się swoim bezwłosym startom na głowie i niczego dostrzec nie zdo­łał ale zauważył i to dość wyraźnie bujniej­sze i dłuższe owłosienie na torsie i miej­scach łonowych. Brzuch, okolice pępka i pod nim także były pokryte ciemnym, i buj­nym zarostem. Co do cholery? To włosy na głowie miały mi odrosnąć a nie tam gdzie ich nie potrzebuję, gdzie są mi obojętne.

- Jak ja z tym futrem wyglądam – warknął do lustra Franek.

- Wyglądam jak jaskiniowiec z tym owło­sieniem klaty i reszty ciała a łepetyna dalej łysa i przerzedzona jak sito!

- A nie mówiłem? Nie przestrzegałem usły­szał głos swojego wnętrza.

- Mówiłeś, mówiłeś więc teraz mądralo powiedz mi co z tą sierścią zrobić?

- Weź kuracje na łysienie hi hi hi – Franek usłyszał szyderczy śmiech samego siebie….

Bogdan A. Chmielewski

Bogdanówka dn. 13.02.2022

środa, 19 stycznia 2022

Dziadka urodziny

 Płonie ogień pod fajerką,

Iskrą strzela palenisko,

Kocioł pyka, głośno syczy,

Babka weń ładuje wszystko,


Pcha marchewkę i pietruszkę,

Kluchy żytnie dłonią rwane,

Czosnek z natką i cebulę,

Groch, kartofle i śmietanę,


Na wierzch szczypior posiekany,

Grube skwarki ze słoninki,

Jakby goście nie dojedli,

Resztę zjedzą babci świnki,


Dzisiaj dziadka urodziny,

Sto lat stuka mu bez mała,

Babka tremę ma wszak zupy

Dawno już nie gotowała,


A tu goście zjadą chmarą,

Bliżsi, dalsi i sąsiedzi,

Ksiądz z parafii i listonosz,

Także dziadka dziś odwiedzi,


Senior - wieśniak z krwi i kości,

Wczoraj ważył swoją zupę,

Cały dzień z wielkiego kotła

Smród wypuszczał na chałupę,


Kropelkami bimber kapał,

Aż nakapał pełną kankę,

Dziadek zalał się przy pracy

I uraczył wnuczkę Hankę,


Dobrze dwojgu razem było,

Toteż chlali aż do rana…

Dziadek zwalił się przy stole,

Hanka w trupa śpi pijana,


Babka widząc stan libacji,

Wznosi lament do świętego,

Że też Pan Bóg mnie obdarzył

Tą gangreną i lebiegą…


Miast pracować przy obejściu,

Całe życie bimber pędzi,

Potem pije, wnuki psuje

I bez przerwy w domu zrzędzi,


Czekaj no ty stary pryku,

Jestem lekiem twym skutecznym,

Brudną ścierą w pysk dostaniesz

I odlecisz w świat na wstecznym,


Bierze męża za otrzewy,

Trzepie nim na wszystkie strony,

Chłop oniemiał wszak na kacu,

Buzi chciał od starej żony,


A tymczasem miast buziaka,

Starą szmatą w gębę zbiera,

Czort się zbudził w mojej babie,

Czy też gorsza ci cholera?


Bierz się zaraz do sprzątania

Piszczy zołza jak mysz z sidła,

Umyj ręce po zacierze,

A nie żałuj sobie mydła,


Zaraz goście zewsząd zjadą

Urodziny wszak dziś święcisz,

A ty gapisz się jak przygłup

I po izbie jak smród kręcisz.


Dziad ogarnął się co nieco,

Z grubsza włos przeczesał marny,

Patrząc w lustro westchnął z żalem:

Kiedyś miałem fryzur czarny,


Teraz czacha pustką świeci,

Siwe kłaki niczym chmura,

Babka tylko na mnie wrzeszczy,

Ani spojrzy dziewka która,


Tedy bimber mą pociechą,

Zawsze miły i przyjazny,

Czasem zwali mnie na łóżko,

Czasem sprawia żem znów ważny,


Za to Hanka, starsza wnuczka,

Gada ze mną jak należy,

I przymili się czasami…

I z pomocą ku mnie bieży,


Wiatr z południa rozwiał chmury,

Czas okrutny szybko leci,

Słonko wisząc tuż nad głową,

Do chałupy oknem świeci,


Pierwsi goście już nadchodzą,

Babka sadza ich do stołu,

A że długi na trzy metry,

Wszyscy zmieszczą się pospołu,


Z każdą chwilą coraz więcej,

Coraz gwarniej, coraz ciaśniej,

Okna stoją już otworem…

I w chałupie jakby jaśniej,


Babka wielki sagan taszczy,

Ten zaś dymi ciepłym jadłem,

Wielkie pajdy na półmisku

Z wytopionym świńskim sadłem,


Jest cebula bez sukienki,

Czosnek wielki jak żołędzie

I słonina w pieprz ubrana,

Oj wyżerka ostra będzie,


W salaterki leją zupę,

To grochówka na słoninie,

Dziadek niesie już samogon,

Oj obyczaj nam nie zginie,


Jedzą goście z wielkich misek,

Piją bimber z grubych szklanek

A jak kogo groch przydusi

Gna jak zając wprost na ganek.


Tam wahluje to i owo...

Rzekłbym dłonią portki trzepie,

Kot zmuszony do odwrotu

Wybałuszył żółte ślepie,


Kici, kici pierdziel woła

Za pędzącym w krzaki futrem,

Pewnie wróci po imprezie,

Z nadchodzącym cicho jutrem,


Tak to bywa moi drodzy,

Chłopskie jadło proste, smaczne,

Zaprawiane czosnkiem, grochem,

Dla mieszczucha jest dziwaczne.


Bogdan A. Chmielewski

Bogdanówka dn. 19.01.2022