Pewnego deszczowego dnia nieco spóźniłem się z otwarciem
mojego małego sklepiku. Nie pamiętam już z jakiej przyczyny
zdarzyło się owe spóźnienie ale zdarzyło się i co najważniejsze
utkwiło bezwiednie w mojej pamięci na długie, późniejsze
lata mojego życia. Otóż wchodząc do przedsionka
pomieszczenia z którego między innymi punktami sklepowo usługowymi
jest usytuowane wejście do mojego sklepiku, spostrzegłem stojącą,
lekko przemoczoną deszczem dziewczynę. Zwróciłem na nią
baczniejszą uwagę bo poczułem jej poplątane energie, silny
niepokój i wydała mi się jakaś zagubiona. Stała nieśmiało jak
wylękniony dzieciak z roztrzepanymi bezwładnie, opadającymi wzdłuż
boków szczupłej twarzy włosami. Osadzone w twarzy ładne oczy
sprawiały wrażenie zupełnie nieobecnych. Były pozbawione blasku i
radości życia przez co szczupła twarz nie wyrażała żadnych
emocji prócz smutku.
- Pani czeka na mnie – zapytałem automatycznie.
Unosząc nieco wyżej głowę spojrzała na mnie jakby nie rozumiała
co do niej powiedziałem. Mimo jasno wyartykułowanego pytanie
jej pełnego kształtu usta pozostawiały moje zapytanie bez
odpowiedzi toteż pomyślałem, że nie usłyszała o co zapytałem.
- Pani do mnie – ponownie zwróciłem się do czekającej w
przedsionku sklepowym dziewczyny.
- Do pana? Nie… chyba nie… chociaż, może tak – dukała
urywane i chaotyczne zdania.
- Proszę o chwilkę cierpliwości… Już otwieram…
- Nie spieszę się – uspokoiła mój pośpiech w czynności
otwierania sklepu.
- To dobrze, bo ja też mam dużo czasu…
- Tak. Wiem…
- A skąd pani wie? Nie widziałem tu pani w roli kupującej klientki
– zapytałem żartobliwie.
- Jest pan zapracowany twórczo więc nie zwraca pan uwagi na takie
dziewczyny jak ja.
- Tak. To rzeczywiście prawda. Jestem zapracowany ale nie aż tak
bardzo żeby nie zapamiętać twarzy ładnej dziewczyny. Poza
tym jestem też wzrokowcem więc tym bardziej zapamiętałbym pani
smutną twarz.
- Jest pan tutaj znanym człowiekiem.
- Doprawdy – bąknąłem zaskoczony tym co usłyszałem.
- Nawet nie zdaje sobie pan sprawy z tego jak bardzo.
- Nie zdaję…
- Pójdę już… do widzenia – nie czekając na moją reakcję
wykonała płynnym ruchem zwrot i skierowała dość szybkim krokiem
w stronę wyjścia.
- Ok. Rozumiem. Proszę zajrzeć tu jeszcze – nie zdążyłem
dokończyć zdania bo zniknęła mi z pola widzenia.
Kiedy ucichły już odgłosy jej kroków zastanowiłem się nad tym
zdarzeniem i od razu przyszło mi na myśl, że jest w głębokiej
rozterce i szuka wsparcia bratniej duszy.
- Szkoda, że się spłoszyła i tak szybko odeszła. Na pewno
potrzeba jej wsparcia a ja może zdołałbym jej pomóc w tej
trudnej chwili? Mam duże doświadczenia w takich sprawach wszak sam
doświadczałem wielu katastrof życiowych bo czyż nie jest
najlepszym wsparciem ktoś kto tyle smutków przeżył co ja? Kto
lepiej potrafi zrozumieć cierpiącego niż ten, który sam wiele
razy cierpiał?
Kiedy pojawił się pierwszy klient, potem drugi, trzeci i kolejny
dziewczyna ze smutną twarzą odleciała z moich myśli tak szybko
jak się wcześniej niespodziewanie pojawiła ale nie na długo bo po
tygodniu, tego samego dnia tygodnia ponownie zajrzała do mojego
sklepiku. Twarz miała jeszcze bardziej nieobecną i smutną a ciało
jakby za chwilę miało zapaść się samo w siebie.
- Mogę tu posiedzieć – zapytała nieśmiało.
- Oczywiście, że tak. Siadaj – zachęciłem cichym głosem.
- Dobrze się czuję w pana energiach – nagle zdobyła się na
uwidocznienie swoich odczuć.
- Cieszę się, że tak odbierasz mój sklepik.
- Tutaj czuje taki spokój. Niemal koi moją duszę – zdobyła
się na mały krok w kierunku zwierzenia się z problemu nurtującego
ją od co najmniej kilku tygodni a może nawet i kilku miesięcy.
Z tym założeniem jednak poczekam do momentu kiedy sama zdecyduje o
podjęciu tej trudnej rozmowy dlatego wystąpiłem z
niespodziewaną propozycją:
- Zwracaj się do mnie po imieniu – zaproponowałem żeby
zniwelować sztywne dystansy jakie pewno w niej hulały.
- Cudownie. Nie śmiałam o to prosić…
- Pomyślałem sobie, że tak będzie przyjemniej… a przede
wszystkim klimat zdecydowanie się ociepli.
- Zupełnie jakbyś siedział w mojej głowie – ujawniła kolejne
myśli.
- Mam na imię Bogdan ale o tym pewno już wiesz – spojrzałem
w jej oczy by tam znaleźć potwierdzenie.
- Tak wiem. Trzymałam w dłoni twoją książkę.
- Nie przypominam sobie żebyś interesowała się moimi książkami
– odparłem ponownie zaskoczony.
- Moja serdeczna koleżanka, zresztą miłośniczka twojej poezji
kupiła jeden z tomików twoich wierszy lirycznych. A ja mam na imię
Karolina – przedstawiła się wreszcie.
- Miło mi Karolino. Bardzo piękne imię nosisz.
- Mnie też jest miło… a imię takie sobie.
- Nie prawda. Imię jest piękne i ciepłe energetycznie.
- Jeśli tak jest to powiedz mi proszę dlaczego przyciągam same
kiepskie energie i wszelkie kłopoty do siebie – wyrzuciła z
siebie rozgoryczona.
- Pewnie masz taką karmę ale czy jesteś gotowa rozmawiać na
ten trudny temat?
- Chyba nie….
- No właśnie. Ale chcę abyś wiedziała, że ja jestem gotów
wysłuchać uważnie co jest twoim ciężarem…
- Nie wiem czy kiedykolwiek będę gotowa otworzyć się przed tobą
– zablokowała dobry początek.
- Mimo to coś sprawiło, że tu przychodzisz. Myślisz, że jest to
dziełem czystego przypadku?
- Tak. To rzeczywiście jest zastanawiające. Coś mnie tu
przyciąga... pewno jest to klimat twojego sklepu.
Wiesz, wszystko czego doświadczasz na tym świecie ma swój czas,
nawet twoje jak ci się wydaje nie do pokonania problemy dlatego
proponuję abyś uzbroiła się w cierpliwość i nie robiła niczego
na siłę. Pozwól na to aby wszystko samo wypłynęło z twojego
wnętrz…
- No nie wiem – ciągle się blokowała.
- W takim razie może inaczej: powiedz mi teraz czy przypadły
ci do serca moje wiersze o miłości – celowo zmieniłem
temat.
- O tak. Są cudowne i takie uczuciowe – wyraziła odważnie
swój zachwyt.
- W porządku. W takim razie powiedz mi czy komuś kto w ten sposób
pisze o uczuciach można zaufać – zapytałem z ledwo wyczuwalnym
podstępem w głosie.
- Myślę, że tak ale to trudne...
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo toteż pamiętaj, że nie ma
na świecie nic piękniejszego ponad czyste uczucia, ale chyba nie po
to do mnie przyszłaś by wyrażać zachwyt moją twórczością –
ruszyłem bardziej zdecydowanie temat.
- Muszę już iść – poderwała się z plastikowego fotelika i
zdecydowanie ruszyła w stronę wyjścia ze sklepu.
- Poczekaj. Pogadajmy jeszcze… ale nie poczekała tylko
przestraszona, że będę ją naciskał na wyznania, bardzo szybko
opuściła moje towarzystwo.
- Co za straszną tajemnicę nosi w sobie ta ładna i sympatyczna
dziewczyna. Ktoś ją skrzywdził, zranił czy może zgwałcił w
rodzinie – zapytałem sam siebie.
Odpowiedzi jednak nie otrzymałem ale kłębiące się myśli w mojej
głowie nie dawały mi spokoju. Kłębiły się przeróżnymi
domysłami i piętrzyły jak pryzma układana z prostokątnych
kostek mocno sprasowanej słomy.
Po kilkunastu minutach zawiłych kombinacji myślowych pojąłem, że
rozmyślając usilnie czy powierzchownie niczego więcej z siebie nie
wycisnę co by ujawniło chociaż jakąś drobną część jej
tajemnicy, problemu czy też utrapienia. Dałem więc sobie
spokój z rozwiązywaniem zagadki i zająłem się sklepowymi
sprawami. Jak za pierwszym razem także i teraz sprawa cierpiącej
psychicznie dziewczyny samoczynnie odeszła na drugi plan. A ja
żywiąc nadzieję, że dziewczyna jeszcze mnie odwiedzi
zaakceptowałem fakt, że tak trudno jest jej podjąć rozmowę ze
mną.
Minęło kilka dni i tego samego dnia, nowego tygodnia Karolina
stanęła w moim sklepie.
- Mogę tu posiedzieć – zapytała identycznie jak poprzednim
razem.
- Oczywiście. Siadaj i regeneruj ubytki energii – zachęciłem
bacznie przyglądając się jej twarzy.
Prawdę mówiąc nie zauważyłem w niej zmiany na lepsze toteż
domyśliłem się, że problem nie przestał istnieć.
- Dziękuję.
- Jak minął tydzień – zapoczątkowałem rozmowę.
- Smutno i beznadziejnie – odpowiedziała automatycznie spuszczając
w dół nieobecne spojrzenie.
- Martwi mnie to, że twój smutek rośnie w siłę zamiast ustępować
małymi krokami.
- Na mój smutek nie ma lekarstwa ani nie ma sposobu na rozwiązanie
mojego problemu – wyartykułowała półszeptem jak widzi swoją
tragedię.
- Jesteś w błędzie. Zapewniam cię, że z każdej sytuacji jest
jakieś rozsądne wyjście.
- Z mojej nie ma!
- Tak ci się tylko wydaje. Pamiętam kiedyś dawno temu zakochałem
się jak wariat w pewnej dziewczynie. Niestety bez wzajemności.
Dziewczyna nie miała w sercu dla mnie żadnych uczuć a na dodatek
wykorzystywała moje uczucia do osiągania własnych korzyści.
Poniewierała mną i lekceważyła. Wyśmiewała i zdradzała aż
w końcu zdecydowałem się przerwać i zakończyć ten urągający
zasadom człowieczeństwa związek – w skrócie opowiedziałem
jej historię romansu z mojego życia ale szczerze mówiąc zdziwiłem
się dlaczego właśnie tę historie jej opowiedziałem….
- To straszne. Z całego serca ci współczuję. Pozwól, że zapytam
i nie czekając na przyzwolenie zapytała: i jak sobie poradziłeś z
wielkim uczuciem?
- Było bardzo ciężko – odparłem zgodnie z prawdą.
- To tak jak mnie teraz...
- Czas mi pomógł i zdrowy rozsądek jaki zdołałem w sobie
wzbudzić.
- Ja nie jestem taka silna – przyznała się do niemocy.
- Nie myśl, że przyszło mi to łatwo.
- Domyślam się...
Na początku nie potrafiłem zrozumieć dlaczego ktoś szarga
moją czystą miłość. Nie umiałem pogodzić się z tym, że ktoś
kogo szczerze kocham za miłość odpłaca mi złem i lekceważeniem.
Aż w końcu przy pomocy podświadomości poradziłem sobie.
- Mężczyźni są silniejsi od kobiet dlatego łatwiej radzą sobie
z odtrąceniem i zawodem miłosnym.
- Nie sądzę by tak było. Może w sferze uczuć mają więcej
logicznego myślenia niż kobiety ale cierpią jednakowo w przypadku
prawdziwych uczuć.
- Tak myślisz – zapytała bez przekonania.
- Oczywiście. A ty Karolinko także cierpisz z powodu odtrąconej
miłości – zapytałem wprost.
- Tak, chociaż niezupełnie – zdobyła się wreszcie na wyznanie
przyczyny swojego cierpienia duchowego.
- Zakochałaś się a on cię nie kocha – wykorzystałem chwile
prawdy i poszedłem za ciosem.
- W sumie tak, ale mój chłopak mnie kocha!
- Jak to? To dlaczego tak bardzo cierpisz?
- Z powodu niemożności spełnienia miłości – odpowiedziała
przygaszonym głosem.
- Wasi rodzice przeszkadzają wam spełnić się małżeńsko?
- Nie.
- A więc co – dociekałem coraz otwarciej.
- Jakby to ująć. Jeśli można tak powiedzieć mój chłopak jest
księdzem – jak wyrocznia padła sucha odpowiedź.
W pierwszej chwili zaniemówiłem z wrażenia ale zaraz ochłonąłem
z szoku bo historia dziewczyny wydała mi się jakaś taka dziwnie
znajoma. Jakbym już ją gdzieś słyszał ale nie mogłem skojarzyć
faktów.
- Jak do tego doszło – bąknąłem aby zyskać na czasie zanim
wymyślę jakąś sensowną odpowiedź.
- Żadne z nas nie wie. To spadło na nas tak niespodziewanie –
szepnęła zagubiona.
- Nie rozumiem dlaczego twoja opowieść jest mi taka znajoma –
zapytałem ni to ją ni to siebie.
- Jest ci znajoma? Nikomu wcześniej nie mówiła o tym.
- Ach tak. Już kojarzę – nagle doznałem olśnienia.
- Kojarzysz? Bogdanie co kojarzysz?
- Nieprawdopodobne. Co za zrządzenie losu. Kilka miesięcy temu
przyszedł do mnie pewien pan, który okazał się być księdzem…
- Co w tym dziwnego?
- Z pozoru nic ale ten ksiądz tak jak ty, przyszedł tu do mnie po
ratunek – wyrzuciłem z siebie.
- Po ratunek? A co mu było – nie mogła zrozumieć.
- Zakochał się w pewnej dziewczynie. Czy przypadkiem nie ty jesteś
tą dziewczyną?
- Nie wiem ale pewnie tak...przecież takie historie nie zdarzają
się zbyt często… więc… a jak wyglądał?
Tu opisałem jak wyglądał ksiądz i opowiedziałem Karolinie
wszystko o czym mówił mi tamtego dnia.
Słuchając mojej relacji jej oczy pojaśniały a usta otworzyły
się szeroko ze zdziwienia.
- Czy to możliwe? Ale skoro o tym mówisz i wszystko się zgadza to
znaczy, że jakaś tajemnicza i nieznana siła kierowała nami.
Tylko w jakim celu bo przecież sytuacja wydaje się być patowa a
wręcz beznadziejna.
- Karolinko takie rzeczy mają swoje uzasadnienie chociaż na
początku w żaden sposób dociec nie można gdzie jest logika i sens
takich właśnie zdarzeń. Może po to spotykamy się byście mieli
we mnie powiernika swoich trosk?
- Może... chociaż trudno mi było otworzyć się i powierzyć
tobie, obcej osobie swoją tajemnicę.
- Przepraszam, że ośmielam się zapytać wprost…
- Domyślam się co masz na czubku języka ale pytaj.
- Ok. Czy byliście ze sobą intymnie?
- Nie. Chociaż trudno powiedzieć czy to dobrze czy źle.
- Moim skromnym zdaniem chyba dobrze bo z mojego doświadczenia
życiowego wiem, że seks wszystko psuje.
- Na prawdę?
- Tak bo z chwilą rozpoczęcia życia seksualnego kończą się
czyste uczucia a zaczynają zazdrość, egoizm, uzależnienie,
zakazy, groźby a nawet szantaże i złe oddziaływanie jednej
osoby na drugą – zwróciłem jej uwagę na sprawy, których
do tej pory nie brała pod uwagę.
- Straszne i przerażające rzeczy mi opowiadasz a mimo to
zastanawiam się czy nie lepiej byłoby gdybyśmy skonsumowali
się wzajemnie…
- Myślisz, że tym sposobem wpłynęłabyś na jego szybszą decyzję
o porzuceniu kapłaństwa?
- Dokładnie tak pomyślałam – przyznała bez skrupułów.
- To właśnie jest przejaw czystego egoizmu.
- Bogdan co ty mówisz. Przecież ja go kocham.
- Tak myślisz? Gdybyś go kochał czystą miłością zależałoby
ci na jego dobrze.
- Tak myślę. Wtedy być może szybciej podjąłby decyzję o
rezygnacji z kapłaństwa – wyraziła swoje wątpliwości.
- Karolinko wiedz, że wszelkie naciski i przymusy na partnera są
złe. Skoro ty i on macie być jednością, musicie dbać jedno o
drugie tak jakbyście o siebie samych dbali.
- Wiesz, nie myślałam o tym w taki sposób – odparła zakłopotana
a nawet lekko zmieszana.
- Ludzie w znakomitej części myślą bardziej przyziemnie i
materialnie toteż mało kto myśli bardziej o potrzebach swojego
partnera niż o swoich. Na ogół jest odwrotnie.
- Bo nikt nad tym nie zastanawia się tylko działa jakby
automatycznie – usprawiedliwiała się.
- Nie musisz się usprawiedliwiać.
- Przyznaję, głupio to wyszło – podsumowała.
- Trochę to smutne ponieważ w późniejszym czasie związek
zbudowany na wartościach tylko jednej osoby kończy się przed –
przyrzeczeniem „do grobowej deski”.
- Hmmmm...
- Zapamiętaj na przyszłość. Brak toksycznych uczuć to jedyna
droga do szczęścia i czystej miłości – pozwoliłem sobie na
puentę…
- Chyba już wiem dlaczego i po co tajemnicza siła skierowała nas
do ciebie – odparła patrząc mi w oczy.
- Cieszę się, że moje słowa i argumenty pobudziły twoją
wyobraźnię o partnerstwie…
- Ja też się cieszę, że trafiłam na ciebie…
- Pójdę już mój drogi przyjacielu…
- Nie myśl sobie, że to koniec… Będę tu zaglądać…
Koniec
Warszawa dn. 29. lipca 2019
Czytam jak gdyby drugą część zagubionych w życiu ludzi...
OdpowiedzUsuńPrzekaz bardzo wysublimowany i dający do myślenia...
Myślę, że zgodziłabym się z sugestiami piszącego...
W życiu zdarzają się różne sytuacje, ale pomocna dłoń kogoś, kto dużo w życiu doświadczył, nieraz bardzo pomaga i wtedy można się zastanowić sensownie nad życiem, żeby kiedyś swoich decyzji nie żałować...
Bardzo podoba mi się ta nowela... Gratulacje :)
Jest to mój komentarz i jeszcze dodam, że gratuluję serdecznie, życząc dalszych pomysłów literackich. Danuta Krupa
OdpowiedzUsuń