Link do bloga pt. Poezja, którą da się czytać

Poniżej zamieszczam link do mojego wcześniejszego bloga pt. Poezja, która da się czytać...

http://moja-poezja-proza.blogspot.com

czwartek, 24 października 2019

Klient niekoniecznie nasz pan

Dzisiaj to jest w piątek, ostatniego handlowego dnia tygodnia siedziałem za biurkiem sklepowym przy lapto­pie. Miałem kilka spraw związanych z handlem do do­grania i uzupełnienia w koniecznych w tej działalności papierach. Ale zanim dobrze wpasowałem się w tą pracę usłyszałem głośne szuranie stóp o podłogę korytarza i dwa sprzeczające się ze sobą głosy. Damski i męski żeby było już wszystko jasne. Tuż przed wejściem do mojego królestwa jest taki przedsionek z którego można wejść do punktu usług krawieckich i jeszcze innego punktu powie­działbym mocno na wyrost rozrywkowego. Czyli mó­wiąc wprost sali gdzie mieszczą się automaty do gier ha­zardowych. Wchodzących osób będących w tamtym miejscu nie widzę ze swojego pomieszczenia ale dosko­nale słyszę co informuje mnie o zbliżającym się kliencie.
Po krótkiej jakby szurającej szamotaninie pojawili się w moim polu widzenia. Dyskutując o czymś zawzięcie idą. On pierwszy ona tuż za nim. Idą powoli i jakby mnie w ogóle nie widząc zbliżają się. Wreszcie stanęli oboje przed ladą sklepową. Obydwoje w wieku dość dobrze za­awansowanym, tak na moje oko 70-tka bita. Patrząc na mnie potem na siebie i znowu na mnie i na siebie próbu­ją rozpocząć jakiś zrozumiały dla mnie sprzedawcy dia­log. Widząc, że chcą przedstawić mi cel swojej wizyty w sklepie nie przerywam i nie próbuję pomagać im w wy­znaniu sedna sprawy. Wreszcie on zaczyna pierwszy i jakoś tak nieskładnie stara się przedstawić w czym tkwi ich problem. Szamocze się słownie nie bardzo wiedząc jak technicznie wyłuszczyć swoje oczekiwana do mnie.
Ona patrzy na niego, przysłuchuje się jego chaotycz­nej mowie i kręci głową zniecierpliwiona. W końcu prze­rywa mu bezceremonialnie i zaczyna sama mówić co zamierzają kupić ale on – mąż, zapewne z wieloletnim stażem przewodnika czyli pana i władcy w ich związku nie może zgodzić się z jej reakcją…
- Zaczekaj. Stój spokojnie, ja powiem panu o co nam chodzi – powstrzymał małżonkę przed ewentualnie źle tłumaczonym tematem.
- No to mów składnie bo pan się tu niecierpliwi.
- Nie jest ze mną aż tak źle – jakby zaprzeczam kobie­ty śmiałym założeniom i tym samym próbuję uspokoić ich ogniste temperamenty.
- Wie pan mamy u siebie w domu małą umywalkę i w ścianie czarną gumę ale z niej cieknie i potrzeba nam takiej nowej gumy – informuje mnie on.
- A przypadkiem nie macie w ścianie rury odpływowej z umywalki – próbuję uściślić temat.
- Tak. Właśnie tak – wtrąca ona…
- Czekaj, czekaj. Tam jest czarna guma a nie jakaś tam rura – wtrącił nachalnie staruszek.
- W takim razie gdzie spływa woda z umywalki – py­tam aby obrazowo uzmysłowić dziadkowi, że w ścianie musi być rura spustowa.
- No w tą czarną gumę – odpowiada.
Podchodzę do regału i biorę w dłoń rurę PCV fi 50 najczęściej stosowaną w odpływach ściennych. Podcho­dzę do klienta i pokazując mu z bliska co ma w ścianie mówię: takie coś ma pan w ścianie i jeśli cieknie trzeba wymienić uszczelkę i będzie po kłopocie.
- Mówię przecież, że tam nie ma takiej rury tylko czarna guma a rura z umywalki jest cienka i dlatego ciek­nie. Ma pan taką czarną gumę?
- Mam białe gumy – informuję a jednocześnie połapa­łem się co im potrzeba.
- Nie. Musi być czarna guma – nie wiedzieć dlaczego upierał się przy czarnej.
- W takim razie potrzebna jest redukcja gumowa z fi 50 w ścianie na fi32. Włoży pan to w dziurę w ścianie i w tą gumę wetknie rurę umywalkową i będzie dobrze – po­dałem mu konkretną gumę.
- Tamta jest większa i czarna – kwitując podniesionym głosem zaparł się jak osioł.
- Cicho bądź, przecież pan tu pracuje a Ty krzyczysz.
- Bo mówię, że tamta jest większa i czarna – mruknął zacietrzewiony staruszek.
- A co za różnica czarna czy biała, żółta czy niebieska, brązowa czy zielona. Redukcja ma za zadanie zmniejszyć światło rury w ścianie i zapobiec wyciekaniu wody – wy­jaśniłem poirytowanym głosem.
- Zaraz, zaraz. Ja tu mam napisane na kartce – wresz­cie kobieta przypomniała sobie wcześniejsze zalecenie wezwanego do awarii umywalki hydraulika.
- Proszę pokazać tę karteczkę – ponagliłem z nadzieja na szybkie rozwiązanie spornej rozmowy.
Oczywiście w przepaścistej torbie kobiety trudno było ją znaleźć. Mimo to mrucząc pod nosem przewracała wszystko co w niej nosiła. Raz w jedną stronę torby, raz w drugą i tylko efektu na bliski koniec zakupów nie było widać. W końcu zniecierpliwiona i poirytowana wysypa­ła całą jej zawartość na moją ladę sklepową. Pośród wie­lu bezładnie leżących szpargałów było tam pełno różnych karteczek. Każda zawierała jakiś napis informujący o tym co miała zrobić albo kupić w jakimś sklepie. Rozgar­nąwszy wszystko w zdecydowanie cieńszą warstwę wszelakich, damskich rupieci, przeglądała na chybił trafił karteczki. Ta nie, ta też nie i ta nie… gdzie ona się podziała – wyrażała na głos swoje myśli.
- Spokojnie droga pani i bez nerwów. Na pewno zaraz się znajdzie – starałem się wyciszyć kobietę bo doskona­le wiedziałem, że w stanie wzburzenia można jej nie zna­leźć wcale. A mnie przecież zależało bardzo na rychłym znalezieniu karteczki bo dziadek z czarną gumą nieco mnie rozhuśtał emocjonalnie.
- No gdzie masz tą karteczką – zaatakował dziadek.
- Bądź cicho niecierpliwcu jeden – starała się wyci­szyć narwanego męża.
- Guzdrzesz się jak ślimak na liściu przerośniętej ka­pusty – ponaglał.
- Uspokój się bo zostawię cię tu samego i będziesz do rana upierał się, że guma jest większa i czarna!
- Jak mówię, to mówię – przekonywał dalej.
Kobieta już nic mu nie odpowiedziała tylko zajęła się dokładnym przeszukiwaniem poskładanych w równe kwadraciki karteczek. W końcu trafiła tą konkretną i triumfalnie zakomunikowała:
- Mam, mam nareszcie tą kartkę – informowała usa­tysfakcjonowana swoją nieustępliwością w poszukiwa­niach po czym rozłożyła zwitek papieru i odczytała za­wartą tam informację hydraulika.
- Tu jest napisane guma fi 40/32 ale nie ma nic na te­mat koloru tej gumy – mówiąc to podała mi mały skra­wek papieru z wymiarami redukcji.
Popatrzyłem zaciekawiony czy kobieta czegoś nie przeinaczyła i stwierdziłem zgodność napisu z tym co powiedziała przed chwilą
- Czyli nareszcie wiemy coś konkretnego. Potrzebna jest wam redukcja gumowa 40/32 – usatysfakcjonowany wyraziłem swoją opinię a następnie schyliłem się do dol­nej półki gdzie leżały takie gumy i wydobyłem tą po­trzebną. Położyłem na ladzie przed nimi a dziadek od razy zakwestionował moją decyzję.
- Tamta w domu jest większa...
- Jak może być większa skoro na kartce fachowiec na­pisał o właśnie takiej jak podałem?
- Jest większa i czarna a nie biała.
- No nie. Dłużej nie wytrzymam z panem. Hydraulik napisał na kartce co potrzeba, żona potwierdza zdanie hy­draulika, ja daję właściwą gumę a pan ciągle to samo. Po czym dla świętego spokoju wyskubałem spośród wielu innych większą redukcję i położyłem ją na ladzie tuż przy tej właściwej.
- Proszę jest większa… i co? - zapytałem wyczekująco chociaż moja irytacja dziadkiem nabierała już rozmiaru dobrze nadmuchanego balonu.
- W domu jest większa i czarna – uparty osioł trzymał się nielogicznie swojego.
Ręce z wrażenia i niedowierzania mi opadły. Jak moż­na być takim osłem i zakładać, że on wie lepiej od hy­draulika i mnie, który to sprzedaje? Nerwy powoli mi puszczały i w związku z tym podkusiło mnie na niewy­bredny dowcip:
- Wie pan jak byłem młodszy i chodziłem na dziew­czyny to czarną i nie tylko czarną gumę nosiłem w takiej małej kieszonce przy pasku spodni…
Dziadek spojrzał na mnie matowym wzrokiem i bez zastanowienia palnął:
- No przecież cały czas powtarzam, że duża, czarna guma jest najlepsza!
W tym momencie przyszło mi na myśl, że u dziadka w głowie zamieszkał Azheimer skoro nie skojarzył mojego dowcipu z prezerwatywami. Spojrzałem na niego ze zro­zumieniem a potem na jego żonę z wyczekiwaniem i nie­mym pytaniem w oczach: co dalej?
- Wie pan co? Dla spokoju sumienia wezmę te dwie gumy ale kiedy stwierdzimy, która jest dobra, przyjdę i zwrócę panu tą zbyteczną.
- Ok. To najrozsądniejsze co można był w tej spornej i bądź co bądź kłopotliwej sytuacji zrobić. Oczywiście przyjmę niepotrzebną gumę i zwrócę pieniążki – z zado­woleniem przyjąłem jej propozycję.
- W takim razie cieszę się, że doszliśmy w końcu do porozumienia – odparła ale dziadek nie dawał za wygra­ną i ciągle mamrotał, że guma jest za mała i dlaczego nie wzięła czarnej? Ona tłumaczyła jak chłopu na roli co nie dawało żadnego oddźwięku. Szurając stopami wlókł się za nią mamrocząc bezustannie.
Po ich wyjściu złapałem kilka głębokich oddechów i zaparzyłem sobie ziółek melisy na wyciszenie. Ale zanim zdążyłem je wypić wróciła pani od marudy i zgodnie z umową przyniosła mi tą większą redukcję co potwierdza­ło trafne polecenie hydraulika o mniejszej gumie. Dzia­dek pewnie ze wstydu za swój upór nie pofatygował się z żoną do sklepu co nawet mnie osobiście ucieszyło.
- Przepraszam pana za męża.
- Nie szkodzi czasem trzeba trochę pomarudzić – ła­godziłem sprawę by jej przykro nie było.
- Pięćdziesiąt lat tak mi marudzi ale zauważyłam, że ostatnio coraz bardziej gdera.
- Szczerze współczuję. Niestety starość ma swoje pra­wa i należy się z tym godzić – podsumowałem zajście.
- Godzić? Powiada pan godzić? A niech ją szlag a na­wet ciężka cholera trafi – odparła rozgoryczona wycho­dząc ze sklepu…


Warszawa 24.10.2019

środa, 31 lipca 2019

Muzyka duszy



Pewnego deszczowego dnia nieco spóźniłem się z otwar­ciem mojego małego sklepiku. Nie pamiętam już z jakiej przyczyny zdarzyło się owe spóźnienie ale zdarzyło się i co najważniejsze utkwiło bezwiednie w mojej pamięci na dłu­gie, późniejsze lata mojego życia. Otóż wchodząc do przed­sionka pomieszczenia z którego między innymi punktami sklepowo usługowymi jest usytuowane wejście do mojego sklepiku, spostrzegłem stojącą, lekko przemoczoną desz­czem dziewczynę. Zwróciłem na nią baczniejszą uwagę bo poczułem jej poplątane energie, silny niepokój i wydała mi się jakaś zagubiona. Stała nieśmiało jak wylękniony dzieciak z roztrzepanymi bezwładnie, opadającymi wzdłuż boków szczupłej twarzy włosami. Osadzone w twarzy ładne oczy sprawiały wrażenie zupełnie nieobecnych. Były pozbawione blasku i radości życia przez co szczupła twarz nie wyrażała żadnych emocji prócz smutku.
- Pani czeka na mnie – zapytałem automatycznie.
Unosząc nieco wyżej głowę spojrzała na mnie jakby nie rozumiała co do niej powiedziałem. Mimo jasno wyartykuło­wanego pytanie jej pełnego kształtu usta pozostawiały moje zapytanie bez odpowiedzi toteż pomyślałem, że nie usłyszała o co zapytałem.
- Pani do mnie – ponownie zwróciłem się do czekającej w przedsionku sklepowym dziewczyny.
- Do pana? Nie… chyba nie… chociaż, może tak – dukała urywane i chaotyczne zdania.
- Proszę o chwilkę cierpliwości… Już otwieram…
- Nie spieszę się – uspokoiła mój pośpiech w czynności otwierania sklepu.
- To dobrze, bo ja też mam dużo czasu…
- Tak. Wiem…
- A skąd pani wie? Nie widziałem tu pani w roli kupującej klientki – zapytałem żartobliwie.
- Jest pan zapracowany twórczo więc nie zwraca pan uwagi na takie dziewczyny jak ja.
- Tak. To rzeczywiście prawda. Jestem zapracowany ale nie aż tak bardzo żeby nie zapamiętać twarzy ładnej dziew­czyny. Poza tym jestem też wzrokowcem więc tym bardziej zapamiętałbym pani smutną twarz.
- Jest pan tutaj znanym człowiekiem.
- Doprawdy – bąknąłem zaskoczony tym co usłyszałem.
- Nawet nie zdaje sobie pan sprawy z tego jak bardzo.
- Nie zdaję…
- Pójdę już… do widzenia – nie czekając na moją reakcję wykonała płynnym ruchem zwrot i skierowała dość szybkim krokiem w stronę wyjścia.
- Ok. Rozumiem. Proszę zajrzeć tu jeszcze – nie zdąży­łem dokończyć zdania bo zniknęła mi z pola widzenia.
Kiedy ucichły już odgłosy jej kroków zastanowiłem się nad tym zdarzeniem i od razu przyszło mi na myśl, że jest w głębokiej rozterce i szuka wsparcia bratniej duszy.
- Szkoda, że się spłoszyła i tak szybko odeszła. Na pewno potrzeba jej wsparcia a ja może zdołałbym jej pomóc w tej trudnej chwili? Mam duże doświadczenia w takich sprawach wszak sam doświadczałem wielu katastrof życiowych bo czyż nie jest najlepszym wsparciem ktoś kto tyle smutków przeżył co ja? Kto lepiej potrafi zrozumieć cierpiącego niż ten, który sam wiele razy cierpiał?
Kiedy pojawił się pierwszy klient, potem drugi, trzeci i kolejny dziewczyna ze smutną twarzą odleciała z moich myśli tak szybko jak się wcześniej niespodziewanie pojawiła ale nie na długo bo po tygodniu, tego samego dnia tygodnia ponownie zajrzała do mojego sklepiku. Twarz miała jeszcze bardziej nieobecną i smutną a ciało jakby za chwilę miało zapaść się samo w siebie.
- Mogę tu posiedzieć – zapytała nieśmiało.
- Oczywiście, że tak. Siadaj – zachęciłem cichym głosem.
- Dobrze się czuję w pana energiach – nagle zdobyła się na uwidocznienie swoich odczuć.
- Cieszę się, że tak odbierasz mój sklepik.
- Tutaj czuje taki spokój. Niemal koi moją duszę – zdoby­ła się na mały krok w kierunku zwierzenia się z problemu nurtującego ją od co najmniej kilku tygodni a może nawet i kilku miesięcy.
Z tym założeniem jednak poczekam do momentu kiedy sama zdecyduje o podjęciu tej trudnej rozmowy dlatego wy­stąpiłem z niespodziewaną propozycją:
- Zwracaj się do mnie po imieniu – zaproponowałem żeby zniwelować sztywne dystansy jakie pewno w niej hulały.
- Cudownie. Nie śmiałam o to prosić…
- Pomyślałem sobie, że tak będzie przyjemniej… a przede wszystkim klimat zdecydowanie się ociepli.
- Zupełnie jakbyś siedział w mojej głowie – ujawniła kolejne myśli.
- Mam na imię Bogdan ale o tym pewno już wiesz – spoj­rzałem w jej oczy by tam znaleźć potwierdzenie.
- Tak wiem. Trzymałam w dłoni twoją książkę.
- Nie przypominam sobie żebyś interesowała się moimi książkami – odparłem ponownie zaskoczony.
- Moja serdeczna koleżanka, zresztą miłośniczka twojej poezji kupiła jeden z tomików twoich wierszy lirycznych. A ja mam na imię Karolina – przedstawiła się wreszcie.
- Miło mi Karolino. Bardzo piękne imię nosisz.
- Mnie też jest miło… a imię takie sobie.
- Nie prawda. Imię jest piękne i ciepłe energetycznie.
- Jeśli tak jest to powiedz mi proszę dlaczego przyciągam same kiepskie energie i wszelkie kłopoty do siebie – wyrzu­ciła z siebie rozgoryczona.
- Pewnie masz taką karmę ale czy jesteś gotowa rozma­wiać na ten trudny temat?
- Chyba nie….
- No właśnie. Ale chcę abyś wiedziała, że ja jestem gotów wysłuchać uważnie co jest twoim ciężarem…
- Nie wiem czy kiedykolwiek będę gotowa otworzyć się przed tobą – zablokowała dobry początek.
- Mimo to coś sprawiło, że tu przychodzisz. Myślisz, że jest to dziełem czystego przypadku?
- Tak. To rzeczywiście jest zastanawiające. Coś mnie tu przyciąga... pewno jest to klimat twojego sklepu.
Wiesz, wszystko czego doświadczasz na tym świecie ma swój czas, nawet twoje jak ci się wydaje nie do pokonania problemy dlatego proponuję abyś uzbroiła się w cierpliwość i nie robiła niczego na siłę. Pozwól na to aby wszystko samo wypłynęło z twojego wnętrz…
- No nie wiem – ciągle się blokowała.
- W takim razie może inaczej: powiedz mi teraz czy przy­padły ci do serca moje wiersze o miłości – celowo zmieni­łem temat.
- O tak. Są cudowne i takie uczuciowe – wyraziła odważ­nie swój zachwyt.
- W porządku. W takim razie powiedz mi czy komuś kto w ten sposób pisze o uczuciach można zaufać – zapytałem z ledwo wyczuwalnym podstępem w głosie.
- Myślę, że tak ale to trudne...
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo toteż pamiętaj, że nie ma na świecie nic piękniejszego ponad czyste uczucia, ale chyba nie po to do mnie przyszłaś by wyrażać zachwyt moją twórczością – ruszyłem bardziej zdecydowanie temat.
- Muszę już iść – poderwała się z plastikowego fotelika i zdecydowanie ruszyła w stronę wyjścia ze sklepu.
- Poczekaj. Pogadajmy jeszcze… ale nie poczekała tylko przestraszona, że będę ją naciskał na wyznania, bardzo szyb­ko opuściła moje towarzystwo.
- Co za straszną tajemnicę nosi w sobie ta ładna i sympa­tyczna dziewczyna. Ktoś ją skrzywdził, zranił czy może zgwałcił w rodzinie – zapytałem sam siebie.
Odpowiedzi jednak nie otrzymałem ale kłębiące się myśli w mojej głowie nie dawały mi spokoju. Kłębiły się przeróż­nymi domysłami i piętrzyły jak pryzma układana z prosto­kątnych kostek mocno sprasowanej słomy.
Po kilkunastu minutach zawiłych kombinacji myślowych pojąłem, że rozmyślając usilnie czy powierzchownie niczego więcej z siebie nie wycisnę co by ujawniło chociaż jakąś drobną część jej tajemnicy, problemu czy też utrapienia. Da­łem więc sobie spokój z rozwiązywaniem zagadki i zająłem się sklepowymi sprawami. Jak za pierwszym razem także i teraz sprawa cierpiącej psychicznie dziewczyny samoczyn­nie odeszła na drugi plan. A ja żywiąc nadzieję, że dziewczy­na jeszcze mnie odwiedzi zaakceptowałem fakt, że tak trudno jest jej podjąć rozmowę ze mną.
Minęło kilka dni i tego samego dnia, nowego tygodnia Karolina stanęła w moim sklepie.
- Mogę tu posiedzieć – zapytała identycznie jak poprzed­nim razem.
- Oczywiście. Siadaj i regeneruj ubytki energii – zachęci­łem bacznie przyglądając się jej twarzy.
Prawdę mówiąc nie zauważyłem w niej zmiany na lepsze toteż domyśliłem się, że problem nie przestał istnieć.
- Dziękuję.
- Jak minął tydzień – zapoczątkowałem rozmowę.
- Smutno i beznadziejnie – odpowiedziała automatycznie spuszczając w dół nieobecne spojrzenie.
- Martwi mnie to, że twój smutek rośnie w siłę zamiast ustępować małymi krokami.
- Na mój smutek nie ma lekarstwa ani nie ma sposobu na rozwiązanie mojego problemu – wyartykułowała półszeptem jak widzi swoją tragedię.
- Jesteś w błędzie. Zapewniam cię, że z każdej sytuacji jest jakieś rozsądne wyjście.
- Z mojej nie ma!
- Tak ci się tylko wydaje. Pamiętam kiedyś dawno temu zakochałem się jak wariat w pewnej dziewczynie. Niestety bez wzajemności. Dziewczyna nie miała w sercu dla mnie żadnych uczuć a na dodatek wykorzystywała moje uczucia do osiągania własnych korzyści. Poniewierała mną i lekce­ważyła. Wyśmiewała i zdradzała aż w końcu zdecydowałem się przerwać i zakończyć ten urągający zasadom człowie­czeństwa związek – w skrócie opowiedziałem jej historię romansu z mojego życia ale szczerze mówiąc zdziwiłem się dlaczego właśnie tę historie jej opowiedziałem….
- To straszne. Z całego serca ci współczuję. Pozwól, że zapytam i nie czekając na przyzwolenie zapytała: i jak sobie poradziłeś z wielkim uczuciem?
- Było bardzo ciężko – odparłem zgodnie z prawdą.
- To tak jak mnie teraz...
- Czas mi pomógł i zdrowy rozsądek jaki zdołałem w so­bie wzbudzić.
- Ja nie jestem taka silna – przyznała się do niemocy.
- Nie myśl, że przyszło mi to łatwo.
- Domyślam się...
Na początku nie potrafiłem zrozumieć dlaczego ktoś szar­ga moją czystą miłość. Nie umiałem pogodzić się z tym, że ktoś kogo szczerze kocham za miłość odpłaca mi złem i lek­ceważeniem. Aż w końcu przy pomocy podświadomości po­radziłem sobie.
- Mężczyźni są silniejsi od kobiet dlatego łatwiej radzą sobie z odtrąceniem i zawodem miłosnym.
- Nie sądzę by tak było. Może w sferze uczuć mają więcej logicznego myślenia niż kobiety ale cierpią jednakowo w przypadku prawdziwych uczuć.
- Tak myślisz – zapytała bez przekonania.
- Oczywiście. A ty Karolinko także cierpisz z powodu od­trąconej miłości – zapytałem wprost.
- Tak, chociaż niezupełnie – zdobyła się wreszcie na wy­znanie przyczyny swojego cierpienia duchowego.
- Zakochałaś się a on cię nie kocha – wykorzystałem chwile prawdy i poszedłem za ciosem.
- W sumie tak, ale mój chłopak mnie kocha!
- Jak to? To dlaczego tak bardzo cierpisz?
- Z powodu niemożności spełnienia miłości – odpowie­działa przygaszonym głosem.
- Wasi rodzice przeszkadzają wam spełnić się małżeńsko?
- Nie.
- A więc co – dociekałem coraz otwarciej.
- Jakby to ująć. Jeśli można tak powiedzieć mój chłopak jest księdzem – jak wyrocznia padła sucha odpowiedź.
W pierwszej chwili zaniemówiłem z wrażenia ale zaraz ochłonąłem z szoku bo historia dziewczyny wydała mi się jakaś taka dziwnie znajoma. Jakbym już ją gdzieś słyszał ale nie mogłem skojarzyć faktów.
- Jak do tego doszło – bąknąłem aby zyskać na czasie za­nim wymyślę jakąś sensowną odpowiedź.
- Żadne z nas nie wie. To spadło na nas tak niespodziewa­nie – szepnęła zagubiona.
- Nie rozumiem dlaczego twoja opowieść jest mi taka znajoma – zapytałem ni to ją ni to siebie.
- Jest ci znajoma? Nikomu wcześniej nie mówiła o tym.
- Ach tak. Już kojarzę – nagle doznałem olśnienia.
- Kojarzysz? Bogdanie co kojarzysz?
- Nieprawdopodobne. Co za zrządzenie losu. Kilka mie­sięcy temu przyszedł do mnie pewien pan, który okazał się być księdzem…
- Co w tym dziwnego?
- Z pozoru nic ale ten ksiądz tak jak ty, przyszedł tu do mnie po ratunek – wyrzuciłem z siebie.
- Po ratunek? A co mu było – nie mogła zrozumieć.
- Zakochał się w pewnej dziewczynie. Czy przypadkiem nie ty jesteś tą dziewczyną?
- Nie wiem ale pewnie tak...przecież takie historie nie zdarzają się zbyt często… więc… a jak wyglądał?
Tu opisałem jak wyglądał ksiądz i opowiedziałem Karoli­nie wszystko o czym mówił mi tamtego dnia.
Słuchając mojej relacji jej oczy pojaśniały a usta otworzy­ły się szeroko ze zdziwienia.
- Czy to możliwe? Ale skoro o tym mówisz i wszystko się zgadza to znaczy, że jakaś tajemnicza i nieznana siła kiero­wała nami. Tylko w jakim celu bo przecież sytuacja wydaje się być patowa a wręcz beznadziejna.
- Karolinko takie rzeczy mają swoje uzasadnienie chociaż na początku w żaden sposób dociec nie można gdzie jest logika i sens takich właśnie zdarzeń. Może po to spotykamy się byście mieli we mnie powiernika swoich trosk?
- Może... chociaż trudno mi było otworzyć się i powierzyć tobie, obcej osobie swoją tajemnicę.
- Przepraszam, że ośmielam się zapytać wprost…
- Domyślam się co masz na czubku języka ale pytaj.
- Ok. Czy byliście ze sobą intymnie?
- Nie. Chociaż trudno powiedzieć czy to dobrze czy źle.
- Moim skromnym zdaniem chyba dobrze bo z mojego doświadczenia życiowego wiem, że seks wszystko psuje.
- Na prawdę?
- Tak bo z chwilą rozpoczęcia życia seksualnego kończą się czyste uczucia a zaczynają zazdrość, egoizm, uzależnie­nie, zakazy, groźby a nawet szantaże i złe oddziaływanie jed­nej osoby na drugą – zwróciłem jej uwagę na sprawy, któ­rych do tej pory nie brała pod uwagę.
- Straszne i przerażające rzeczy mi opowiadasz a mimo to zastanawiam się czy nie lepiej byłoby gdybyśmy skonsumo­wali się wzajemnie…
- Myślisz, że tym sposobem wpłynęłabyś na jego szybszą decyzję o porzuceniu kapłaństwa?
- Dokładnie tak pomyślałam – przyznała bez skrupułów.
- To właśnie jest przejaw czystego egoizmu.
- Bogdan co ty mówisz. Przecież ja go kocham.
- Tak myślisz? Gdybyś go kochał czystą miłością zależa­łoby ci na jego dobrze.
- Tak myślę. Wtedy być może szybciej podjąłby decyzję o rezygnacji z kapłaństwa – wyraziła swoje wątpliwości.
- Karolinko wiedz, że wszelkie naciski i przymusy na partnera są złe. Skoro ty i on macie być jednością, musicie dbać jedno o drugie tak jakbyście o siebie samych dbali.
- Wiesz, nie myślałam o tym w taki sposób – odparła zakłopotana a nawet lekko zmieszana.
- Ludzie w znakomitej części myślą bardziej przyziemnie i materialnie toteż mało kto myśli bardziej o potrzebach swojego partnera niż o swoich. Na ogół jest odwrotnie.
- Bo nikt nad tym nie zastanawia się tylko działa jakby automatycznie – usprawiedliwiała się.
- Nie musisz się usprawiedliwiać.
- Przyznaję, głupio to wyszło – podsumowała.
- Trochę to smutne ponieważ w późniejszym czasie zwią­zek zbudowany na wartościach tylko jednej osoby kończy się przed – przyrzeczeniem „do grobowej deski”.
- Hmmmm...
- Zapamiętaj na przyszłość. Brak toksycznych uczuć to jedyna droga do szczęścia i czystej miłości – pozwoliłem sobie na puentę…
- Chyba już wiem dlaczego i po co tajemnicza siła skierowała nas do ciebie – odparła patrząc mi w oczy.
- Cieszę się, że moje słowa i argumenty pobudziły twoją wyobraźnię o partnerstwie…
- Ja też się cieszę, że trafiłam na ciebie…
- Pójdę już mój drogi przyjacielu…
- Nie myśl sobie, że to koniec… Będę tu zaglądać…


Koniec


Warszawa dn. 29. lipca 2019

piątek, 7 czerwca 2019

Głupi Jasio

Głupi Jasio ten nasz szkolny,
Pomysłowy jest i zdolny,
Toć wydziwia różne sztosy
I zadaje wciąż waprosy,

A to czemu mucha leci,
A to skąd się biorą dzieci,
A dlaczego auto jedzie,
Czemu słone w beczce śledzie,

Po co w mieście są latarnie,
Czemu świecą fest lub marnie,
Czemu leniuch bąki zbija
I dlaczego wieprz ma ryja,

Po co chodzić ma do szkoły
Skoro w szkołach są matoły,
Po co ciężką teczkę dźwigać
I w mundurku na WF śmigać,

Czemu tatuś miast do żony
Do burdelu gna zgarbiony,
A mamusia nic nie gada
Tylko pruje do sąsiada…

Czemu świat się w koło kręci,
Czemu na nic nie ma chęci,
Pyta ojca Jaś starannie,
Dnia każdego – bezustannie.

Tatuś Jasia choć wciąż biega
W intelekcie jest lebiega,
Choć potrawy wszystkie solił
Sprostać dziecku nie wydolił,

Żeby jednak twarz zachować
Czasu próżno nie marnować,
Żeby prestiż ojca został…
Jaś odpowiedź taką dostał:

Jasiu, Jasiu ty matole,
Czego uczą cię w tej szkole,
Pewnie seksu, albo ćpania
I kiepskiego zachowania,

Mucha leci bo ma skrzydła,
Sprawa dzieci mi obrzydła,
Alimenty płacę przecie
Na dzieciątko ciotki trzecie,

Auto jedzie bo ma koła,
Sól ma solić śledzie zgoła,
Lampy nocą świecą sobie,
Przy nich pijak rzepkę skrobie,

Leniuch bąki tęgie zbija
Temu właśnie, że ma ryja,
Ryj mój synu powiem szczerze
Mieć powinno tylko zwierze,

Ale nie ma bo imć człowiek
Tęgich ryjów zmienił obieg,
Teraz w rządzie ryj potrzebny,
W sejmie niczym paź królewny,

Ryją posły, ryją rajcy,
Ryją nawet podli zdrajcy,
Zaś w senacie i w urzędzie
Ten kto ryje wyżej siędzie.

W szkołach moje drogie dziecię
Uczą segregować śmiecie,
Uczą jeszcze papraniny…
I jak wkraść się w pluton gliny.

Burdel chłopcze jest dla ludzi
Chociaż niechęć ludzi budzi,
Jest to… jakby ci wyrazić…
Gdzie chłop coś gdzieś może wsadzić,

A mamusia młody panie,
U sąsiada je śniadanie,
Widać lepiej jej smakuje
Gdy kiełbaską ją częstuje.

Oj Jasieńku świat się kręci
Bo stać widać nie ma chęci,
Wszak z kręcenia nic dobrego
Tylko zawsze wiele złego…

Tedy zważaj mój maluchu
Byś nie zbierał wciąż po uchu,
Nie ćpaj, nie pij, nie rób sztosów,
Nie pal wstrętnych papierosów,

Bierz nauki acz w terminie,
Pracuj mało w dużej gminie,
Albo wyżej w radzie miasta,
Gdzie każdemu ryj wyrasta,

Ryj dokładnie acz pospołu,
A gdy dopchasz się do stołu
Łup pieniądze podatnika
Aż naiwniak się posika,

Potem z Niemcem zawrzyj sztamę,
Sprzedaj babcię, dziadka, mamę,
Bierz łapówy, kręć afery…
Wyślij biednych do cholery,

A gdy ludzie ryj ci splują,
Za przekręty porachują,
Do publiki i sąsiada
Powidz cóż to? Deszczyk pada?

Bogdan A. Chmielewski
Warszawa dn.16.09.2016