Link do bloga pt. Poezja, którą da się czytać

Poniżej zamieszczam link do mojego wcześniejszego bloga pt. Poezja, która da się czytać...

http://moja-poezja-proza.blogspot.com

czwartek, 24 października 2019

Klient niekoniecznie nasz pan

Dzisiaj to jest w piątek, ostatniego handlowego dnia tygodnia siedziałem za biurkiem sklepowym przy lapto­pie. Miałem kilka spraw związanych z handlem do do­grania i uzupełnienia w koniecznych w tej działalności papierach. Ale zanim dobrze wpasowałem się w tą pracę usłyszałem głośne szuranie stóp o podłogę korytarza i dwa sprzeczające się ze sobą głosy. Damski i męski żeby było już wszystko jasne. Tuż przed wejściem do mojego królestwa jest taki przedsionek z którego można wejść do punktu usług krawieckich i jeszcze innego punktu powie­działbym mocno na wyrost rozrywkowego. Czyli mó­wiąc wprost sali gdzie mieszczą się automaty do gier ha­zardowych. Wchodzących osób będących w tamtym miejscu nie widzę ze swojego pomieszczenia ale dosko­nale słyszę co informuje mnie o zbliżającym się kliencie.
Po krótkiej jakby szurającej szamotaninie pojawili się w moim polu widzenia. Dyskutując o czymś zawzięcie idą. On pierwszy ona tuż za nim. Idą powoli i jakby mnie w ogóle nie widząc zbliżają się. Wreszcie stanęli oboje przed ladą sklepową. Obydwoje w wieku dość dobrze za­awansowanym, tak na moje oko 70-tka bita. Patrząc na mnie potem na siebie i znowu na mnie i na siebie próbu­ją rozpocząć jakiś zrozumiały dla mnie sprzedawcy dia­log. Widząc, że chcą przedstawić mi cel swojej wizyty w sklepie nie przerywam i nie próbuję pomagać im w wy­znaniu sedna sprawy. Wreszcie on zaczyna pierwszy i jakoś tak nieskładnie stara się przedstawić w czym tkwi ich problem. Szamocze się słownie nie bardzo wiedząc jak technicznie wyłuszczyć swoje oczekiwana do mnie.
Ona patrzy na niego, przysłuchuje się jego chaotycz­nej mowie i kręci głową zniecierpliwiona. W końcu prze­rywa mu bezceremonialnie i zaczyna sama mówić co zamierzają kupić ale on – mąż, zapewne z wieloletnim stażem przewodnika czyli pana i władcy w ich związku nie może zgodzić się z jej reakcją…
- Zaczekaj. Stój spokojnie, ja powiem panu o co nam chodzi – powstrzymał małżonkę przed ewentualnie źle tłumaczonym tematem.
- No to mów składnie bo pan się tu niecierpliwi.
- Nie jest ze mną aż tak źle – jakby zaprzeczam kobie­ty śmiałym założeniom i tym samym próbuję uspokoić ich ogniste temperamenty.
- Wie pan mamy u siebie w domu małą umywalkę i w ścianie czarną gumę ale z niej cieknie i potrzeba nam takiej nowej gumy – informuje mnie on.
- A przypadkiem nie macie w ścianie rury odpływowej z umywalki – próbuję uściślić temat.
- Tak. Właśnie tak – wtrąca ona…
- Czekaj, czekaj. Tam jest czarna guma a nie jakaś tam rura – wtrącił nachalnie staruszek.
- W takim razie gdzie spływa woda z umywalki – py­tam aby obrazowo uzmysłowić dziadkowi, że w ścianie musi być rura spustowa.
- No w tą czarną gumę – odpowiada.
Podchodzę do regału i biorę w dłoń rurę PCV fi 50 najczęściej stosowaną w odpływach ściennych. Podcho­dzę do klienta i pokazując mu z bliska co ma w ścianie mówię: takie coś ma pan w ścianie i jeśli cieknie trzeba wymienić uszczelkę i będzie po kłopocie.
- Mówię przecież, że tam nie ma takiej rury tylko czarna guma a rura z umywalki jest cienka i dlatego ciek­nie. Ma pan taką czarną gumę?
- Mam białe gumy – informuję a jednocześnie połapa­łem się co im potrzeba.
- Nie. Musi być czarna guma – nie wiedzieć dlaczego upierał się przy czarnej.
- W takim razie potrzebna jest redukcja gumowa z fi 50 w ścianie na fi32. Włoży pan to w dziurę w ścianie i w tą gumę wetknie rurę umywalkową i będzie dobrze – po­dałem mu konkretną gumę.
- Tamta jest większa i czarna – kwitując podniesionym głosem zaparł się jak osioł.
- Cicho bądź, przecież pan tu pracuje a Ty krzyczysz.
- Bo mówię, że tamta jest większa i czarna – mruknął zacietrzewiony staruszek.
- A co za różnica czarna czy biała, żółta czy niebieska, brązowa czy zielona. Redukcja ma za zadanie zmniejszyć światło rury w ścianie i zapobiec wyciekaniu wody – wy­jaśniłem poirytowanym głosem.
- Zaraz, zaraz. Ja tu mam napisane na kartce – wresz­cie kobieta przypomniała sobie wcześniejsze zalecenie wezwanego do awarii umywalki hydraulika.
- Proszę pokazać tę karteczkę – ponagliłem z nadzieja na szybkie rozwiązanie spornej rozmowy.
Oczywiście w przepaścistej torbie kobiety trudno było ją znaleźć. Mimo to mrucząc pod nosem przewracała wszystko co w niej nosiła. Raz w jedną stronę torby, raz w drugą i tylko efektu na bliski koniec zakupów nie było widać. W końcu zniecierpliwiona i poirytowana wysypa­ła całą jej zawartość na moją ladę sklepową. Pośród wie­lu bezładnie leżących szpargałów było tam pełno różnych karteczek. Każda zawierała jakiś napis informujący o tym co miała zrobić albo kupić w jakimś sklepie. Rozgar­nąwszy wszystko w zdecydowanie cieńszą warstwę wszelakich, damskich rupieci, przeglądała na chybił trafił karteczki. Ta nie, ta też nie i ta nie… gdzie ona się podziała – wyrażała na głos swoje myśli.
- Spokojnie droga pani i bez nerwów. Na pewno zaraz się znajdzie – starałem się wyciszyć kobietę bo doskona­le wiedziałem, że w stanie wzburzenia można jej nie zna­leźć wcale. A mnie przecież zależało bardzo na rychłym znalezieniu karteczki bo dziadek z czarną gumą nieco mnie rozhuśtał emocjonalnie.
- No gdzie masz tą karteczką – zaatakował dziadek.
- Bądź cicho niecierpliwcu jeden – starała się wyci­szyć narwanego męża.
- Guzdrzesz się jak ślimak na liściu przerośniętej ka­pusty – ponaglał.
- Uspokój się bo zostawię cię tu samego i będziesz do rana upierał się, że guma jest większa i czarna!
- Jak mówię, to mówię – przekonywał dalej.
Kobieta już nic mu nie odpowiedziała tylko zajęła się dokładnym przeszukiwaniem poskładanych w równe kwadraciki karteczek. W końcu trafiła tą konkretną i triumfalnie zakomunikowała:
- Mam, mam nareszcie tą kartkę – informowała usa­tysfakcjonowana swoją nieustępliwością w poszukiwa­niach po czym rozłożyła zwitek papieru i odczytała za­wartą tam informację hydraulika.
- Tu jest napisane guma fi 40/32 ale nie ma nic na te­mat koloru tej gumy – mówiąc to podała mi mały skra­wek papieru z wymiarami redukcji.
Popatrzyłem zaciekawiony czy kobieta czegoś nie przeinaczyła i stwierdziłem zgodność napisu z tym co powiedziała przed chwilą
- Czyli nareszcie wiemy coś konkretnego. Potrzebna jest wam redukcja gumowa 40/32 – usatysfakcjonowany wyraziłem swoją opinię a następnie schyliłem się do dol­nej półki gdzie leżały takie gumy i wydobyłem tą po­trzebną. Położyłem na ladzie przed nimi a dziadek od razy zakwestionował moją decyzję.
- Tamta w domu jest większa...
- Jak może być większa skoro na kartce fachowiec na­pisał o właśnie takiej jak podałem?
- Jest większa i czarna a nie biała.
- No nie. Dłużej nie wytrzymam z panem. Hydraulik napisał na kartce co potrzeba, żona potwierdza zdanie hy­draulika, ja daję właściwą gumę a pan ciągle to samo. Po czym dla świętego spokoju wyskubałem spośród wielu innych większą redukcję i położyłem ją na ladzie tuż przy tej właściwej.
- Proszę jest większa… i co? - zapytałem wyczekująco chociaż moja irytacja dziadkiem nabierała już rozmiaru dobrze nadmuchanego balonu.
- W domu jest większa i czarna – uparty osioł trzymał się nielogicznie swojego.
Ręce z wrażenia i niedowierzania mi opadły. Jak moż­na być takim osłem i zakładać, że on wie lepiej od hy­draulika i mnie, który to sprzedaje? Nerwy powoli mi puszczały i w związku z tym podkusiło mnie na niewy­bredny dowcip:
- Wie pan jak byłem młodszy i chodziłem na dziew­czyny to czarną i nie tylko czarną gumę nosiłem w takiej małej kieszonce przy pasku spodni…
Dziadek spojrzał na mnie matowym wzrokiem i bez zastanowienia palnął:
- No przecież cały czas powtarzam, że duża, czarna guma jest najlepsza!
W tym momencie przyszło mi na myśl, że u dziadka w głowie zamieszkał Azheimer skoro nie skojarzył mojego dowcipu z prezerwatywami. Spojrzałem na niego ze zro­zumieniem a potem na jego żonę z wyczekiwaniem i nie­mym pytaniem w oczach: co dalej?
- Wie pan co? Dla spokoju sumienia wezmę te dwie gumy ale kiedy stwierdzimy, która jest dobra, przyjdę i zwrócę panu tą zbyteczną.
- Ok. To najrozsądniejsze co można był w tej spornej i bądź co bądź kłopotliwej sytuacji zrobić. Oczywiście przyjmę niepotrzebną gumę i zwrócę pieniążki – z zado­woleniem przyjąłem jej propozycję.
- W takim razie cieszę się, że doszliśmy w końcu do porozumienia – odparła ale dziadek nie dawał za wygra­ną i ciągle mamrotał, że guma jest za mała i dlaczego nie wzięła czarnej? Ona tłumaczyła jak chłopu na roli co nie dawało żadnego oddźwięku. Szurając stopami wlókł się za nią mamrocząc bezustannie.
Po ich wyjściu złapałem kilka głębokich oddechów i zaparzyłem sobie ziółek melisy na wyciszenie. Ale zanim zdążyłem je wypić wróciła pani od marudy i zgodnie z umową przyniosła mi tą większą redukcję co potwierdza­ło trafne polecenie hydraulika o mniejszej gumie. Dzia­dek pewnie ze wstydu za swój upór nie pofatygował się z żoną do sklepu co nawet mnie osobiście ucieszyło.
- Przepraszam pana za męża.
- Nie szkodzi czasem trzeba trochę pomarudzić – ła­godziłem sprawę by jej przykro nie było.
- Pięćdziesiąt lat tak mi marudzi ale zauważyłam, że ostatnio coraz bardziej gdera.
- Szczerze współczuję. Niestety starość ma swoje pra­wa i należy się z tym godzić – podsumowałem zajście.
- Godzić? Powiada pan godzić? A niech ją szlag a na­wet ciężka cholera trafi – odparła rozgoryczona wycho­dząc ze sklepu…


Warszawa 24.10.2019