Dzisiaj to jest w piątek, ostatniego handlowego dnia tygodnia
siedziałem za biurkiem sklepowym przy laptopie. Miałem kilka
spraw związanych z handlem do dogrania i uzupełnienia w
koniecznych w tej działalności papierach. Ale zanim dobrze
wpasowałem się w tą pracę usłyszałem głośne szuranie stóp o
podłogę korytarza i dwa sprzeczające się ze sobą głosy. Damski
i męski żeby było już wszystko jasne. Tuż przed wejściem do
mojego królestwa jest taki przedsionek z którego można wejść do
punktu usług krawieckich i jeszcze innego punktu powiedziałbym
mocno na wyrost rozrywkowego. Czyli mówiąc wprost sali gdzie
mieszczą się automaty do gier hazardowych. Wchodzących osób
będących w tamtym miejscu nie widzę ze swojego pomieszczenia ale
doskonale słyszę co informuje mnie o zbliżającym się
kliencie.
Po krótkiej jakby szurającej szamotaninie pojawili się w moim polu
widzenia. Dyskutując o czymś zawzięcie idą. On pierwszy ona tuż
za nim. Idą powoli i jakby mnie w ogóle nie widząc zbliżają się.
Wreszcie stanęli oboje przed ladą sklepową. Obydwoje w wieku dość
dobrze zaawansowanym, tak na moje oko 70-tka bita. Patrząc na
mnie potem na siebie i znowu na mnie i na siebie próbują
rozpocząć jakiś zrozumiały dla mnie sprzedawcy dialog.
Widząc, że chcą przedstawić mi cel swojej wizyty w sklepie nie
przerywam i nie próbuję pomagać im w wyznaniu sedna sprawy.
Wreszcie on zaczyna pierwszy i jakoś tak nieskładnie stara się
przedstawić w czym tkwi ich problem. Szamocze się słownie nie
bardzo wiedząc jak technicznie wyłuszczyć swoje oczekiwana do
mnie.
Ona patrzy na niego, przysłuchuje się jego chaotycznej mowie i
kręci głową zniecierpliwiona. W końcu przerywa mu
bezceremonialnie i zaczyna sama mówić co zamierzają kupić ale on
– mąż, zapewne z wieloletnim stażem przewodnika czyli pana i
władcy w ich związku nie może zgodzić się z jej reakcją…
- Zaczekaj. Stój spokojnie, ja powiem panu o co nam chodzi –
powstrzymał małżonkę przed ewentualnie źle tłumaczonym tematem.
- No to mów składnie bo pan się tu niecierpliwi.
- Nie jest ze mną aż tak źle – jakby zaprzeczam kobiety
śmiałym założeniom i tym samym próbuję uspokoić ich ogniste
temperamenty.
- Wie pan mamy u siebie w domu małą umywalkę i w ścianie czarną
gumę ale z niej cieknie i potrzeba nam takiej nowej gumy –
informuje mnie on.
- A przypadkiem nie macie w ścianie rury odpływowej z umywalki –
próbuję uściślić temat.
- Tak. Właśnie tak – wtrąca ona…
- Czekaj, czekaj. Tam jest czarna guma a nie jakaś tam rura –
wtrącił nachalnie staruszek.
- W takim razie gdzie spływa woda z umywalki – pytam aby
obrazowo uzmysłowić dziadkowi, że w ścianie musi być rura
spustowa.
- No w tą czarną gumę – odpowiada.
Podchodzę do regału i biorę w dłoń rurę PCV fi 50 najczęściej
stosowaną w odpływach ściennych. Podchodzę do klienta i
pokazując mu z bliska co ma w ścianie mówię: takie coś ma pan w
ścianie i jeśli cieknie trzeba wymienić uszczelkę i będzie po
kłopocie.
- Mówię przecież, że tam nie ma takiej rury tylko czarna guma a
rura z umywalki jest cienka i dlatego cieknie. Ma pan taką
czarną gumę?
- Mam białe gumy – informuję a jednocześnie połapałem się
co im potrzeba.
- Nie. Musi być czarna guma – nie wiedzieć dlaczego upierał się
przy czarnej.
- W takim razie potrzebna jest redukcja gumowa z fi 50 w ścianie na
fi32. Włoży pan to w dziurę w ścianie i w tą gumę wetknie rurę
umywalkową i będzie dobrze – podałem mu konkretną gumę.
- Tamta jest większa i czarna – kwitując podniesionym głosem
zaparł się jak osioł.
- Cicho bądź, przecież pan tu pracuje a Ty krzyczysz.
- Bo mówię, że tamta jest większa i czarna – mruknął
zacietrzewiony staruszek.
- A co za różnica czarna czy biała, żółta czy niebieska,
brązowa czy zielona. Redukcja ma za zadanie zmniejszyć światło
rury w ścianie i zapobiec wyciekaniu wody – wyjaśniłem
poirytowanym głosem.
- Zaraz, zaraz. Ja tu mam napisane na kartce – wreszcie
kobieta przypomniała sobie wcześniejsze zalecenie wezwanego do
awarii umywalki hydraulika.
- Proszę pokazać tę karteczkę – ponagliłem z nadzieja na
szybkie rozwiązanie spornej rozmowy.
Oczywiście w przepaścistej torbie kobiety trudno było ją znaleźć.
Mimo to mrucząc pod nosem przewracała wszystko co w niej nosiła.
Raz w jedną stronę torby, raz w drugą i tylko efektu na bliski
koniec zakupów nie było widać. W końcu zniecierpliwiona i
poirytowana wysypała całą jej zawartość na moją ladę
sklepową. Pośród wielu bezładnie leżących szpargałów
było tam pełno różnych karteczek. Każda zawierała jakiś napis
informujący o tym co miała zrobić albo kupić w jakimś sklepie.
Rozgarnąwszy wszystko w zdecydowanie cieńszą warstwę
wszelakich, damskich rupieci, przeglądała na chybił trafił
karteczki. Ta nie, ta też nie i ta nie… gdzie ona się podziała –
wyrażała na głos swoje myśli.
- Spokojnie droga pani i bez nerwów. Na pewno zaraz się znajdzie –
starałem się wyciszyć kobietę bo doskonale wiedziałem, że
w stanie wzburzenia można jej nie znaleźć wcale. A mnie
przecież zależało bardzo na rychłym znalezieniu karteczki bo
dziadek z czarną gumą nieco mnie rozhuśtał emocjonalnie.
- No gdzie masz tą karteczką – zaatakował dziadek.
- Bądź cicho niecierpliwcu jeden – starała się wyciszyć
narwanego męża.
- Guzdrzesz się jak ślimak na liściu przerośniętej kapusty
– ponaglał.
- Uspokój się bo zostawię cię tu samego i będziesz do rana
upierał się, że guma jest większa i czarna!
- Jak mówię, to mówię – przekonywał dalej.
Kobieta już nic mu nie odpowiedziała tylko zajęła się dokładnym
przeszukiwaniem poskładanych w równe kwadraciki karteczek. W końcu
trafiła tą konkretną i triumfalnie zakomunikowała:
- Mam, mam nareszcie tą kartkę – informowała
usatysfakcjonowana swoją nieustępliwością w poszukiwaniach
po czym rozłożyła zwitek papieru i odczytała zawartą tam
informację hydraulika.
- Tu jest napisane guma fi 40/32 ale nie ma nic na temat koloru
tej gumy – mówiąc to podała mi mały skrawek papieru z
wymiarami redukcji.
Popatrzyłem zaciekawiony czy kobieta czegoś nie przeinaczyła i
stwierdziłem zgodność napisu z tym co powiedziała przed chwilą
- Czyli nareszcie wiemy coś konkretnego. Potrzebna jest wam redukcja
gumowa 40/32 – usatysfakcjonowany wyraziłem swoją opinię a
następnie schyliłem się do dolnej półki gdzie leżały
takie gumy i wydobyłem tą potrzebną. Położyłem na ladzie
przed nimi a dziadek od razy zakwestionował moją decyzję.
- Tamta w domu jest większa...
- Jak może być większa skoro na kartce fachowiec napisał o
właśnie takiej jak podałem?
- Jest większa i czarna a nie biała.
- No nie. Dłużej nie wytrzymam z panem. Hydraulik napisał na
kartce co potrzeba, żona potwierdza zdanie hydraulika, ja daję
właściwą gumę a pan ciągle to samo. Po czym dla świętego
spokoju wyskubałem spośród wielu innych większą redukcję i
położyłem ją na ladzie tuż przy tej właściwej.
- Proszę jest większa… i co? - zapytałem wyczekująco chociaż
moja irytacja dziadkiem nabierała już rozmiaru dobrze nadmuchanego
balonu.
- W domu jest większa i czarna – uparty osioł trzymał się
nielogicznie swojego.
Ręce z wrażenia i niedowierzania mi opadły. Jak można być
takim osłem i zakładać, że on wie lepiej od hydraulika i
mnie, który to sprzedaje? Nerwy powoli mi puszczały i w związku z
tym podkusiło mnie na niewybredny dowcip:
- Wie pan jak byłem młodszy i chodziłem na dziewczyny to
czarną i nie tylko czarną gumę nosiłem w takiej małej kieszonce
przy pasku spodni…
Dziadek spojrzał na mnie matowym wzrokiem i bez zastanowienia
palnął:
- No przecież cały czas powtarzam, że duża, czarna guma jest
najlepsza!
W tym momencie przyszło mi na myśl, że u dziadka w głowie
zamieszkał Azheimer skoro nie skojarzył mojego dowcipu z
prezerwatywami. Spojrzałem na niego ze zrozumieniem a potem na
jego żonę z wyczekiwaniem i niemym pytaniem w oczach: co
dalej?
- Wie pan co? Dla spokoju sumienia wezmę te dwie gumy ale kiedy
stwierdzimy, która jest dobra, przyjdę i zwrócę panu tą
zbyteczną.
- Ok. To najrozsądniejsze co można był w tej spornej i bądź co
bądź kłopotliwej sytuacji zrobić. Oczywiście przyjmę
niepotrzebną gumę i zwrócę pieniążki – z zadowoleniem
przyjąłem jej propozycję.
- W takim razie cieszę się, że doszliśmy w końcu do porozumienia
– odparła ale dziadek nie dawał za wygraną i ciągle
mamrotał, że guma jest za mała i dlaczego nie wzięła czarnej?
Ona tłumaczyła jak chłopu na roli co nie dawało żadnego
oddźwięku. Szurając stopami wlókł się za nią mamrocząc
bezustannie.
Po ich wyjściu złapałem kilka głębokich oddechów i zaparzyłem
sobie ziółek melisy na wyciszenie. Ale zanim zdążyłem je wypić
wróciła pani od marudy i zgodnie z umową przyniosła mi tą
większą redukcję co potwierdzało trafne polecenie hydraulika
o mniejszej gumie. Dziadek pewnie ze wstydu za swój upór nie
pofatygował się z żoną do sklepu co nawet mnie osobiście
ucieszyło.
- Przepraszam pana za męża.
- Nie szkodzi czasem trzeba trochę pomarudzić – łagodziłem
sprawę by jej przykro nie było.
- Pięćdziesiąt lat tak mi marudzi ale zauważyłam, że ostatnio
coraz bardziej gdera.
- Szczerze współczuję. Niestety starość ma swoje prawa i
należy się z tym godzić – podsumowałem zajście.
- Godzić? Powiada pan godzić? A niech ją szlag a nawet
ciężka cholera trafi – odparła rozgoryczona wychodząc ze
sklepu…
Warszawa 24.10.2019