Na skutek sytuacji jakiej w ostatnim czasie doświadczyłem moje wnętrze zostało poruszone do żywego dlatego postanowiłem napisać w tym poście kilka zdań odnośnie naszej ustawowej służby zdrowia. Otóż pewnego wczesnego ranka wstałem z wyrka o godzinie szóstej. Wykonałem poranną toaletę, wypiłem kilka łyków zielonej herbaty i o godzinie 6:45 stanąłem w przychodni przy ul. Saskiej w Warszawie. Wchodzę do korytarza z napisem dermatologia i zatrzymuję się przy okienku w którym powolna kobieta ma dokonywać rejestracji pacjentów i ewentualnie wydawać numerki, które jak się domyślam mają na celu utrzymanie porządku i ładu przed gabinetem lekarza. Rozejrzałem się po przestrzeni poczekalni i o dziwo nie dojrzałem tłumu pacjentów. Przy okienku rejestracji stało zaledwie trzy osoby więc pro forma zapytałem kto jest ostatni. Zgłosiła swoją osobę pewna kobieta siedząca tuż obok na ławce. Zastanowiło mnie to, że jest tak mało ludzi zwłaszcza, że do dermatologa nie są wymagane skierowania od lekarza pierwszego kontaktu. Próbując rozwiązać zagadkę mimochodem słyszę ściszony głos rejestratorki:
- Numerków do lekarza już nie ma.
W pierwszej chwili pomyślałem, że się przesłyszałem jednak wybiła mnie z tego przekonania pani siedząca na ławce.
- Jak to nie ma już numerków…? - zapytała zdziwiona.
- No bo rejestrujemy tylko pięć numerków dziennie.
- To jakiś niesmaczny żart? – wtrąciłem się w rozmowę.
- Skandal, tylko opisać tą sytuacje w mediach publicznych… świetny materiał – zaproponowała stojąc już przy okienku pani, która przed chwilą siedziała na ławce.
Rejestratorka nabrała wody w usta i milczała jak przysłowiowy grób. Na skutek takiego stanu rzeczy przypuściłem na nią ostrzejszy atak:
- Pięciu pacjentów można obskoczyć w godzinę… a potem jaśnie pan doktor kawusię popija i czeka na wypłatę za dobrze wykonaną pracę…?
Niestety odpowiedzi choćby wymijającej od rejestratorki nie usłyszałem, ale całkiem wyraźnie dobiegły mnie słowa zbulwersowanej kobiety:
- Dlaczego robicie z nas – pacjentów pośmiewisko… lepiej by było gdybyście w ogóle nie otwierali tej pożal się Panie Boże przychodni…
- Lekarz jak każdy pracownik w naszym kraju powinien pracować osiem godzin z małą przerwą na drugie śniadanie… co zresztą znajduje odzwierciedlenie w Kodeksie Pracy. Gdybym to ja pracował tylko godzinę lub dwie, zaraz wylądowałbym w Urzędzie Pracy jako bezrobotny – wsparłem kobietę.
Wobec milczącej postawy pani rejestratorki naparłem mocniej:
- Ja nie zgadzam się abyście pobierali wypłatę z mojej składki zdrowotnej bo najzwyczajniej w świecie za obijanie nie należy się wam ani złotówka… Jak nie chcecie pracować to złóżcie podanie o zwolnienie z pracy i wynocha na ośla łączkę… tam rośnie darmowy szczaw.
- Co się pan tak gorączkuje – wreszcie przemówiła milcząca rejestratorka.
- Nie gorączkuję tylko stawiam kategoryczny sprzeciw. Jeszcze raz podkreślam z całą stanowczością i mówię jasno, dobitnie i publicznie, że nie chcę być okradany z własnej składki zdrowotnej.
Na dźwięk tych słów rejestratorka coś niezrozumiale mruknęła pod nosem i zabrała się za układanie kart pacjentów. Nic dodać, nic ująć… widać przypowieść o tym, że milczenie jest złotem znalazła zastosowanie nawet w rejestracji przychodni publicznej… a co mi tam, lepiej niech milczą leniuchujące rejestratorki niżby miały gadać głupoty o tym jak to służba zdrowia jest zapracowana… a jak mało zarabia. Moim zdaniem za siedzenie nie powinno się płacić… zwłaszcza gdy w grę wchodzą pieniądze, które przeznaczone są na nasze leczenie. Powiem więcej, takie placówki powinno się zamykać na skobel bo utrzymanie w kondycji budynku także kosztuje i to całkiem spore pieniądze. One jak może nie wszyscy wiedzą także pochodzą ze składki zdrowotnej konkretnego pacjenta, który miast być leczony w zamian nie może nawet dostać się do pijącego kawusię lekarza… Wnioski z tego nasuwają się same: Kontraktowy pacjent może istnieć w prywatnym lecznictwie natomiast pacjenta z obowiązkowego ubezpieczenia powinien obsługiwać personel medyczny, który jest zatrudniony na pełnym etacie Ministerstwa Zdrowia. W takich okolicznościach lekarz pracowałby jak wszyscy inni pracownicy osiem godzin i kawusię piłby w domu albo w kawiarni po pracy. W ten oto sposób moje składki i wszystkich ubezpieczonych szłyby na konkretne leczenie, a nie fikcyjne wizyty… takie jak pełno odpłatna wizyta po wypisanie recepty albo po skierowanie do specjalisty… Zatem to od nas samych zależy czy pozwolimy się dalej rżnąć i okradać, czy też postawimy zdecydowane veto przeciw okradaniu i traktowaniu nas – pacjentów jak piąte koło u wozu, które kręci się tylko po to aby cała rzesza obiboków mogła z nas ssać nie dając nic w zamian!